Powered By Blogger

niedziela, 14 stycznia 2018

14/01/2018.Rozpoczynam wydawanie Gazety dla Lekarzy

Krystyna Knypl
 
O wydawaniu czasopisma w akademickiej formie myślałam już od pewnego czasu. Miało się ono nazywać "Poradnia Nadciśnieniowa", nawet zaprojektowaliśmy okładkę. 
Rozwój i wzrost znaczenia mediów społecznościowych wpłynął na zmianę pierwotnych planów i zamiast czasopisma naukowego zdecydowałam się na wydawanie czasopisma środowiskowego o profilu bliższym codziennym problemom lekarzy.

Wizyta w Bibliotece Narodowej po numer ISSN
W styczniu napisałam do Gazety Lekarskiej artykuł o proroczym tytule „Rzeczywistość równoległa”, no i stało się! Tak pisałam na gorąco na fotoblogu:
Na początku roku zakończyłam pracę dla jednego z moich wydawców medycznych. Zastanawiałam się co powinnam robić dalej? Może warto ułożyć się na dowolnie wybranym boku, w odpowiednim punkcie miasta i czekać aż nadarzy się okazja? Ale kiedy ona przyjdzie do człowieka? A może pójdzie ta okazja drugą stroną ulicy, wiadomo jak one potrafią się błąkać! I co wtedy zrobię??? Rozmyślałam więc… Mając nieco więcej czasu spacerowałam po mieście… fotografowałam murale… gdy na jednym z nich przeczytałam: musisz mierzyć wyżej….

Inspirujący mural

Drugi raz taka okazja się nie zdarzy! Najłatwiej jest zmobilizować tych których mamy pod ręką. Zawołałam więc do męża: czuj się powołany na stanowisko sekretarza redakcji, po czym złożyłam odpowiednie dokumenty w Sądzie Rejestrowym oraz Bibliotece Narodowej. Wspomniane instytucje wpisały mój miesięcznik do rejestru czasopism, otrzymałam numer ISSN i od wczoraj jestem wydawcą oraz redaktor naczelną miesięcznika “Gazeta dla Lekarzy” – pisałam na fotoblogu.


GdL na Prima Aprilis - sesja w salonie prasy

W czerwcu 2012 poleciałam na ASCO do Chicago. Wyjazd był o tyle ciekawy, że pierwszy raz w życiu leciałam za ocean w biznes class. Tak to opisałam w książce „To jest Ameryka!”
„Siadłam na biznesowym fotelu i czuję się jak ta wieś, co tańczy i śpiewa „koko, koko, euro spoko”. ;)) Ni czorta nie wiem, jak co działa.
Umiem jedynie zapiąć pasy!
W economy class już wszystkie guziczki rozpracowałam, a tu nie wiem nic, bo wszystkie guziczki nowe.
Po jakimś czasie rozgryzłam guziczki fotela i wyjmowanie stolika z pionowego ramienia oparcia po lewej – pokrywę odchyla się i w środku jest składany stolik, ale aby pokrywa się odkryła, trzeba nacisnąć guzik z przodu.
W międzyczasie podano menu napisane w takich eleganckich słowach, że nie sposób spamiętać, więc wzięłam egzemplarz na pamiątkę. Tak na oko to przystawka składała się z łososia i szparagów, jagnięciny, ziemniaków, warzyw, ciastka, owoców, napojów.
Tymczasem dania spisane z karty, którą każdy otrzymuje w języku niderlandzkim i angielskim, nazywały się tak:
appetiser:
Gravalax with white asparagus
Main course:
Filet of chicken in tarragon gravy
Pan-fried halibut with light curry souce
Hazelnut-crusted lamb medalion

Zdecydowałam się na nr 3, który okazał się pospolitym kawałkiem mięsa. Tak więc wszystko ponazywane jest bardzo szumnie, ale tak w istocie to chemiczne jedzenie linii lotniczych.

 Na kongresie ASCO w Chicago (2012)

Palmer House Chicago
Ciekawym wydarzeniem krajowym było uczestnictwo w konferencji w Pałacu Prezydenckim z okazji 20 lecia medycyny rodzinnej w Polsce.
Poza artykułem o proroczym tytule w "Gazecie Lekarskiej" pod tytułem "Rzeczywistość równoległa" opublikowałam 41 artykułów w GdL oraz 12 w Diabetyku. W 2012 wydałam też powieść „Pocałunek uzależnienia, oto fragment:

Kto surfując po stronach portalu dla lekarzy www.penicilium3x800000j=2,4mln choć raz w życiu zaznał tego paraerotycznego internetowego uczucia, był w pewnej mierze stracony dla życia w realu.
Jego ciało i umysł ogarniała nie dająca się do końca zdefiniować odlotowa słodycz, rozluźnienie, zapomnienie, niechęć do przerywania ulubionego zajęcia, niedający się opanować zapał do powracania i oddawania się czynności surfowania po ulubionych stronach.

