Motto:
„(...)
niezadowolenie jest jedną z kluczowych cech, które z człowieka czynią
pisarza. Nie wystarcza cierpliwość i znój, musimy czuć przymus ucieczki
od tłumów, towarzystwa, życia codziennego i zamknięcia się na osobności.
Pragniemy cierpliwości i nadziei, byśmy w naszych dziełach potrafili
stworzyć pełne głębi światy.
(...) Pisarz zamykający się w pokoju z początku rusza w podróż w głąb siebie, by po latach odkryć wieczne prawo rządzące literaturą: musi posiąść sztukę opowiadania własnych opowieści tak, jakby były one opowieściami wszystkich ludzi, jak też sztukę tworzenia opowieści innych ludzi tak, jakby były one jego własnymi opowieściami, bo tym właśnie jest literatura.”
Orhan Pamuk, wystąpienie podczas wręczenia Nagrody Nobla 2006
Rozdział 1. Nowa moda akademicka
Początek roku akademickiego w Wielkim Mieście zbliżał się nieubłaganie. Wszystkie uczelnie wyższe i niższe gorączkowo przygotowywały się do ceremonii otwarcia nowego sezonu. Spraw, które trzeba było przemyśleć było co niemiara - poczynając od przebiegu uroczystości otwarcia nowego roku akademickiego, poprzez wizerunek dostojnej profesury, po sprawy budżetowe. Nieznośni księgowi wyliczyli, że dług w szpitalach pozostających pod nadzorem najdostojniejszej profesury sięgał 800 milionów reali. Realandia dokuczliwie wciskała się do świata Wirtualandii domagając się swoich praw. Zespół ds. odnawiania wizerunku pracował w pocie czoła dniami i nocami.
Końcowe wnioski były następujące:
# zmienić nazwę instytucji
# o długach mówić – to nie nasze długi, to zupełnie inna instytucja ma długi
# wprowadzić kreatywne zmiany w wizerunku kluczowych postaci uczelni
# na nową nazwę zaciągnąć nowe kredyty
Dyskutując nad nową nazwą podkreślano, że powinna ona jednoznacznie definiować niepowtarzalny charakter placówki. Po burzliwych dyskusjach zdecydowano się na Wielki Uniwersytet Medyczny w skrócie WUM. Co prawda niektórzy starcy mówili, że umieszczenie w nazwie słowa akademia ma już swoją wieloletnią tradycję, ale młodzi i światowi bywalcy odrzucali pomysł zostawienia tego niefortunnego ich zdaniem określenia, parskając w przestrzeń:
- Akademia! Akademia! Za granicą żadna poważna uczelnia nie nazywa się akademia! Co najwyżej są Akademie Grilowania albo Akademie Gotowania, ale nigdy nie dotyczy to renomowanych placówek naukowych, takich jak nasza! W końcu mamy niebanalną pozycję w świecie naukowym! Nasze 976 miejsce pod względem osiągnięć naukowych na 1000 ocenianych uczelni do czegoś nas zobowiązuje!
- Gdy byłem na stypendium w Unii Stanów Autonomicznych (USA) na własne oczy widziałem szyld Akademia Grilowania – oznajmiał tonem nieznoszącym sprzeciwu profesor nauk wszelakich Anastazy Wiesiołek, Magnificencja Tytularna i figlarna. Na dowód tego, że nie ściemnia wyciągał z triumfalnym wyrazem twarzy smartfona i pokazywał zdjęcie wykonane w San Francisco.
Podkreślam stanowczo: pozycja nr 976 na liście tysiąca wyższych uczelni ocenianych pod kątem dorobku naukowego do czegoś nas zobowiązuje! - oznajmiał kategorycznym tonem.
Kalendarz zajęć Anastazego na ostatnią środę września 2018 roku był bardziej niż przepełniony – posiedzenie rady wydziału z głównym punktem obrad „nowe stroje akademickie” oraz odpytanie trójki studentów z anatomii prawidłowej na egzaminie komisyjnym były najbardziej pożerającymi czas zajęciami.
Gdzieś w połowie tegorocznych wakacji Anastazy zauważył liczne kobiety na ulicach, ubrane były w sukienki w śmiałych kolorach, o niebanalnym kroju, a ponadto odsłaniały dotychczas zasłonięte część ciała. Gdy przypomniał sobie ceremonialną odzież akademicką to coś go dźgało niczym sztyletem zazdrości w sam czubek lewej komory serca. Dźgały nie bez powodu - Anastazy był strojnisiem że ho! ho!
