Powered By Blogger

niedziela, 3 czerwca 2018

4/06/2018. Rozdział 2: Jak to się zaczęło?

Rozdział 2: Jak to się zaczęło?

Gdy patrzę na moją fotografię z czasów licealnych to widzę, że właściwie byłam dzieckiem podjęłam decyzję zdawania na medycynę - i nie mam tu na myśli motywu robienia zastrzyków misiom jako dziecięcej inspiracji do zostania lekarzem. W moim rodzinnym domu nie było strzykawek, a i z misiami było krucho. Inne czasy, inne budżety niż współczesne.

                           Zdjęcie z czasów licealnych
Moi rodzice byli nauczycielami, przy czym matka przez pewien czas pracowała jako redaktor Państwowego Zakładu Wydawnictw Lekarskich, który mieścił się w Pałacu Teppera - Dückerta przy ulicy Długiej 38/40 w Warszawie . W istotny sposób przyczyniło się miejsce pracy matki do zostania lekarzem.
Wszystkim powszechnie wiadomo, że do medycyny trzeba mieć powołanie. Jak to przedstawiało się w moim przypadku? Po latach opisałam to w mojej powieści Maść Tygrysia następująco:
Powołanie do medycyny. Co w istocie oznacza? Czy jest to wpływ sił nadprzyrodzonych wywierany na z góry upatrzoną jednostkę z powodów tylko owym siłom znanym? Wewnętrzny przymus? Przypadkowa decyzja, która obrosła w legendę powtarzaną przez wszystkich tych, których nie dotyczy?
Emocjonalny zwrot, który każdy rozumiał tak, jak było mu wygodnie? Wiele pytań i żadnej dobrej odpowiedzi. Im dłużej Matylda Przekora zastanawiała się nad znaczeniem tego tajemniczego, może zgoła mistycznego określenia, tym mniej wiedziała, na czym całe zamieszanie z powołaniem polega. Gdy po latach uprawiania medycyny usłyszała termin wahania powołania, wszystkie dotychczasowe przemyślenia stały się jakby mniej wartościowe. Czy miało to znaczyć, że skoro możliwe są niestabilne stany powołania, to może się ono wahnąć w nieprzewidzianym kierunku i ją, Matyldę, minąć? Im dłużej obcowała z medycyną praktyczną, tym więcej narastało pytań.
W klasie maturalnej trzeba było się ostatecznie zdecydować, czy posiada się owo powołanie, czy też nie. Niczego szczególnego w sobie nie czuła, poza świadomością konieczności wyboru kierunku studiów Po dość długich rozmyślaniach zdecydowała się zdawać na medycynę.
Podobał się jej argument przytoczony przez matkę podczas rodzinnej dyskusji, że lekarz wykonuje wolny zawód.
– Powiedz mi, co to znaczy wolny zawód? – zapytała matkę.
– Możesz wykonywać ten zawód wszędzie, bo warsztat pracy zawsze masz przy sobie – odpowiedziała matka.
– A co to jest ten warsztat pracy? – dociekała Matylda.
– Twoja wiedza i umiejętności – usłyszała w odpowiedzi. – Zdobywaj wiedzę przez całe życie, wtedy twój warsztat pracy zawsze będzie nowoczesny. I jeszcze jedna ważna sprawa, Matyldo: bądź bardzo uważna ze składaniem swojego podpisu, są miejsca bezpieczne i miejsca niewarte umieszczania w nich autografu.
– A co to znaczy? – drążyła Matylda.
– Powiem ci krótko: podpisuj się tylko na szpitalnej liście płac i na liście obecności – oznajmiła matka. Choć słowa te padły ponad pół wieku temu w innym świecie, w innej krainie, zachowały uniwersalną i ponadczasową aktualność." 
 Już jako licealistka znałam nazwiska słynnych lekarzy, którzy pracowali w latach 60 tych w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich ( PZWL ) (Jerzy Babecki oraz Bogdan Kamiński i Artur Dziak, późniejsi profesorowie Akademii Medycznej ) lub byli autorami książek wydawanych przez to wydawnictwo i pojawiali się w opowieściach mojej matki Haliny Łapińskiej ( Eleonora Reicher, Alicja Blaim, Antoni Horst).
W 1961 roku PZWL wydał książkę dla studentów Higiena ogólna pod redakcją prof. Marcina Kacprzaka. Redaktorem czuwającym nad przygotowaniem książki od strony językowej i wydawniczej była moja matka. Jak to bywa z dziełami zbiorowymi, książka wymagała sporego nakładu pracy redakcyjnej. Redaktorom PZWL po wydrukowaniu zwykle przysługiwał bezpłatnie jeden egzemplarz książki.

             Higiena ogólna z autografami autorów
Na zakończenie procesu wydawniczego odbyło się spotkanie redaktora naukowego, czyli profesora Marcina Kacprzaka i redaktora wydawnictwa, czyli mojej matki. Pan profesor w pięknych słowach podziękował za wkład pracy nad książką. Dodał też, że jest jej bardzo zobowiązany i gdyby była w potrzebie, to zawsze chętnie pomoże.
W niespełna rok później, w 1962 r., zdałam na wydział lekarski Akademii Medycznej z ocenami: biologia – bardzo dobry, chemia – dobry, fizyka – dostateczny.
Suma punktów nie wystarczyła, aby dostać się na studia z ogólnej puli miejsc. W owych czasach istniały tzw. miejsca rektorskie, którymi dysponował rektor uczelni i nie był on związany kryteriami dotyczącymi ogólnej puli miejsc.
Matka pamiętając deklarację profesora Marcina Kacprzaka, zdecydowała się na wizytę w jego gabinecie i miała zamiar poprosić o przyjęcie mnie na miejsce rektorskie. Gdy stremowana dotarła do sekretariatu profesora, okazało się, że pan profesor leży w szpitalu z powodu zawału serca. Opowiedziała sekretarce powód swego przybycia, a sekretarka obiecała przekazać jej prośbę profesorowi.
Sprawa została przekazana panu profesorowi Marcinowi Kacprzakowi, który jeszcze podczas pobytu w szpitalu wydał decyzję przyjęcia mnie na wydział lekarski, w trybie przyznania mi tzw. miejsca rektorskiego.

                             Klinika Dermatologiczna
Profesor Marcin Kacprzak studiował medycynę w latach 1908 - 1914 na Sorbonie, był stypendystą Fundacji Rockefellera w latach 1922 -1924, podczas stypendium poznawał organizację ochrony zdrowia w Johns Hopkins University w Baltimore. Rektorem Akademii Medycznej w Warszawie był w latach 1955 - 1962.
Miałam okazję zetknięcia się z panem profesorem Marcinem Kacprzakiem, który przyszedł do nas na wykład z higieny ogólnej prowadzony przed doc. Zbigniewa Brzezińskiego. Został powitany przez studentów owacją na stojąco - był legendą dla wszystkich.
@mimax2 / Krystyna Knypl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Diagnozowanie Nowego Wspaniałego Świata, odcinek pierwszy

  Krystyna Knypl Motto: Młodzi MYŚLĄ, że starzy są głupi, ale starzy WIEDZĄ, że młodzi są głupi. Agatha Christie , Morderstwo na ple...