Krystyna Knypl
Po zwiedzeniu dzielnicy Castro musiałam odszukać 4th Street i hotel Marriott, w którym były obrady kongresu American Society of Hypertension.
Wysiadłam może na tym przystanku?
Godzina była jeszcze wczesna
Szybko znalazłam 4 th Street, odchodziła od Market Street
Także hotel Marriott, na którym powiewały ciekawe flagi - na przykład ta środkowa z napisem California Republic
Odbywały się jeszcze inne kongresy, poszłam więc na spacer w kierunku przystani. Mijałam po drodze różne budynki i instytucje.
Moja uwagę zwróciła scenka przy hotelu Four Seasons ( ciekawe logo - czterosezonowe!), do wnętrza którego wkroczył energicznym krokiem biznesmen, portier usłużnie otworzył mu drzwi. Biznesmen nie zwrócił na portier najmniejszej uwagi, potraktował go jak przycisk. Nocleg dziś w tym hotelu to 555 usd za dobę. Hotel mieści się przy 757 Market Street.
W moim ulubionym wydawnictwie Rand Mc Nally spędziłam dłuższą chwilę. Poza pięknymi atlasami, mają też teraz ciekawą internetową wyszukiwarkę adresów, właśnie ją odkryłam! Pokazuje nie tylko drogę dojazdu, ale także hotele, restauracje, stacje benzynowe oraz bankomaty. Nic tylko podróżować!
Mój ulubiony atlas wydany przez Rand Mc Nally. Kosztował 500 pln dawno temu, wielkie pieniądze, ale wiele godzin mile spędzonych w jego towarzystwie. Jest teraz oczywiście kolejne wydanie, dość różne od tego, który mam, ciekawe!
Wstąpiłam do jakiejś księgarni, były ciekawe przeceny
Podziwiałam budynek Pacific Gas and Electric Company. Potęgę tego biznesu czuło się w każdym detalu budynku
Wybrzeże okazało się być okupowanego przez hałaśliwe wycieczki szkolne. Zmęczona długą wędrówką wstąpiłam do zatłoczonej meksykańskiej restauracji. Nieco posilona wsiadłam w skrzypiący od starości tramwaj linii F i dojechałam w okolice Union Square. Gdy szła w stronę Civic Center, spacer wymagał coraz większej uwagi. Na większości przecznic stały element krajobrazu stanowiły grupki bezdomnych mieszkańców.
Spoglądając na płyty chodnikowe w pewnej chwili zauważyłam małego miedziaka. Podniosła monetę i stary zwyczajem chuchnęłam na jednocentówkę. Ameryka najwyraźniej dała mi szansę, wprawdzie niewielką i symboliczną, ale to już coś.
W tym kraju naprawdę pieniądze leżą na ulicy! Jak duże i gdzie, to już inna bajka – pomyślałam. Wystarczyło schylić się po nie i podnieść, co uczyniłam.
Wysiadłam może na tym przystanku?
Godzina była jeszcze wczesna
Szybko znalazłam 4 th Street, odchodziła od Market Street
Także hotel Marriott, na którym powiewały ciekawe flagi - na przykład ta środkowa z napisem California Republic
Odbywały się jeszcze inne kongresy, poszłam więc na spacer w kierunku przystani. Mijałam po drodze różne budynki i instytucje.
Moja uwagę zwróciła scenka przy hotelu Four Seasons ( ciekawe logo - czterosezonowe!), do wnętrza którego wkroczył energicznym krokiem biznesmen, portier usłużnie otworzył mu drzwi. Biznesmen nie zwrócił na portier najmniejszej uwagi, potraktował go jak przycisk. Nocleg dziś w tym hotelu to 555 usd za dobę. Hotel mieści się przy 757 Market Street.
W moim ulubionym wydawnictwie Rand Mc Nally spędziłam dłuższą chwilę. Poza pięknymi atlasami, mają też teraz ciekawą internetową wyszukiwarkę adresów, właśnie ją odkryłam! Pokazuje nie tylko drogę dojazdu, ale także hotele, restauracje, stacje benzynowe oraz bankomaty. Nic tylko podróżować!
Mój ulubiony atlas wydany przez Rand Mc Nally. Kosztował 500 pln dawno temu, wielkie pieniądze, ale wiele godzin mile spędzonych w jego towarzystwie. Jest teraz oczywiście kolejne wydanie, dość różne od tego, który mam, ciekawe!
Wstąpiłam do jakiejś księgarni, były ciekawe przeceny
Podziwiałam budynek Pacific Gas and Electric Company. Potęgę tego biznesu czuło się w każdym detalu budynku
Wybrzeże okazało się być okupowanego przez hałaśliwe wycieczki szkolne. Zmęczona długą wędrówką wstąpiłam do zatłoczonej meksykańskiej restauracji. Nieco posilona wsiadłam w skrzypiący od starości tramwaj linii F i dojechałam w okolice Union Square. Gdy szła w stronę Civic Center, spacer wymagał coraz większej uwagi. Na większości przecznic stały element krajobrazu stanowiły grupki bezdomnych mieszkańców.
Spoglądając na płyty chodnikowe w pewnej chwili zauważyłam małego miedziaka. Podniosła monetę i stary zwyczajem chuchnęłam na jednocentówkę. Ameryka najwyraźniej dała mi szansę, wprawdzie niewielką i symboliczną, ale to już coś.
W tym kraju naprawdę pieniądze leżą na ulicy! Jak duże i gdzie, to już inna bajka – pomyślałam. Wystarczyło schylić się po nie i podnieść, co uczyniłam.
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.