-Dlaczego one mogą tak ładnie i sexi się wystroić, a ja muszę w tych długich, ponurych sukienkach siedzieć na wszystkich uroczystościach akademickich? Dlaczego??? Jest w końcu równouprawnienie czy nie ma? Podobno są prawa człowieka i parę innych praw wywalczonych przez naszych dzielnych poprzedników, to i prawo do stroju zgodnie z wewnętrzną potrzebą estetyczną człowieka powinno być respektowane!
Postanowił w ramach ocieplania wizerunku uczelni, nadszarpniętego przez bezlitosne limity Ministerstwa Wszystkich Pacjentów, przegłosować nowy strój akademicki i zarządzić noszenie go nie tylko od święta, ale i na co dzień. Przede wszystkim postanowiono skrócić stroje tak aby dolny brzeg sukni lokował się 5 cm przed kolanem, odsłonić lewe ramię i dodać szpilki jako naturalnie komponujące się obuwie ze zwiewną sukieneczką.
Niektórzy akademicy podczas posiedzenie komisji ds. wizerunku podnosili problem, że krótkie, jaskrawe sukieneczki będą źle komponowały się ze spodniami.
- Trudno mężczyźnie chodzić z gołymi łydkami albo w legginsach – zauważył profesor Jędrzej Wielkosz, zwany Ordynatorem Juniorem, w skrócie Or-Or.
- A jeszcze trudniej odsłaniać włochate łydki – mruknął pod nosem.
- Co tam mruczysz? – zapytał Anastazy.
- No, że łydki mamy włochate i jak ja się między ludźmi pokażę odmruczał Or-Or.
- Ogolisz łydki Jędrzeju i po kłopocie! Ogolisz! Nie takie poświęcenia ludzi dla nauki znosili.
-Jeśli Magnificencja zaleci, to powiem trudno i ogolę łydki - oznajmił Or - Or. Wiedział to dzięki przekazowi ustnemu i genetycznemu od swojego ojca, profesora Władysława Wielkosza (WW) zwanego Dablju-Dablju - słynnego ordynatora oddziału chorób wszelakich w Wielkim Mieście.
Rozdział 2: Bo to co nas podnieca to się nazywa…
Anastazy ogłosił na posiedzeniu rady wydziału Wielkiego Uniwersytetu Medycznego decyzję o nowych strojach i wszystko dookoła stało się piękniejsze. Każdego dnia po wielokroć wyobrażał sobie jak śmiga przez miasto w swojej nowej służbowej sukience, a jej falbanki szeleszczą podniecająco. Wszystkie dziewczyny w Wielkim Mieście odwracają głowy na widok przemykającego Anastazego i tworzą liczne fan-cluby.
-Ach ten szelest… ach… - jęczał sam do siebie. To jest bardziej podniecające niż szelest liczonych pieniędzy.
Jak to śpiewała ta piosenkarka z czasów młodości tej niezatapialnej Matyldy Przekory? Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa? Nie! Tu nie ma żadnego rymu ani rytmu! – monologował Anastazy.
Bo to co nas podnieca to się nazywa kieca! – powinno być wykrzyknął sam do siebie.
A może by tak zamiast tej głupiej Gaudeamus igitur na rozpoczęcie roku akademickiego zainspirować się słowami i będziemy śpiewać:
Ja jest zatrudniony
w wesołej pewnej firmie.
Niestety jest niewypał,
pacjenci zawiedli.
Bo mieli znów nadzieję,
że zdrowie ktoś im wróci,
a życie się nie skróci.
A zdrowie diabli wzięli,
już nikt nie wierzy w cuda
Że JGP się opłaci
I będzie z niego zysk
A firma nic nie straci…
Bo to co nas podnieca,
to się nazywa kasa,
a kiedy w kasie forsa,
to sukces pierwsza klasa.
Sukces w każdej odmianie która istniała w przyrodzie podniecał Anastazego bardziej niż wszystkie inne znane podniecacze.
- Gdy tak pacze jakie podniecacze ludzie używają to ich nie rozumie – zwierzał się Jędrzejowi w czasie przerwy w obradach. A ty czym się podniecasz?
