Powered By Blogger

niedziela, 14 stycznia 2018

14/01/2018. Podsumowanie ujęte historycznie

Krystyna Knypl
Urodziłam się  na Podlasiu. Korzenie rodziny ze strony ojca prowadzą do rodu założonego przez Wincentego Anastazego Łapińskiego, który w roku 1855 przedstawił Heroldyi Królestwa Polskiego dokumenty potwierdzające, iż jego szlachecki rodowód sięga roku 1765.
Mój dokument potwierdzający szlacheckie pochodzenie
Korzenie ze strony matki prowadzą do Ksawerego Konopackiego uważanego za założyciela warszawskiej Nowej Pragi. Był on naczelnikiem sekcji Wydziału Górnictwa przy Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu w Warszawie. Siedziba miejsca pracy Ksawerego to Pałac Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu przy placu Bankowym w Warszawie.
Rozglądając się dokoła placu zauważymy pomnik Juliusza Słowackiego. Dlaczego w tym miejscu postawiono pomnik Wieszcza? Otóż w latach 1829-1831 pracował on jako aplikant w ww. komisji. Może znali się z Ksawerym, a może był on szefem Słowackiego? Historycy szukają w archiwach bliższych danych na ten temat.
Ksawery trafnie przewidział znaczenie budowanej w XIX wieku Kolei Warszawsko-Petersburskiej, wykupił obszerne grunty na Pradze, które następnie rozparcelował i sprzedawał chętnym do osiedlenia się na tamtych terenach. Na jednym z placów zbudował okazały budynek, zwany Pałacykiem Konopackiego.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Dom_Ksawerego_Konopackiego_w_Warszawie#/media/File:Dom_Konopackiego_1867.jpg
W grudniu 1862 r. ukończono budowę trasy Petersburg - Gatczyna - Ługa - Psków - Dźwińsk - Wilno - Białystok - Łapy - Warszawa i oddano linię kolejową do użytku. Od tego czasu datuje się szybki rozwój warszawskiej dzielnicy Praga.
Zauważmy, że trasa kolei Warszawsko-Petersburskiej przebiega przez moje rodzinne miasteczko, czyli Łapy! Cóż za symbolika!
Kraj lat dziecięcych
Na fotografii wykonanej w słynnym salonie fotograficznym w Łapach, u pana Władysława Piotrowskiego widzimy elegantkę z dużymi oczami i jasnymi falującymi lokami.
                                           Zdjęcie z Łap
Kolejna fotografia z dzieciństwa wskazuje, że prezentuję się równie interesująco w stroju wizytowym do fotografii, jak i w roboczym stroju do piaskownicy.
                                     Wysokie Mazowieckie
Co więcej, mam talent do bycia tzw. front woman! Wczesne opanowanie tej umiejętności – choć trochę późno uświadomione w życiu dorosłym - do przydało się po latach, gdy zostałam redaktor naczelną „Gazety dla Lekarzy”. Wiadomo nie od dziś, że Diabeł ubiera się u Prady i wszystkie redaktor naczelne to elegantki, że ho! ho!
Druga fotografia była zrobiona w Wysokiem Mazowieckiem, gdzie rodzice moi pracowali w miejscowym liceum. Ojciec był dyrektorem, a matka nauczycielką języka polskiego.
Niedługo potem, w 1948 roku rodzice przenieśli się do Warszawy, gdzie matka objęła stanowisko kierowniczki bursy studenckiej „Dziekanka” przy Krakowskim Przedmieściu.
                                          Dziekanka
Była to ważna placówka w odbudowywanej w Warszawie, której wnętrza pokazała w 1948 roku Polska Kronika Filmowa.
        Za biurkiem moja matka Halina
Ojciec pracował jako księgowy w stowarzyszeniu wyższej użyteczności publicznej o nazwie „Towarzystwo Burs i Stypendiów”. Matka, zainspirowana rozmowami ze studentami mieszkającymi w Dziekance, zaczęła uczęszczać na zajęcia na Uniwersytecie Warszawskim, początkowo jak wolny słuchacz wykładów na wydziale polonistyki tak wybitnych profesorów jak Witold Doroszewski czy Artur Sandauer.
Po zdaniu dwóch egzaminów została przyjęta na Uniwersytet Warszawski, odbyła studia i uzyskała tam tytuł magistra na podstawie pracy o twórczości Aleksandra Fredry. Po ukończeniu studiów zatrudniła się jako redaktor w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich przy ulicy Długiej.
Wpadając do PZWL pod koniec dnia pracy matki miałam okazję poznać przyszłych luminarzy medycyny, takich jak prof. Bogdan Kamiński czy prof. Artur Dziak, którzy będąc wówczas studentami, dorabiali w wydawnictwie. Także opowieści o innych autorach wydawnictwa, wybitnych profesorów medycyny takich jak Antoni Horst, Alicja Blaim, Marcin Kacprzak, Eleonora Reicher, czy obecne w domu egzemplarze książek medycznych redagowanych przez matkę, takich jak Historia medycyny Władysław Szumowskiego, niewątpliwie miały wpływ na wybór studiów lekarskich.
Podczas wakacji powracałam chętnie do rodzinnego miasteczka, korzystając z zaproszenia cioci Frani, osoby pobożnej, wielkiego serca i szlachetności, a także miłośniczki zwierząt. Ciocia Frania miała także talent matematyczny, z którego korzystały wszystkie okoliczne dzieci. Jak wspomniała po latach Henia, koleżanka z dzieciństwa – nie było takiego równania matematycznego, którego ciocia Frania nie potrafiłaby rozwiązać.
                                            Ciocia Frania
Ciocia zawsze miała w swym gospodarstwie konia, krowy, owieczki oraz kota. Jeden z kotów znany był z tego, że odprowadzał ciocię do kościoła na poranną mszę świętą. Po odprowadzeniu cioci wracał do domu, siadał na wysokim słupku ogrodzenia i tak czekał na jej powrót z kościoła.

