Krystyna Knypl
Dziennikarstwo medyczne sprawiło, że poczułam się kobietą zawodowo wyzwoloną.
Konferencja w Paryżu
Jak przystało na kogoś takiego wybrałam się na konferencję prasową do Paryża, na której dyskutowano wyrafinowane zagadnienia kardiologiczne.
Śniadanie w Paryżu
Była to jednodniowa konferencja z kategorii tych na które przyjeżdża się poprzedniego dnia, przesypia jedna noc w hotelu i po śniadaniu pozostałe godziny spędza się w małej sali konferencyjnej, często położonej na poziomie minus jeden, słuchając wystąpień profesorów.
Obrady skończyły się wczesnym popołudniem, zjedliśmy obiad i w towarzystwie koleżanki z Pragi pojechałam zamówioną taksówką na lotnisko CDG.
To był krótki grudniowy dzień i ulice Paryża zasypał pierwszy w tym roku śnieg. Dotarłyśmy na lotnisko po około godzinie jazdy. Większość lotów była spóźniona… wiadomo, że śnieg w grudniu to duża niespodzianka dla wszystkich ; ) Szczęśliwie samolot LOT ( to ważne dla dalszej opowieści) do Warszawy wystartował tylko z dwugodzinnym opóźnieniem.
Przymknęłam oczu i oddałam się próżnym rozmyślaniom.
- Oto ja, kobieta wyzwolona, wracam z konferencji na którą zaproszono zaledwie kilkunastu dziennikarzy medycznych z Europy… Co więcej wydałam przed kilkoma tygodniami książkę „Życie po byciu lekarzem”.
Można jednak wybić się na niepodległość… - pomyślałam, gdy nieoczekiwanie w głośnikach samolotu rozległ się komunikat:
-Czy jest na pokładzie lekarz? Jeśli ktoś z państwa jest lekarzem, proszony jest o zgłoszenie się do personelu pokładowego…
-Mimo iż odbyłam około dwustu podróży lotniczych, taki komunikat słyszałam po raz pierwszy w życiu. Szczęśliwie dla mnie i mojej polisy ubezpieczeniowej był to polski samolot i byliśmy już na terytorium Polski.
Wszystkie moje rozmyślania o wybiciu się na wolność i niepodległość w uprawianiu medycyny prysły w jednej chwili niczym mydlana bańka.
-Przepraszam pana, ten komunikat dotyczy mnie – powiedziałam do mężczyzny siedzącego obok mnie. Byłam przekonana, że za chwilę będę musiała przeprowadzać reanimację jakiegoś pasażera.
-Jak go ułożę do masażu serca? – pomyślałam. Najwygodniej będzie chyba wzdłuż foteli.
Na szczęście sytuacja nie była tak poważna jak podpowiadała mi wyobraźnia.
Siedzący kilka rzędów dalej mężczyzna otrzymał już tlen od personelu i wyraźnie czuł się lepiej.
-Od czego powinnam zacząć, skoro pacjent jest przytomny?
-Jestem dr Krystyna Knypl – przedstawiłam się niedomagającemu pasażerowi i filmowym gestem ujęłam nadgarstek aby zbadać tętno.
-Pański puls jest OK – oznajmiłam. Każdy czuje się lepiej gdy dowie się od lekarza, że jego puls jest prawidłowy.
-Ma pani przystojnego męża – powiedziałam do siedzącej obok żony pacjenta. Wpadł mi w oko już na lotnisku.
Pacjent, jego żona i stewardesa uśmiechnęli się szeroko. Kapitan ucieszył się, że nie musi wcześniej lądować. A ja dowiedziałam się, że nie istnieje życie po byciu lekarzem.
Całe życie jesteśmy lekarzami.
Dziennikarstwo medyczne sprawiło, że poczułam się kobietą zawodowo wyzwoloną.
Konferencja w Paryżu
Jak przystało na kogoś takiego wybrałam się na konferencję prasową do Paryża, na której dyskutowano wyrafinowane zagadnienia kardiologiczne.
Śniadanie w Paryżu
Była to jednodniowa konferencja z kategorii tych na które przyjeżdża się poprzedniego dnia, przesypia jedna noc w hotelu i po śniadaniu pozostałe godziny spędza się w małej sali konferencyjnej, często położonej na poziomie minus jeden, słuchając wystąpień profesorów.
Obrady skończyły się wczesnym popołudniem, zjedliśmy obiad i w towarzystwie koleżanki z Pragi pojechałam zamówioną taksówką na lotnisko CDG.
To był krótki grudniowy dzień i ulice Paryża zasypał pierwszy w tym roku śnieg. Dotarłyśmy na lotnisko po około godzinie jazdy. Większość lotów była spóźniona… wiadomo, że śnieg w grudniu to duża niespodzianka dla wszystkich ; ) Szczęśliwie samolot LOT ( to ważne dla dalszej opowieści) do Warszawy wystartował tylko z dwugodzinnym opóźnieniem.
Przymknęłam oczu i oddałam się próżnym rozmyślaniom.
- Oto ja, kobieta wyzwolona, wracam z konferencji na którą zaproszono zaledwie kilkunastu dziennikarzy medycznych z Europy… Co więcej wydałam przed kilkoma tygodniami książkę „Życie po byciu lekarzem”.
Można jednak wybić się na niepodległość… - pomyślałam, gdy nieoczekiwanie w głośnikach samolotu rozległ się komunikat:
-Czy jest na pokładzie lekarz? Jeśli ktoś z państwa jest lekarzem, proszony jest o zgłoszenie się do personelu pokładowego…
-Mimo iż odbyłam około dwustu podróży lotniczych, taki komunikat słyszałam po raz pierwszy w życiu. Szczęśliwie dla mnie i mojej polisy ubezpieczeniowej był to polski samolot i byliśmy już na terytorium Polski.
Wszystkie moje rozmyślania o wybiciu się na wolność i niepodległość w uprawianiu medycyny prysły w jednej chwili niczym mydlana bańka.
-Przepraszam pana, ten komunikat dotyczy mnie – powiedziałam do mężczyzny siedzącego obok mnie. Byłam przekonana, że za chwilę będę musiała przeprowadzać reanimację jakiegoś pasażera.
-Jak go ułożę do masażu serca? – pomyślałam. Najwygodniej będzie chyba wzdłuż foteli.
Na szczęście sytuacja nie była tak poważna jak podpowiadała mi wyobraźnia.
Siedzący kilka rzędów dalej mężczyzna otrzymał już tlen od personelu i wyraźnie czuł się lepiej.
-Od czego powinnam zacząć, skoro pacjent jest przytomny?
-Jestem dr Krystyna Knypl – przedstawiłam się niedomagającemu pasażerowi i filmowym gestem ujęłam nadgarstek aby zbadać tętno.
-Pański puls jest OK – oznajmiłam. Każdy czuje się lepiej gdy dowie się od lekarza, że jego puls jest prawidłowy.
-Ma pani przystojnego męża – powiedziałam do siedzącej obok żony pacjenta. Wpadł mi w oko już na lotnisku.
Pacjent, jego żona i stewardesa uśmiechnęli się szeroko. Kapitan ucieszył się, że nie musi wcześniej lądować. A ja dowiedziałam się, że nie istnieje życie po byciu lekarzem.
Całe życie jesteśmy lekarzami.
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.