- Oj Anastazy nie bądź taki ciekawy!
- A jaką sukienkę chciałbyś mieć? – dopytywał Anastazy.
- Wirującą – odmruczał Jędrzej. - Jak dostanę zawrotu głowy od sukcesów naszej odnowionej uczelni to chcę aby sukienka też wirowała razem ze wszystkim co nas otacza.
- Panno Marysieńko – zawołał do sekretarki kroczącej za Anastazym i notującej wszystkie jego złote myśli, a także srebrne i brązowe – proszę zapisać, że profesor Jędrzej zamawia sukienkę wirującą.
- A szpilki jakie chcesz do tej wirującej sukienki – naciskał na detale Magnificencja.
- Jeszcze nie przemyślałem - odpowiedział zwięźle Jędrzej.
- Jędruś, mam! Szpilki zamówimy sobie te… takie… no czerwone z czarną podeszwą.
- Anastazy, ten słynny model to są szpilki czarne z czerwoną podeszwą – oznajmił Or –Or.
- No qrde, Jedruś może i pomyliłem te kolory, ale wiesz co? Mam pomysł! Wystąpimy do Rekseli po fundusze szkoleniowe na seminarium… nazwiemy je… czekaj… czekaj … mam! „Lokalizacja koloru dominującego w ubiorze a gwarancja sukcesu w biznesie”
- Dobre! Dobre! – jęknął Jędrzej. Masz łeb jak sklep Anastazy! Co ja mówię jak sklep? Jak całe centrum handlowe! Potrafisz wszystko przehandlować.
- Anastazy ale czy ty wiesz że te szpilki z czerwoną podeszwą to mają 12 cm wysokości. Chłopaki z rady wydziału będą padać jak muchy i łamać sobie osteoportyczne kości udowe - zmartwił się Jędrzej.
- Oj tam! O tam! Wprowadzimy obowiązkowe ubezpieczenie od upadku ze złamaniem kości w zacnej wysokości… czekaj… czekaj… 350 reali od łebka, pardon od sukienki… albo lepiej od każdej nogi czy jeden członek rady wydziału będzie nam płacił 700 reali miesięcznie ubezpieczenia. A jak nogę złamie to nasi fachowcy od Ubezpieczenia Sukienkowego udowodnią że nie dbał o zdrowie – nie robił co roku zaleconych badań: tomografii całego ciała, rezonansu, scyntygrafii, biopsji kości, poziomu wszystkich frakcji witaminy D i zwrot pieniędzy się nie należy.
-Można też wprowadzić obowiązkowe kursy nauki chodzenia na służbowych szpilkach, oczywiście płatne! – kontynuował swą złotą myśl biznesową Anastazy. Umiejętności zdobyte na kursie będą ważne przez rok. A potem będzie obowiązkowe odnowienie umiejętności chodzenia.
- Anastazy co ty dziś brałeś? – z troską w głosie zapytał Jędrzej.
-Wiem co brałem, ale ci nie powiem - uciął władczym tonem Anastazy. Obowiązuje RODO - chyba wiesz o tym!
Rozdział 3. Zgodność z trendami nauki światowej
Anastazy jako certyfikowany naukowiec najwyższych lotów z imponującym Impact Factor wynoszącym 0,017 i ambitnie podążającym do 0,018, zwracał zawsze uwagę na zbieżność poczynań badawczych Wielkiego Uniwersytetu Medycznego z trendami nauki światowej. Oczywiście kłuła go w sam czubek lewej komory serca nie dająca się w żaden sposób opanować zazdrość, że taką Matyldę Przekorę autorkę pisującą do prasy kolorowej czytały miesięcznie i cytowały na swoich blogach setki tysięcy czytelniczek i czytelników.
Tłumaczył sobie tę kłopotliwą różnicę w zasięgu oddziaływania słowa drukowanego , że on pisze dla wybranych jednostek z pięknie pofałdowanymi zwojami mózgowymi skręcającymi wyłącznie w lewą stronę, a Matylda dla takich z bardziej wygładzoną korą mózgową. Tłumaczenie, tłumaczeniem ale ból serca pozostawał, nawracał i nie przemijał. No bo jak może nie boleć serce, gdy ilekroć Anastazy wszedł do fryzjera aby podfarbować swoje siwiejące włosy, to jego wzrok od progu padał na rozrzucone na wszystkich stolikach egzemplarze pisma „Imperium Matyldy”.