Poranne przeganianie krów z obory na pastwisko oraz powrót pod wieczór były ceremonią trwale wpisaną w miejscowe obyczaje, a uczestnictwo w nich – ulubionym zajęciem mojej córki Katarzyny, która wiele wakacji spędziła w rodzinnej miejscowości swojej matki.
Owieczki, które początkowo pasły się z krowami na łąkach nad Narwią, z czasem skubały trawę w przydomowym ogrodzie.
Edukacja i początki pracy
Jestem jest absolwentką Liceum Ogólnokształcącego im. Czackiego, które w moich szkolnych czasach mieściło się przy ulicy Karowej w Warszawie. Po zdaniu matury odbyłam w latach 1962-1968 studia na wydziale lekarskim Akademii Medycznej w Warszawie. Po piątym roku byłam laureatką konkursu na wzorowego studenta. Pracę w zawodzie lekarza rozpoczęłam w kwietniu 1968 roku w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Warszawie.
Po ukończeniu stażu podyplomowego kontynuowałam pracę w zawodzie w ramach studiów doktoranckich, które zakończyła w 1974 roku uzyskaniem tytułu doktora nauk medycznych na podstawie pracy Zastosowanie ultrasonokardiografii do oceny stanu czynnościowego mięśnia sercowego. Jest specjalistą chorób wewnętrznych II stopnia.
Swą wiedzę o ultrasonokardiografii pogłębiłam na seminarium w Londynie, podczas którego miałam okazję obserwować pionierskie badanie zastawki tętnicy płucnej przez prof. Arthura E. Weymana.
Poza usługową pracą lekarską  prowadziłam zajęcia ze studentami, także w języku rosyjskim ze studentami przyjeżdżającymi z Erewania na praktyki wakacyjne. Zostałam ponadto zaproszona do wygłoszenia wykładu Zastosowanie leków blokujących receptory adrenergiczne beta w leczeniu schorzeń układu krążenia na Nowosybirskim Uniwersytecie Państwowym w słynnym miasteczku akademickim Akademgorodok podczas Tygodnia Leków Polskich w 1975 roku.
Kabała stawiana przez matkę
Moja matka  była nie tylko polonistką, znawczynią literatury ojczystej, ale także znakomitą kabalistką. Podczas wojny trafnie stawiała kabałę zatroskanym rodzinom, przewidując losy osób walczących na froncie czy więzionych w niemieckich obozach koncentracyjnych.
Stawiała też mnie kabałę, prognozując przebieg egzaminów oraz kolokwiów, jednak ulubioną przepowiednią matki było „ty to sobie męża wyleczysz”. Nie bardzo dawałam wiarę słowom matki, ale okazało się, że od przeznaczenia się nie ucieknie.  Poślubiłam swojego pacjenta!
 Podczas jednego z dyżurów przyjęłam do szpitala redaktora czasopisma „Przegląd Techniczny” z wrzodem dwunastnicy i krwawieniem z przewodu pokarmowego. Pacjent początkowo trafił pod opiekę koleżanki, ale gdy szła ona na urlop, został ponownie skierowany pod moją opiekę.
Redakcja „Przeglądu Technicznego” mieściła się wówczas w kompleksie budynków ograniczonym ulicami Czackiego, Świętokrzyska, Mazowiecka, a ja pracowałam popołudniami jako lekarz zakładowy w pobliskim hotelu Victoria przy ulicy Królewskiej. Intrygująca jest zbieżność patrona mojego liceum i ulicy, przy której mieściła się redakcja mojego męża.
Przypomnijmy, że Tadeusz Czacki był wybitnym mężem stanu i członkiem Komisji Edukacji Narodowej, a także współtwórcą Konstytucji 3 Maja.
Niezwykłe fluidy musiały przepływać w trójkącie pomiędzy ulicami Karową, Królewską, Mazowiecką i Czackiego! Redaktor Mieczysław zapewne w następstwie oddziaływania owych tajemniczych fluidów po roku rozmyślań zadzwonił do swojej lekarki prowadzącej, a następnie brawurowo umówił się z nią na… nie, nie na badanie kontrolne w klinice, lecz na prywatne spotkanie w kawiarni Hotelu Europejskiego. Po dwóch tygodniach codziennych randek i wręczania na każdej z nich bukietu kwiatów oświadczył się, wygłaszając znienacka refleksję „mogłabyś nosić podwójne nazwisko”...
Po niespełna trzech miesiącach narzeczeni stanęli na ślubnym kobiercu przed obliczem urzędniczki USC. Jako zwolenniczka tradycyjnych zwyczajów wybrałam jedno nazwisko.
                                    Ach! co to był za ślub!
Po jedenastu miesiącach przyszła na świat nasza córka Katarzyna. Z uwagi konieczność stosowania diety bezmlecznej i bezglutenowej  udałam się na blisko 4-letni urlop wychowawczy.
Nie każdemu jest dany talent kabalarski

