Krystyna Knypl
Podróż lotnicza: TAM: Warszawa - Paryż (1368km/850 mil): Paryż - Boston(5537km/3441 mil)
Z POWROTEM Boston - Paryż
Paryż - Warszawa
Cała podróż 13810 km/8582 mil
Trasa samolotu
Gdzieś u wybrzeży Nowej Anglii
Mieszkałam: Berkeley Residency w Bostonie, obecnie nazywa się 40 Berkeley oraz Host family w Thomaston, Maine
Podróż
do San Francisco uświadomiła mi, że słowa Tamary o ulepszeniu mojego
angielskiego warte są wcielenia w czyn. Poszukiwałam odpowiedniej szkoły
do nauki, ale wszystkie były nastawione na nastolatków, studentów,
maksymalnie „młodych profesjonalistów” cokolwiek to oznacza. Nie tracąc
nadziei, że znajdę coś odpowiedniego błąkałam się po Internecie i
zupełnie przypadkowo natknęłam się na ofertę szkoły Acadia Center for
English Immersion w Thomaston obecnie przeniesionej do Camden w stanie
Maine. Szkoła reklamowała się jako przyjmująca wszystkich chętnych na
naukę, niezależnie od wieku, a jej najstarszy student miał 72 lata.
Podobało
mi się takie podejście do sprawy. Napisałam więc do właściciela i po
krótkiej wymianie korespondencji wykupiłam 2 tygodniowy kurs typu deep immersion. Uzyskałam 10% zniżkę swoim zwyczajem wymachując legitymacją dziennikarską.
Mimo
zniżki była to poważna inwestycja finansowa – wydaje mi się, że kurs
kosztował około 2000 usd (obecnie są droższe). Byłam tak zdeterminowana
na ucywilizowanie mojego angielskiego, ze przesłałam przekazem bankowym
spore w końcu pieniądze bliżej nie znanej mi placówce oświatowej, ale w
jakimś wewnętrznym przekonaniu że jest to naprawdę istniejąca szkoła i
dobra decyzja. Miasteczko Thomaston jest położone w stanie Maine i aby
się do niego dostać musiałam dolecieć do Bostonu i stamtąd jechać
autobusem do Portland, gdzie miał czekać na mnie Brian na dworcu
autobusowym.
Poprosiłam o zakwaterowanie w
rodzinie zbliżonej pokoleniowo do mnie, niepalącej, bez zwierząt,
dzieci. Byłam zdziwiona swoim asertywnym podejściem do tematu
zakwaterowania, ale uznałam, że skoro inwestuję spore pieniądze w naukę,
to nie mogę stresować się warunkami zakwaterowania.
Moimi
gospodarzami byli Ursula i Steve. Ursula była emerytowaną pracownicą
wydziału politologii uniwersytetu w Georgetown, a Steve byłym wojskowym,
a także zawodowym inwestorem giełdowym. Mieli słynnych synów, łącznie
siedmiu, przy czym synowie pochodzili z poprzednich małżeństw moich
gospodarzy. W Stanach Zjednoczonych, syn Steve'a
jest znanym aktorem, a synowie Ursuli pracują także w branży filmowej,
między innymi pracowali przy efektach specjalnych filmu Titanic, który
otrzymał także i w tej konkurencji Oscara. Powiało więc bardzo wielkim
światem, ale był on bardzo sympatyczny i przyjazny dla mnie wyzwolonej
Niewolnicy Ubezpieczalnianej. Pod pojęciem tym rozumiem odmianę
współczesnej niewolnicy Isaury, która była skazana na dożywotnie
służenie, ale coś nieoczekiwanie zmieniło jej los…
Dojechać
w jeden dzień do Thomaston nie było łatwo ani tanio. Mogłam lecieć
przez Paryż – Boston do Rockland. Jednak uznałam, że dwie przesiadki na
terenie Stanów Zjednoczonych i docelowa podróż do małego, regionalnego
portu nie jest atrakcyjnym rozwiązaniem i wybrałam wersję nieco chyba
dłuższą oraz droższą, ale ciekawszą. Otóż zdecydowałam się na podróż do
Bostonu, tam zatrzymałam się na dwie noce. Dziś wiem, że linie te mają
połączenie z lotniskiem w Bostonie, ale wtedy nie byłam tak obyta z
zasobami podróżniczymi w internecie.
Zdecydowałam
się więc zatrzymać się więc w Bostonie. Znalezienie hotelu w cenie
dającej się zaakceptować graniczyło z cudem. Szukałam jak szalona i
wreszcie zdecydowałam się na hostel
40 Berkeley,
jednoosobowy pokój w tym hostelu kosztuje dziś od 81 do 103 usd. W 2005
roku pewnie ceny były podobne. Z lotniska do hotelu jechałam taksówką,
prawdopodobnie wynajętą ex tempore na lotnisku.
Nie jest łatwo znaleźć serwis shuttle busem z tego lotniska, serwery
chodzą wolno i programy podają, że dowożą tylko do markowych hoteli.