Czegoż ona tam nie wypisywała? Jak usunąć kolec kaktusa z palca ? Co zażyć na poniedziałkowy ból głowy gdy w domu nie ma ani jednej tabletki przeciwbólowej? Jak ożywić intelektualnie 90 letnią babcię i jeszcze dziwniejsze tematy.
- To jest naruszenie praw człowieka takie nierówne traktowanie przez los osób piszących teksty. A może by tak powołać Rzecznika Praw Akademika, żeby dbał o poczytność naszych artykułów i naszą pozycję w społeczeństwie?, Och, nie! Przecież my już nie jesteśmy akademią lecz Wielkim Uniwersytetem Medycznym. Może lepiej będzie Rzecznik Praw Należnych Naukowcom (RPNN)? Też nie, jakiś długi ten skrót, muszę to przedyskutować z panną Marysieńką.
Jako modniś i strojniś szczególnie cenił wszystko to co działo się w Paryżu i lubił szukać tam inspiracji. Zbliżający się początek roku akademickiego i planowane zmiany na uczelni były dostatecznym powodem aby poszukać natchnienia w stolicy mody.
- Panno Marysieńko – rzucił do sekretarki - a może byśmy pojechali do Paryża po inspiracje w sprawie tych sukienek służbowych? Bo wie pani te dalekowschodnie wzory sukienek, które zdominowały krajobraz naszych miast i wsi w mijające lato, to jednak nie jest pierwszy sort estetyki krawieckiej. A Paryż to jednak zupełnie inna liga w modzie, urodzie i wygodzie.
- Ależ Magnificencja ma pomysły! – jęknęła jakby lekko paraerotycznie panna Marysieńka. Jak najbardziej jestem za wizytą studyjną w Paryżu. Kto wejdzie w skład delegacji do Paryża?
- Hm… Myślę, że ja, profesor Or - Or, znaczy Jędrzej Wielkosz, no i pani, panno
Marysieńko, jako moja prawa i lewa ręka, bo wie pani ja jestem leworęczny, ale czasem też używam prawej.
- Proszę rezerwować bilety lotnicze, business class oczywiście, nie możemy pospolitować się z tymi korpoludkami czy jak im tam.
- A hotel to który mam zarezerwować? – zapytała panna Marysieńka.
- Hilton Arc de Triumphe, oczywiście!
- Jak nazwiemy nasz program studyjny? – zastanawiał się głośno Magnificencja.
- A może nazwiemy go „Maxence”? – rzuciła panna Marysieńka w przestrzeń.
- Brzmi dla ucha bardzo przyjemnie – zauważył Magnificencja. Taki jakby mix słów magnificencja i elegancja. Jak pani na to wpadła?
- Ach po prostu zauważyłam na zdjęciu które redaktor Matylda Przekora wrzuciła do Internetu w tle jest taki napis.
- Które zdjęcie, które? - dopytywał Anastazy.
- No te na którym niby tam Magnificencja jest w szpilkach.
-Gdzie? Gdzie? Przyślij mi link
-Proszę kliknąć TU - po lewej na górze zdjęcia jest to słowo. Sprawdziłam „Maxence” to męskie francuskie imię. A może lepiej będzie jego pełne oficjalne brzmienie łacińskie Maxentius?
-Hm… wolę „Maxence” – zadecydował Anastazy.
-Piszemy więc: Wyjazd studyjny do Paryża w ramach projektu „Maxence”.
Trzy dni dzielące ich od daty wyjazdu do Paryża przeleciały niczym jesienny wicher i już siedzieli na pokładzie samolotu do Paryża. Dwie godziny zleciały na degustowaniu win serwowanych pasażerom business class przegryzanych francuskimi serami i ani się obejrzeli już lądowali na CDG.
Przeszli przez łącznik, minęli dwa korytarze i przeszli do hali przylotów aby odebrać
walizki.
Czekali, czekali, a walizki dostojnej delegacji naukowców nie nadjeżdżały… zanosiło się na horror spędzenia wszystkich dni w tej samej odzieży co dla strojnisia Anastazego było wizją nie do zniesienia. Wszyscy odebrali swoje walizki, a Anastazy z resztą delegacji tkwili przy pustym pasie.