Medyczne sfery szpitalne reprezentowane przez koleżanki bezgranicznie zatopione w złudnym wyobrażeniu robienia kariery naukowej rwały włosy z głów, recytując mantrę „zgłupiejesz na tym urlopie wychowawczym i nikt nie będzie cię znał”.
Wyznaje zasadę, że jeśli komuś jest sądzona kariera, to go nie minie. Nie dość, że odbyłam długi urlop wychowawczy, to jeszcze zmieniłam pracę z oddziału chorób wewnętrznych na przychodnię przyszpitalną dla pacjentów z nadciśnieniem tętniczym. Pozwoliło to mi zrezygnować z dyżurów całodobowych i dzięki temu starannie wypełniać obowiązki matki Polki.
W procesie tym byłam aktywnie wspierana przez męża Mieczysława, trudno bowiem od kobiety oczekiwać, że wytłumaczy dziecku matematykę lub pójdzie z nim na sanki, aby zjeżdżać z górki i turlać się w śniegu. Przykład zjeżdżania na sankach jest przywołany nie bez powodu, bo Katarzyna zapytana po latach przeze mnie, od kiedy pamięta rodziców, odpowiedziała:
– Ciebie pamiętam od zawsze.
– A co pamiętasz?
– Ty byłaś duża, a ja byłam mała.
– A od kiedy pamiętasz ojca?
– Jak przychodził, aby odebrać mnie z przedszkola, z sankami, i potem szliśmy zjeżdżać z górki na Polu Mokotowskim.