Prądy i fale słodyczy ogarniały organizm surfera, roznosząc się zrazu szybko, ale z czasem powoli i leniwie, bez zbędnego pośpiechu ogarniając wszystkie zakamarki umysłu, ciała i wyobraźni.

Nie tylko roznosiły się słodko, ale powracały w kolejnych falowaniach ze wzmożona siłą, przybierały niczym tsunami – początkowo zdawać by się mogło niewielkie, niewinne podekscytowanie, a im dalej, tym bardziej wszechogarniające i porywające, ba, wręcz wiodące ku zatraceniu, spadaniu w otchłań rozkoszy niemającej nigdy końca, a tym bardziej początku, no i oczywiście środka!
No bo skoro nie było wiadomo gdzie jest koniec, to wyznaczenie innych punktów topografii rozkoszy było z oczywistych względów niemożliwe i nierealne.

W uzależnionym użytkowniku drgały wszystkie mięśnie poprzecznie i podłużnie prążkowane w jednym niekończącym spazmie, a mięśniówka gładka wręcz szalała z rozkoszy. Miocyty ekstrafuzalne słały serię pobudzeń przenoszących się do miocytów intrafuzalnych, wywołując całe serie wyładowań tonicznych. Włókna odśrodkowe gammadynamiczne nie tylko szalały z pobudzenia, ale nawet przejmowały funkcję włókien statycznych, zwielokrotniając siłę doznań. 

Żadne włókno nie pracowało pod dyktando rozumu, wszystkie niezależnie od ich natury ogarniał spazm za spazmem, orgazm za orgazmem, a stany owe zdawały się nie mieć końca. Orgazm przestał być jakąś ułamkowo-sekundową figurą literacką, lecz był nigdy niekończącym się huraganem przyjemności. Oszalałe z nadmiaru paraerotycznych doznań serce gubiło się w rytmach wyzwolonych z bezwzględnej i trwającej od przyjścia człowieka na świat dominacji węzła zatokowego. Wszystkie punkty uśpione i podporządkowane do tej pory dominującym ośrodkom pobudliwości elektrycznej, dochodziły do głosu, oddychały pełną piersią, śląc salwy ekstrasystolii nadkomorowej oraz komorowej. Nawet pobudzenia zablokowane decydowały się zaistnieć – nareszcie mogły dać temu wyraz, że w ogóle są! Ba, nawet te z pobudzeń, które były przewiedzione z aberracją miały szanse na odważne zaistnienie… To było życie! 

Każda komórka drgała swoim rytmem, nie tracą ani chwili na zbędny odpoczynek. Wszystko przypominało sambodrom podczas karnawału w Rio de Janeiro, gdzieś w okolicach godziny czwartej nad ranem. Następowała gruntowna i głęboka relokacja sfer erogennych, wszystko mieszało się w niekończącym szale i podnieceniu. Przemieszczenie sfer erogennych stwarzało nowe możliwości przeżyć w miejscach publicznych, bez potrzeby chronienia się w alkowach lub stosowania innych form separacji przed ludzkim spojrzeniem.  

Warto było zaznać tych uczuć choć raz w życiu, żeby wiedzieć jak to jest przeżyć odlot wszech czasów. Jednak po pierwszym odlocie szybko przychodziła chęć na następny, kolejny i jeszcze następny… czy to miało się nigdy nie skończyć? trwać do końca świata, a może zgoła przenieść się na reklamowany lepszy ze światów? Tego w początkach portalu nie wiedział nikt, choć wszyscy byli skłonni sądzić, że słodkie chwile nigdy nie będą miały końca… 

Uzależniony nieszczęśnik nie miał wyboru – wszystko było podporządkowane porywającym doznaniom oraz dążeniu do przeżycia ich niekończąca się liczbę razy. Przejściowe uczucie sytości pojawiało się gdzieś po dziesięciu godzinach surfowania, ale gdyby tak dokładnie przeanalizować, to chwilowe odejście od komputera było konsekwencja prozaicznych potrzeb, jak zresetowanie pęcherza moczowego czy wypełnienie obowiązków w rodzaju wpuszczeniu psa do domu, który i
tak już kończył przegryzanie drzwi wyjściowych. Nie wiedzieli biedacy, trwający póki co w najsłodszym z upojeń, że wszystko ma swój kres – nawet nadczynność miocytów ekstrafuzalnych. 

Ale nie uprzedzajmy faktów! I tak same przyjdą, gdy nadejdzie ich pora…
@mimax2 / Krystyna Knypl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Diagnozowanie Nowego Wspaniałego Świata, odcinek pierwszy

  Krystyna Knypl Motto: Młodzi MYŚLĄ, że starzy są głupi, ale starzy WIEDZĄ, że młodzi są głupi. Agatha Christie , Morderstwo na ple...