Ha! Trzeba było złożyć reklamację. Anastazy zaczął rozglądać się za jakimś odpowiednim biurem, ale nie był w stanie niczego wypatrzyć. Panna Marysieńka wypatrzyła natomiast maszynę do zgłaszania reklamacji o zaginionym bagażu.
(...) Pisarz zamykający się w pokoju z początku rusza w podróż w głąb siebie, by po latach odkryć wieczne prawo rządzące literaturą: musi posiąść sztukę opowiadania własnych opowieści tak, jakby były one opowieściami wszystkich ludzi, jak też sztukę tworzenia opowieści innych ludzi tak, jakby były one jego własnymi opowieściami, bo tym właśnie jest literatura.”
Orhan Pamuk, wystąpienie podczas wręczenia Nagrody Nobla 2006
Rozdział 1. Nowa moda akademicka
Nowy Wspaniały Świat miał się znakomicie. Wszystko
toczyło się zgodnie z planem – długi krajów, instytucji oraz pojedynczych ludzi
pogłębiały się z minuty na minutę, a relacje między ludźmi spłycały.
Aktywności intelektualne dużych rzesz
społeczeństw miały kształt linii niskonapięciowego migotania komór. Jak wygląda
tak linia? zapytają czytelnicy, którzy wskutek młodzieńczej decyzji nie
zdecydowali się studiować medycyny. Jest to prawie linia prosta, od czasu do
czasu na jej przebiegu pojawia się niewielkie falowanie w górę i w dół, nie
przekraczające kilku milimetrów. Zaraz po niej na ekranie monitora pojawia się
nieskazitelna linia prosta, a lekarz prowadzący reanimację pacjenta oznajmia – jest asystolia, kończymy
Początek roku akademickiego w Wielkim Mieście zbliżał się nieubłaganie. Wszystkie uczelnie wyższe i niższe gorączkowo przygotowywały się do ceremonii otwarcia nowego sezonu. Spraw, które trzeba było przemyśleć było co niemiara - poczynając od przebiegu uroczystości otwarcia nowego roku akademickiego, poprzez wizerunek dostojnej profesury, po sprawy budżetowe. Nieznośni księgowi wyliczyli, że dług w szpitalach pozostających pod nadzorem najdostojniejszej profesury sięgał 800 milionów reali. Realandia dokuczliwie wciskała się do świata Wirtualandii domagając się swoich praw. Zespół ds. odnawiania wizerunku pracował w pocie czoła dniami i nocami.
Końcowe wnioski były następujące:
# zmienić nazwę instytucji
# o długach mówić – to nie nasze długi, to zupełnie inna instytucja ma długi
# wprowadzić kreatywne zmiany w wizerunku kluczowych postaci uczelni
# na nową nazwę zaciągnąć nowe kredyty
Dyskutując nad nową nazwą podkreślano, że powinna ona jednoznacznie definiować niepowtarzalny charakter placówki. Po burzliwych dyskusjach zdecydowano się na Wielki Uniwersytet Medyczny w skrócie WUM. Co prawda niektórzy starcy mówili, że umieszczenie w nazwie słowa akademia ma już swoją wieloletnią tradycję, ale młodzi i światowi bywalcy odrzucali pomysł zostawienia tego niefortunnego ich zdaniem określenia, parskając w przestrzeń:
- Akademia! Akademia! Za granicą żadna poważna uczelnia nie nazywa się akademia! Co najwyżej są Akademie Grilowania albo Akademie Gotowania, ale nigdy nie dotyczy to renomowanych placówek naukowych, takich jak nasza! W końcu mamy niebanalną pozycję w świecie naukowym! Nasze 976 miejsce pod względem osiągnięć naukowych na 1000 ocenianych uczelni do czegoś nas zobowiązuje!
- Gdy byłem na stypendium w Unii Stanów Autonomicznych (USA) na własne oczy widziałem szyld Akademia Grilowania – oznajmiał tonem nieznoszącym sprzeciwu profesor nauk wszelakich Anastazy Wiesiołek, Magnificencja Tytularna i figlarna. Na dowód tego, że nie ściemnia wyciągał z triumfalnym wyrazem twarzy smartfona i pokazywał zdjęcie wykonane w San Francisco.