Rezultatem tego starannego procesu wychowawczego jest znakomita osobowość Katarzyny, jej wszechstronne wykształcenie (wydział marketingu i zarządzania Akademii im. Leona Koźmińskiego oraz slawistyka na Uniwersytecie Warszawskim), znajomość kilku języków obcych, gra na instrumentach muzycznych, malowanie obrazów oraz trafne wybory życiowe.
Do tych ostatnich trzeba zaliczyć niewybranie medycyny jako zawodu. Pozwala to Katarzynie na spokojne realizowanie pięknego macierzyństwa dwójki dzieci – dziewięcioletniej Helenki i trzyletniego Henia. Helenka zapytana kim chce być, jak dorośnie, odpowiada – pisarką! Plan ten spotyka się z moją entuzjastyczną akceptacją.
Fascynujące jest to, że Katarzyna nigdy nie podnosi głosu na swoje dzieci, a Henio gdy coś spsoci, sam z szelmowskim uśmiechem mówi „no, no, no, Heniu!”.
Jest to wymowny przykład, jak dobre sukcesy wychowawcze osiąga Katarzyna. W dziele tym z miłością wspiera ją mąż Maciej. Okresowego wsparcia organizacyjnego udzielamy my, w ramach organizacji „Dziadkowie bez Granic” - ktorą charakteryzuje mobilność, skuteczność oraz umiejętność pracy w każdej sytuacji. Zrobienie zakupów w Algierze, wyprawa do Oranu, odprowadzenie wnuczki do szkoły w Paryżu,  wydanie przyjęcia bagietkowego czy sprawne zapakowanie kilkunastu paczek w ramach przeprowadzki międzykontynentalnej,  – są w naszej ofercie.
         Trwa przeprowadzka międzykontynentalna!
Działamy podobnie do „Lekarzy bez Granic” w każdych warunkach. Analogia jest nie bez powodu,  bowiem jestem zaangażowana we wspieranie polskich wolontariuszy tej organizacji.
Gdy będąca członkiem kolegium redakcyjnego „Gazety dla Lekarzy” dr Marta Florea pracowała przez trzy miesiące w Pakistanie, łącza via Skype między Paryżem a Peszawarem były aktywne kilka razy w tygodniu.
Praca w poradni przyszpitalnej i nie tylko
Zatrudnienie w poradni nadciśnieniowej wiązało się głównie z pracą usługową, jednakże starałam się łączyć praktykę lekarską z pracą naukową i dydaktyczną. Pod moim kierunkiem troje młodych lekarzy wykonało prace naukowe na temat nadciśnienia, które zostały przyjęte do prezentacji na kongresach European Society of Hypertension w Mediolanie i Paryżu, a koledzy otrzymali naukowe stypendia wyjazdowe.
                                         Dyplom ESH  
W roku 2001  uzyskałam tytuł specjalisty European Society of Hypertension w uznaniu osiągnięć w dziedzinie hipertensjologii.
Rozwód z medycyną to jednak niełatwa sprawa!
Od końca roku 1999 kontynuowałam praktykę lekarską w warszawskich prywatnych przychodniach lekarskich. Nowa formuła pracy pozwoliła mi na bardziej intensywne zajęcie się twórczością literacką i dziennikarską.
W 2003 roku wydałam debiutancką powieść Maść tygrysia. Czytelnicy przyjęli książkę bardzo życzliwie, co zachęciło mnie do kontynuowania aktywności literackich.
W związku z wprowadzenie specjalizacji z hipertensjologii  zdecydowałam się w 2006 roku przystąpić do egzaminu z tej dziedziny medycyny. Udało mi się jej przekonać komisję egzaminacyjną, że nadciśnienie to dziedzina dobrze mi znana, jednak bardziej niż pisanie recept na leki hipotensyjne pociągało mnie pisanie felietonów, artykułów i książek. W latach 2006-2012 byłam felietonistką „Gazety Lekarskiej” wydawanej przez Naczelną Izbę Lekarską. 
                          Z rubryki Rozszyfruj receptę