Może te wymagania trudne do zaakceptowania spowodowały, że wybrałam
taksówkę. Obliczam za pomocą http://www.worldtaximeter.com, ile mogło to
mnie kosztować.
Oto szacunkowy raport kosztów:
Estimated Fare using meter at 19:00
Distance: 8.18 km. | Duration: 17 min.
first 230 meters $2.60
7.95 km. x $1.74 per km $13.84
waiting in traffic (~7 min.) $3.63
Customary tip (15%) $3.01
Surcharge from Logan Airport $6.00
Total $29.08
Pamiętam,
że ulice Bostonu były puste, a miasto wydało mi się czyste i
uporządkowane, przypomniała mi się Szwajcaria. Dojechaliśmy do Berkeley
Residency i powiedzieliśmy sobie z kierowca bye - bye.
Berkeley Residency, trochę może szumna nazwa, ale najtańszy hotel/hostel jaki udało mi się znaleźć. Obok nazwy skrót YWCA, co wyjaśnia wiele.
W
recepcji przywitało mnie miłe dziewczę, potwierdziło rezerwację i
wręczyło czekającą na mnie korespondencję z City Pass (foto ze strony
hotelu).
Recepcja w Berkeley Residency była
to jedną z weselszych recepcji hotelowych jakie spotkałam – miała super
sposób zabezpieczenia pokoi. Otrzymałam pokój - powiedzmy numer 432, a
na kluczu miałam napis 17B i dziewczyna wręczając mi oświadczyła:
zapamiętaj numer swojego pokoju, te 17 B na kluczu jest dla zmyłki – jak
zgubisz klucz to złodziej nie będzie wiedział do którego pokoju klucz
pasuje. No świetna sprawa! Wręczono mi chyba ręczniki i pojechałam
windą do mojego pokoju.
City Pass Boston
City Pass Boston
Był...
no cóż, wielce niskobudżetowy. Torba z napisem Szkoła Języków Obcych -
nie wiem czy wzięta celowo, czy wymowny przypadek. Biało-czerwone koło
do zgniatanie w celu uzyskania efektu anti-stress ;))
U sufitu leniwie kręcił się wiatrak, który można było wyłączyć pociągając z zwisający przewód
Siadłam
żeby rozprostować nogi po długim locie i z mojego podudzi chyżo
skoczyła pchła w nieznanym kierunku. No dobra mówię, i tak nie ma wpływu
na nią… obejrzałam otoczenie, innych współlokatorów nie było… Za oknem
po prawej był sklep Seven-to-Eleven.
Na wprost z
okna miałam widok na Hancock Tower, który podziwiałam przez całą noc,
bowiem nieopodal na ulicy grupa wyrostków urządziła sobie street party i
puszczała głośną muzykę.
Hanckock Tower
Usnęłam
dopiero nad ranem. Ochlapałam się w zbiorowej łazience nieszczególnie
czystej – gdy porównuję analogiczne urządzenia Chicago to prawie hotel 4
gwiazdkowy na korzyść Chicago. Odświeżona pomaszerowałam na śniadanie
gdzie wesoły przedstawiciel rasy innej niż biała wręczał dwa grube
naleśniki tonące w tłuszczu i syropie klonowym. Coś tam jeszcze było na
to śniadanie, pewnie jakieś pieczywo i napoje, ale uczucie
dyspeptycznych wspomnień mam do dziś.
Poszłam po
śniadaniu odnaleźć miejsce odjazdu mojego autobusu – było to Boston
South Station przy Summer Street w odległości około 20 minut drogi
pieszo od mojego hotelu.
Po drodze minęłam między
innymi The Salvatory Army na 700N Bell Street w odległości około 15
minut drogi i Chandler Inn Holel – za jedynkę 125 usd, czyli prawie 2
razy drożej niż w moim hotelu.
Sklep
7- Eleven. Na półkach liczne butelki ze słodkimi drinkami, wpędzającymi
Amerykę w epidemię cukrzycy. Przed sklepem obfitość śmieci, pewnie
opakowania zakupionych przed chwila produktów spożywczych
Trochę
wyczerpana spacerem wsiadłam na pokład zabytkowego autobusu w ramach
tras dostępnych na City Pass i obejrzałam główne atrakcje miast z okien
pojazdu.
Potem przeszłam do South Station i kupiłam bilet na autobus do Thomaston.
Znużona usnęłam wcześniej i był to dobry pomysł bowiem w nocy
przerobiliśmy jako goście hotelu próbny alarm przeciwpożarowy, który
polegał na wyprowadzeniu nas na ulicę. Gdy usłyszałam przeraźliwy sygnał
dźwiękowy wyjrzałam na korytarz i usłyszałam od sąsiadki z naprzeciwka
fire, we must go down . Zeszłam więc nie zapomniawszy o moim survital
kit w plecaku, który zabrałam ze sobą. Po godzinie wpuszczono nas
powrotem do hotelu.
Alarm przeciwpożarowy
Rano
wsiadłam w zamówioną prze recepcję taksówkę i pojechałam do South
Station i dalej autobusem do Thomaston aby szlifować mój angielski oraz
poznawać wielki świat.
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.