Podkreślam stanowczo: pozycja nr 976 na liście tysiąca wyższych uczelni ocenianych pod kątem dorobku naukowego do czegoś nas zobowiązuje! - oznajmiał kategorycznym tonem.
Kalendarz zajęć Anastazego na ostatnią środę września 2018 roku był bardziej niż przepełniony – posiedzenie rady wydziału z głównym punktem obrad „nowe stroje akademickie” oraz odpytanie trójki studentów z anatomii prawidłowej na egzaminie komisyjnym były najbardziej pożerającymi czas zajęciami.
Gdzieś w połowie tegorocznych wakacji Anastazy zauważył liczne kobiety na ulicach, ubrane były w sukienki w śmiałych kolorach, o niebanalnym kroju, a ponadto odsłaniały dotychczas zasłonięte część ciała. Gdy przypomniał sobie ceremonialną odzież akademicką to coś go dźgało niczym sztyletem zazdrości w sam czubek lewej komory serca. Dźgały nie bez powodu - Anastazy był strojnisiem że ho! ho!
-Dlaczego one mogą tak ładnie i sexi się wystroić, a ja muszę w tych długich, ponurych sukienkach siedzieć na wszystkich uroczystościach akademickich? Dlaczego??? Jest w końcu równouprawnienie czy nie ma? Podobno są prawa człowieka i parę innych praw wywalczonych przez naszych dzielnych poprzedników, to i prawo do stroju zgodnie z wewnętrzną potrzebą estetyczną człowieka powinno być respektowane!
Postanowił w ramach ocieplania wizerunku uczelni, nadszarpniętego przez bezlitosne limity Ministerstwa Wszystkich Pacjentów, przegłosować nowy strój akademicki i zarządzić noszenie go nie tylko od święta, ale i na co dzień. Przede wszystkim postanowiono skrócić stroje tak aby dolny brzeg sukni lokował się 5 cm przed kolanem, odsłonić lewe ramię i dodać szpilki jako naturalnie komponujące się obuwie ze zwiewną sukieneczką.
Niektórzy akademicy podczas posiedzenie komisji ds. wizerunku podnosili problem, że krótkie, jaskrawe sukieneczki będą źle komponowały się ze spodniami.
- Trudno mężczyźnie chodzić z gołymi łydkami albo w legginsach – zauważył profesor Jędrzej Wielkosz, zwany Ordynatorem Juniorem, w skrócie Or-Or.
- A jeszcze trudniej odsłaniać włochate łydki – mruknął pod nosem.
- Co tam mruczysz? – zapytał Anastazy.
- No, że łydki mamy włochate i jak ja się między ludźmi pokażę odmruczał Or-Or.
- Ogolisz łydki Jędrzeju i po kłopocie! Ogolisz! Nie takie poświęcenia ludzi dla nauki znosili.
-Jeśli Magnificencja zaleci, to powiem trudno i ogolę łydki - oznajmił Or - Or. Wiedział to dzięki przekazowi ustnemu i genetycznemu od swojego ojca, profesora Władysława Wielkosza (WW) zwanego Dablju-Dablju - słynnego ordynatora oddziału chorób wszelakich w Wielkim Mieście.
Rozdział 2: Bo to co nas podnieca to się nazywa…
Anastazy ogłosił na posiedzeniu rady wydziału Wielkiego Uniwersytetu Medycznego decyzję o nowych strojach i wszystko dookoła stało się piękniejsze. Każdego dnia po wielokroć wyobrażał sobie jak śmiga przez miasto w swojej nowej służbowej sukience, a jej falbanki szeleszczą podniecająco. Wszystkie dziewczyny w Wielkim Mieście odwracają głowy na widok przemykającego Anastazego i tworzą liczne fan-cluby.
-Ach ten szelest… ach… - jęczał sam do siebie. To jest bardziej podniecające niż szelest liczonych pieniędzy.
Jak to śpiewała ta piosenkarka z czasów młodości tej niezatapialnej Matyldy Przekory? Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa? Nie! Tu nie ma żadnego rymu ani rytmu! – monologował Anastazy.
Bo to co nas podnieca to się nazywa kieca! – powinno być wykrzyknął sam do siebie.
A może by tak zamiast tej głupiej Gaudeamus igitur na rozpoczęcie roku akademickiego zainspirować się słowami i będziemy śpiewać:
Ja jest zatrudniony
w wesołej pewnej firmie.