 Na łamach tego czasopisma stworzyłam ponadto ponadczasowo słynną rubrykę „Rozszyfruj receptę”, w której pokazywałam przykłady lekarskich hieroglifów, a czytelnicy nadsyłali rozszyfrowania. Obecnie jestem felietonistką miesięcznika „Puls” wydawanego przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie. W ciągu swej praktyki lekarskiej i dziennikarskiej Krystyna publikowałam swe artykuły na łamach 50 czasopism.
W 2012 roku podjęłam się wydawania „Gazety dla Lekarzy” – społecznościowego pisma non profit tworzonego przez lekarzy i ich rodziny, kontynuując jednocześnie pisanie artykułów dla prasy popularnej. Ze szczególnym zaangażowaniem promuję zdrowy styl życia oraz dietę z ograniczeniem soli.
W uznaniu zasług na tym polu otrzymałam w 2014 roku World League Award for Notable Achievments In Dietary Salt Reduction at the Population Level. Następnym laureatem tej nagrody w 2016 zostało The Portuguese Society of Hypertension w Lizbonie.
Podróże i akredytacje dziennikarskie
Otrzymana na gwiazdkę od chrzestnej Haliny w latach pięćdziesiątych piękna książka Dookoła świata wzbudziła we mnie nieprzemijającą chęć podróżowania.
                          Moja chrzestna Halina  i ja : )
Oglądane po wielokroć ilustracje z krajobrazami Afryki i Ameryki kusiły i ciągle powracały w wyobraźni. Realizację marzeń przyniosły lata dziewięćdziesiąte – podróżowałam do Afryki, w rejon Morza Śródziemnego. Prawdziwym wyzwaniem była podróż do Brazylii odbyta przeze mnie w związku z prezentacją trzech doniesień naukowych podczas kongresu Interamerican Society of Hypertension w São Paulo. Realizacja podróży była możliwa dzięki otrzymaniu  wyjazdowego grantu naukowego.
Po zakończeniu obrad odbyłam samodzielnie przygotowaną, indywidualną podróż do wodospadów Iguazu. Podobnie w pojedynkę podróżowałam do Australii na kongres transplantologiczny. Wielokrotnie odwiedziłam Stany Zjednoczone.
Praca dziennikarska to pisanie, bywanie, komentowanie. W wypadku dziennikarza relacjonującego postęp wiedzy medycznej konieczne jest bywanie na kongresach i konferencjach oraz uzyskiwanie akredytacji na tych wydarzeniach, co związane jest z przedstawianiem udokumentowanego dorobku w relacjonowanej dziedzinie organizatorom.
Otrzymywała akredytacje takich towarzystw naukowych i organizacji jak American Society of Hypertension, World Congress of Cardiology, American Society of Cardiology, American Heart Association, American Society of Clinical Oncology, European Society of Cardiology, The Consumers, Health, Agriculture and Food Executive Agency przy Komisji Europejskiej w Brukseli (CHAFEA). Także uzyskiwałam akredytacje od krajowych instytucji, takich jak Sejm oraz Senat RP, Pałac Prezydencki, Polska Akademia Nauk. Krystyna udzieliła około 30 wywiadów dla stacji radiowych, telewizyjnych oraz prasy.
                                      Wywiad dla TVP
Ciekawą formą i jednocześnie poważnym wyzwaniem dla dziennikarza jest wywiad w języku obcym. Uważam, że  ostateczny tekst jest efektem myśli osoby udzielającej wywiadu oraz słów użytych przez dziennikarza do przetłumaczenia tego, co zostało zarejestrowane na nośniku elektronicznym. Miałam okazję sprawdzić się w tym zakresie, przeprowadzając wywiady między innymi z prof. Philippem Kotlerem, guru marketingu oraz prof. Louisem Ignarro, laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny.
Innym rodzajem dziennikarskiej przygody okazało się zaproszenie do pisania felietonów w języku angielskim na największym portalu dla lekarzy www.sermo.com. Od roku 2016 pracuję tam jako „Sermo community columnist” i napisałam dla tej ogromnej internetowej społeczności lekarzy, liczącej 800 000 osób z 180 krajów, ponad 70 felietonów.
Przyjęcie z okazji pierwszej rocznicy pisania dla Sermo                               Logo  felietonistów Sermo

Hobby, zainteresowania i plany na przyszłość
Interesuję się fotografią i w latach 2007 - 2021 jako @mimax2 prowadziłam fotoblog pod adresem www.photoblog.com/mimax2



Kolekcjonuję wydania Małego Księcia w różnych językach.
Nadal marzę o podróży dookoła świata. Moje drugie marzenie to kurs tanga w Buenos Aires i wspólne tańce z mężem Mieczysławem, jedyne bowiem, co nam w życiu nie wychodzi, to tańce. Nie ustaliliśmy przed ślubem, kto w tańcu prowadzi, dyskusja na ten temat trwa już 37 lat i końca nie widać! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Diagnozowanie Nowego Wspaniałego Świata, odcinek pierwszy

  Krystyna Knypl Motto: Młodzi MYŚLĄ, że starzy są głupi, ale starzy WIEDZĄ, że młodzi są głupi. Agatha Christie , Morderstwo na ple...