Krystyna Knypl
Podróż lotnicza: TAM: Warszawa - Amsterdam (1095km/681 mil)
Amsterdam - Houston(8083km/5023 mil)
Houston - Cancun(1282km/797mil) - w jedną stronę 20920km/13002 mil Z POWROTEM: Cancun - Houston
Houston - Amsterdam - Warszawa
Cała podróż: 41840 km /26004 mil
Mieszkałam: hotel Batab
Podobało
mi się podbijanie wielkiego świata i zwiedzanie go na własną rękę. W
następnym roku ruszyłam więc na kongres International Society of
Hypertension do Cancun, w Meksyku, który odbywał się od 17 do 21
kwietnia 2005 roku. Powodem wyjazdu było przyjęcie do prezentacji
mojego posteru Compliance with low salt diet in hypertensive patients. Zaczęły się więc przygotowania - najważniejsze znalezienie było biletu lotniczego oraz zakwaterowania w odpowiednich cenach.
Najkorzystniejszy
bilet kosztował 2596,00 pln, ale związany z przesiadką w Houston - co
wymagało wizy amerykańskiej. Studiując przepisy ubiegania się o wizę
amerykańską odkryłam istnienie wiz dla dziennikarzy. Spełniałam już
wtedy nie tylko faktyczne, ale i formalne kryteria bycia dziennikarzem –
miałam press ID czyli legitymację Stowarzyszenia Dziennikarzy
Polskich. Wizyta w ambasadzie przebiegła typowo, zapytano mnie o zawód
oraz powód wyjazdu do Meksyku, a także zadano pytanie:
-Czy będzie pani raportować po podróży?
- co oznaczało czy będę pisać artykuły na temat podróży. Przy
odpowiedzi, że tak będę raportować uznano więc, że kwalifikuję się do
otrzymania wizy dziennikarskiej typu "I".
Podróż
rozpoczęła się 12 kwietnia 2005 roku rejsem KL 1362 6.40 do Amsterdamu
byłam tam o 8.50. Przeszłam do odpowiedniej bramki i spokojnie ustawiłam
się w kolejce do samolotu do Houston, który startował o 10:30. Nie
wiedziałam jeszcze wtedy nic a nic o przeżyciach związanych z przekraczaniem granicy amerykańskiej.
Gdy
podałam moje dokumenty, stewardessa przyjmująca pasażerów na pokład
spojrzała na mnie niezwykle przenikliwie. Byłam przyzwyczajona, że to
ja patrzyłam na ludzi przenikliwym spojrzeniem zastanawiając co się
kryje w danym człowieku, a tu ktoś inny patrzył wzrokiem dociekliwego
badacza na mnie! Przez chwilę nasze spojrzenia spotkały się i zmierzyły
ze sobą. Ten krótki moment był powodem pojawienia się potem w mojej
powieści postaci Pani Naziemnej.
Podróż do
Houston upłynęła bez specjalnych przygód jeśli nie liczyć wrażenia, że
siedzę w samolocie do Nowego Jorku. Nawet przez chwilę byłam prawie
pewna, że to samolot do Nowego Jorku – może pokazywano trasę na
monitorze, która to sugerowała w mojej wyobraźni? W ogóle geografia
Stanów Zjednoczonych jest dla mnie ciągle trudna. Pod
koniec lotu rozdano karty I-94, z którymi zetknęłam się po raz
pierwszy. Wypełniłam oczywiście z pomyłką. Teraz drukuję sobie z
internetu kartę I-94 i mam ściągawkę. Jej wypełnienie nie jest łatwe -
wymaga podania różnych szczegółowych danych jak numer paszportu, numer
lotu czy adres zamieszkania w Stanach Zjednoczonych. Podobno już od
ubiegłego roku nie obowiązuje dokumentowanie wyjazdu za pomocą oddania
odcinka karty I-94.
W
Houston wylądowaliśmy o 13.40. Tamtejsze lotnisko wydało mi się
gigantyczne. Szłam długimi korytarzami aż wreszcie zalazłam się w hali
będącej przepustką do DEMO-KRAJU lub DEMOK-RAJU jak to napisałam w jednej z moich powieści.
Lotnisko w Houston
Źródło: wikipedia
Kilkoro urzędników chodziło wzdłuż kolejki podróżnych, oczekujących na
rozmowę z pogranicznikiem, kontrolując wypełnione druczki - kazano mi
napisać transit to Mexico . Sama wiadomość transit nie była wystarczająca dla amerykańskich baz danych. Podeszłam do pogranicznika, który zapytał: Gdzie jedziesz? Do Cancun - odpowiedziałam. To było proste. Następne pytanie brzmiało: Dla kogo pracujesz?