Niestety jest niewypał,
pacjenci zawiedli.
Bo mieli znów nadzieję,
że zdrowie ktoś im wróci,
a życie się nie skróci.
A zdrowie diabli wzięli,
już nikt nie wierzy w cuda
Że JGP się opłaci
I będzie z niego zysk
A firma nic nie straci…
Bo to co nas podnieca,
to się nazywa kasa,
a kiedy w kasie forsa,
to sukces pierwsza klasa.
Sukces w każdej odmianie która istniała w przyrodzie podniecał Anastazego bardziej niż wszystkie inne znane podniecacze.
- Gdy tak pacze jakie podniecacze ludzie używają to ich nie rozumie – zwierzał się Jędrzejowi w czasie przerwy w obradach. A ty czym się podniecasz?
- Oj Anastazy nie bądź taki ciekawy!
- A jaką sukienkę chciałbyś mieć? – dopytywał Anastazy.
- Wirującą – odmruczał Jędrzej. - Jak dostanę zawrotu głowy od sukcesów naszej odnowionej uczelni to chcę aby sukienka też wirowała razem ze wszystkim co nas otacza.
- Panno Marysieńko – zawołał do sekretarki kroczącej za Anastazym i notującej wszystkie jego złote myśli, a także srebrne i brązowe – proszę zapisać, że profesor Jędrzej zamawia sukienkę wirującą.
- A szpilki jakie chcesz do tej wirującej sukienki – naciskał na detale Magnificencja.
- Jeszcze nie przemyślałem - odpowiedział zwięźle Jędrzej.
- Jędruś, mam! Szpilki zamówimy sobie te… takie… no czerwone z czarną podeszwą.
- Anastazy, ten słynny model to są szpilki czarne z czerwoną podeszwą – oznajmił Or –Or.
- No qrde, Jedruś może i pomyliłem te kolory, ale wiesz co? Mam pomysł! Wystąpimy do Rekseli po fundusze szkoleniowe na seminarium… nazwiemy je… czekaj… czekaj … mam! „Lokalizacja koloru dominującego w ubiorze a gwarancja sukcesu w biznesie”
- Dobre! Dobre! – jęknął Jędrzej. Masz łeb jak sklep Anastazy! Co ja mówię jak sklep? Jak całe centrum handlowe! Potrafisz wszystko przehandlować.
- Anastazy ale czy ty wiesz że te szpilki z czerwoną podeszwą to mają 12 cm wysokości. Chłopaki z rady wydziału będą padać jak muchy i łamać sobie osteoportyczne kości udowe - zmartwił się Jędrzej.
- Oj tam! O tam! Wprowadzimy obowiązkowe ubezpieczenie od upadku ze złamaniem kości w zacnej wysokości… czekaj… czekaj… 350 reali od łebka, pardon od sukienki… albo lepiej od każdej nogi czy jeden członek rady wydziału będzie nam płacił 700 reali miesięcznie ubezpieczenia. A jak nogę złamie to nasi fachowcy od Ubezpieczenia Sukienkowego udowodnią że nie dbał o zdrowie – nie robił co roku zaleconych badań: tomografii całego ciała, rezonansu, scyntygrafii, biopsji kości, poziomu wszystkich frakcji witaminy D i zwrot pieniędzy się nie należy.
-Można też wprowadzić obowiązkowe kursy nauki chodzenia na służbowych szpilkach, oczywiście płatne! – kontynuował swą złotą myśl biznesową Anastazy. Umiejętności zdobyte na kursie będą ważne przez rok. A potem będzie obowiązkowe odnowienie umiejętności chodzenia.
- Anastazy co ty dziś brałeś? – z troską w głosie zapytał Jędrzej.
-Wiem co brałem, ale ci nie powiem - uciął władczym tonem Anastazy. Obowiązuje RODO - chyba wiesz o tym!
Rozdział 3. Zgodność z trendami nauki światowej
Anastazy jako certyfikowany naukowiec najwyższych lotów z imponującym Impact Factor wynoszącym 0,017 i ambitnie podążającym do 0,018, zwracał zawsze uwagę na zbieżność poczynań badawczych Wielkiego Uniwersytetu Medycznego z trendami nauki światowej. Oczywiście kłuła go w sam czubek lewej komory serca nie dająca się w żaden sposób opanować zazdrość, że taką Matyldę Przekorę autorkę pisującą do prasy kolorowej czytały miesięcznie i cytowały na swoich blogach setki tysięcy czytelniczek i czytelników.