Rozumiałam co do mnie mówi, ale nie rozumiałam o co pyta. Zapytałam o
co mnie właściwie pyta. Pogranicznik powtórzył pytanie, odrzekłam, że
nie rozumiem pytania. Tak postawione pytanie ma w języku polskim
kontekst nieco pejoratywny i personalny, w amerykańskim angielskim jest
normą - ale o tym dowiedziałam się dużo później. Jeżeli szeregowy pogranicznik
nie jest w stanie porozumieć się w trzech pytaniach, to obwiązany jest
przekazać sprawę swemu szefowi, który jest lepiej wykształcony językowo
oraz w dziedzinie komunikacji między ludźmi. Angielszczyzna wyższego
rangą pogranicznika oraz sposób zadawania pytań były dla mnie zrozumiałe i podstemplowano mi zezwolenie na ów transit to Mexico. Teraz pytania o cel podróży i jej szczegóły są zadawane w Europie, przed wpuszczeniem na pokład samolotu.
Trochę
czasu upłynęło mi na tych wyznaniach i gdy doszłam do miejsca odbioru
bagażu. Na taśmie samotnie kręciła się ostatnia walizka, moja
oczywiście. W nerwach ściągnęłam ją prosto na swoją stopę. Nie bacząc na
bolesny uraz stopy przecwałowałam chyżo do innego terminalu, ale
niestety nie zdążyłam swój samolot.
Zgłosiłam się
do obsługi naziemnej, która dokładała starań, aby nie zrozumieć mojego
angielskiego. Jest to raczej rzadka postawa, ale musiało mi się
przytrafić spotkanie takiej osoby akurat na początku moich kontaktów z
Amerykanami. Chcąc wykazać jaka z niej światowa osoba, zapytała mnie w
jakim innym języku możemy rozmawiać poza angielskim. Dałam jej do wyboru
polski, rosyjski i białoruski, w którym potrafię wygłosić jeden
wierszyk dla dzieci.
W oka mgnieniu okazało się,
że stewardesa rozumie co mówię do niej po angielsku! Do tego stopnia
poprawiła się nam komunikacja, że nie tylko wyznaczyła mi lot do Cancun,
ale nawet udało mi się zmienić lot powrotny na późniejszy. Było
oczywiste, że 50 minut jakie miałam podczas powrotu nie
wystarczy na przesiadkę. Droga od wyjścia z samolotu, którym
przyleciałam do Houston, formalności na granicy plus dojście do bramki
spod której był lot do Cancun zajęła mi prawie 2 godziny.
Przesiadając się kolejny raz udało mi się zrobić własną fotkę
Samolot
do Cancun miałam o godz.15:50 dzięki czemu mogłam zebrać myśli.
Siedząc w sporych nerwach, nie wiedząc co jeszcze mnie zaskoczy
postanowiłam zadzwonić do domu. Porozmawiałam chwilę z mężem i córką, co
podniosło mnie na duchu, że nie zginę w tym oceanie bramek, korytarzy,
komunikatów i tysiąca nowych, kompletnie nie znanych mi okoliczności.
Pierwotnie lot do Cancun był spod bramki F jak freedom, ale w międzyczasie zmieniono bramkę na E jak ewenement - że też to wszystko usłyszałam i zrozumiałam w języku ciągle mi obcym nie mogę nadziwić się do dziś!
Dworzec lotniczy w Cancun
W
Cancun wylądowałam o 18:09, a lot upłynął bez większych przeszkód.
Odbiór bagaży oraz procedury graniczne także nie były kłopotliwe.
Kontrolowano jedynie tych którym zapaliła się czerwona lampka podczas
przechodzenia obok celników, w moim przypadku lampka była na szczęście
zielona. Miałam zamówiony hotel i taksówkę przez internet. Kierowca
czekał już na lotnisku. Jechaliśmy z lotniska chyba około 20-30 minut,
drogi były raczej puste, zapamiętałam że na poboczach była wyschnięta
roślinność oraz fruwające śmieci.
Plan Cancun
Koszt
noclegów wg zachowanego rachunku był 1030 pln kosztowały więc mnie
noclegi. Trzeba było oszczędzać na innych wydatkach. Było to możliwe
poprzez pożywianie się oraz nawadnianie na przerwach kawowych na
kongresie.
Lobby hotelu Batab
Hotel położony był w downtown - cokolwiek to oznacza, a w przypadku Cancun oznaczało godzinę drogi autobusem do zona hotelera
czyli miejsca obrad. Umeblowanie pokoju było skromne – łóżko, stolik
nocny, blat z lustrem, na ścianie lampa z ozdoba w kształcie węża bowiem
Cancun oznacza miasto węża. Nie było radia, a telewizja tylko z kanałem
w języku hiszpańskim, na szczęści miałam swoje małe radio i mogłam
słuchać muzyki w stylu mariachi którą bardzo polubiłam i do dziś chętnie słucham.
Hotelu
nie oferował śniadań. W recepcji kupiłam tylko duża butelkę wody i to
była moja pierwsza kolacja po wylądowaniu. Różnica czasu 7 godzin
sprawiła, że usnęłam szybko, ale o 4 rano zbudziło mnie pianie koguta.
Wyjrzałam za okno mojego pokoju hotelowego. Widok nie był porywający.
Zaczęłam studiować materiały kongresowe i sporządzać notatki z podróży. Około 8 wyszłam w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia.
W
okolicy było najwięcej sklepów dla samochodów. Przy każdej ladzie
otwartej na ulice stało kilku facetów i zawzięcie kupowało jakieś rurki,
koła, tłoki. Tak mnie zaciekawili, że zrobiłam parę zdjęć tych
dżentelmenów.
Dopiero po 15 minutach marszu na
Avenue Uxmal znalazłam sklep spożywczy - można było płacić w dolarach a
wydawali w peso. Jedzeni upiorne same batony i chleb z waty - coś
takiego kupiłam i przegryzałam na śniadanie bez entuzjazmu.
Po
śniadaniu postanowiłam zwiedzić miasto - skierowałam się na prawo z
Avenue Chichen Itza do Avenue Tulum. Jest to jedna z głównych ulic
miasta, szeroka, bodaj dwu lub trzypasmowa, z ozdobną roślinnością po
środku.
Bomberos
Moim punktem orientacyjnym w drodze powrotnej ze spacerów po Avenue Tulum oraz wypraw do zona hotelera byli strażacy zwani tu bomberos
Meksykanka
zajmująca się sprzedażą bobu czy fasolki, którą łuskała i pakowała na
poczekaniu. Zapytałam ją któregoś dnia czy mogę zrobić zdjęcie - nieco
krygując się zezwoliła.
Meksykanka zajmująca się
sprzedażą bobu czy fasolki, którą łuskała i pakowała na poczekaniu.
Zapytałam ją któregoś dnia czy mogę zrobić zdjęcie - nieco krygując się
zezwoliła.
W tej restauracji zjadłam lunch
Spędziłam
dużo czasu rozpoznając przestrzeń po której miałam się poruszać. Nie
potrafiłam sobie wyobrazić co oznaczają adresy na Bulwarze Kukulcan, na
przykład 10 km Blv.Kukulcan
Przystanek autobusowy z którego odjeżdżałam na obrady do zona hotelera
Na horyzoncie hotel Grand Melia Cancun, w którym odbywały się obrady
Pomieszczenia kongresowe były na parterze na prawo
To nie były jednak standardy kongresowe, które znałam z dotychczasowych wojaży.
Pokwitowanie opłaty kongresowej, chyba kartą, która była odbita w specjalnym czytniku zwanym heblem
Zapłaciłam opłatę kongresową i dostałam badge'ę
Abstract book
Doniesienie które prezentowałam na sesji plakatowej
Najciekawsze
na kongresie było doniesienie o układzie endokanabinoidowym.
Rimmonabant jawił się wtedy bardzo ciekawie, ale były to przedwczesne
nadzieje.
Rimonabant jest selektywnym antagonistą receptora kannabinoidowego CB1.
Receptor CB1 zlokalizowany jest w mózgu, tkance tłuszczowej, mięśniach
szkieletowych, wątrobie i innych narządach. Lek blokuje obwodowe i
centralne receptory CB1 i w ten sposób wpływa na zmniejszenie masy ciała
oraz obwodu w talii, poprawia profil metaboliczny zwiększając stężenie
cholesterolu frakcji HDL (tzw. dobrego cholesterolu). Zalecana kuracja
dłuższa niż dwa tygodnie.
Rimonabant
został po raz pierwszy opisany w 1994 roku. Badania kliniczne dowiodły,
że wraz z modyfikacją stylu życia jest skuteczny w redukcji masy ciała u
osób otyłych. Od czerwca 2006 rimonabant (Acomplia) został dopuszczony
do obrotu na terytorium całej Unii Europejskiej, ale w październiku 2008
Europejska Agencja Leków odradziła jego przepisywanie pacjentom i preparat został wycofany ze sprzedaży.
Źródło:wikipedia
Szokiem
był "gala dinner" - paczki, puszki, jabłka, banany, batoniki, a
wszystko podane w niebieskiej torbie widocznej po prawej stronie. Dni
spędzone na obradach nie wstrząsnęły mną specjalnie - panował spory
bałagan, na gala diner podano paczki z chipsami i jabłkami plus chyba
dwie puszki coco-coli. Wracałam więc dość głodna z obrad późną porą i
drugiego bodaj dnia gdy dotarłam pod wieczór do downtown wszystkie
sklepy zamknięte. Gdzieś w okolicach Avenue Uxmal w wypożyczalni video
udało mi się kupić dwa koszmarne, maziowate batony czekoladowe i była to
moja wielce niesmaczna kolacja. Popijałam zimą wodą, brr... Dopiero
potem nauczyłam się wozić ze sobą czajnik i zwracać uwagę na obecność
coffeemaker'a w pokoju hotelowym.
Mały Książę w języku hiszpańskim, kupiony w Cancun
Drugi egzemplarz Mały Książę w języku hiszpańskim kupiony w Cancun
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.