Tłumaczył sobie tę kłopotliwą różnicę w zasięgu oddziaływania słowa drukowanego , że on pisze dla wybranych jednostek z pięknie pofałdowanymi zwojami mózgowymi skręcającymi wyłącznie w lewą stronę, a Matylda dla takich z bardziej wygładzoną korą mózgową. Tłumaczenie, tłumaczeniem ale ból serca pozostawał, nawracał i nie przemijał. No bo jak może nie boleć serce, gdy ilekroć Anastazy wszedł do fryzjera aby podfarbować swoje siwiejące włosy, to jego wzrok od progu padał na rozrzucone na wszystkich stolikach egzemplarze pisma „Imperium Matyldy”.
Czegoż ona tam nie wypisywała? Jak usunąć kolec kaktusa z palca ? Co zażyć na poniedziałkowy ból głowy gdy w domu nie ma ani jednej tabletki przeciwbólowej? Jak ożywić intelektualnie 90 letnią babcię i jeszcze dziwniejsze tematy.
- To jest naruszenie praw człowieka takie nierówne traktowanie przez los osób piszących teksty. A może by tak powołać Rzecznika Praw Akademika, żeby dbał o poczytność naszych artykułów i naszą pozycję w społeczeństwie?, Och, nie! Przecież my już nie jesteśmy akademią lecz Wielkim Uniwersytetem Medycznym. Może lepiej będzie Rzecznik Praw Należnych Naukowcom (RPNN)? Też nie, jakiś długi ten skrót, muszę to przedyskutować z panną Marysieńką.
Jako modniś i strojniś szczególnie cenił wszystko to co działo się w Paryżu i lubił szukać tam inspiracji. Zbliżający się początek roku akademickiego i planowane zmiany na uczelni były dostatecznym powodem aby poszukać natchnienia w stolicy mody.
- Panno Marysieńko – rzucił do sekretarki - a może byśmy pojechali do Paryża po inspiracje w sprawie tych sukienek służbowych? Bo wie pani te dalekowschodnie wzory sukienek, które zdominowały krajobraz naszych miast i wsi w mijające lato, to jednak nie jest pierwszy sort estetyki krawieckiej. A Paryż to jednak zupełnie inna liga w modzie, urodzie i wygodzie.
- Ależ Magnificencja ma pomysły! – jęknęła jakby lekko paraerotycznie panna Marysieńka. Jak najbardziej jestem za wizytą studyjną w Paryżu. Kto wejdzie w skład delegacji do Paryża?
- Hm… Myślę, że ja, profesor Or - Or, znaczy Jędrzej Wielkosz, no i pani, panno
Marysieńko, jako moja prawa i lewa ręka, bo wie pani ja jestem leworęczny, ale czasem też używam prawej.
- Proszę rezerwować bilety lotnicze, business class oczywiście, nie możemy pospolitować się z tymi korpoludkami czy jak im tam.
- A hotel to który mam zarezerwować? – zapytała panna Marysieńka.
- Hilton Arc de Triumphe, oczywiście!
- Jak nazwiemy nasz program studyjny? – zastanawiał się głośno Magnificencja.
- A może nazwiemy go „Maxence”? – rzuciła panna Marysieńka w przestrzeń.
- Brzmi dla ucha bardzo przyjemnie – zauważył Magnificencja. Taki jakby mix słów magnificencja i elegancja. Jak pani na to wpadła?
- Ach po prostu zauważyłam na zdjęciu które redaktor Matylda Przekora wrzuciła do Internetu w tle jest taki napis.
- Które zdjęcie, które? - dopytywał Anastazy.
- No te na którym niby tam Magnificencja jest w szpilkach.
-Gdzie? Gdzie? Przyślij mi link
-Proszę kliknąć TU - po lewej na górze zdjęcia jest to słowo. Sprawdziłam „Maxence” to męskie francuskie imię. A może lepiej będzie jego pełne oficjalne brzmienie łacińskie Maxentius?
-Hm… wolę „Maxence” – zadecydował Anastazy.
-Piszemy więc: Wyjazd studyjny do Paryża w ramach projektu „Maxence”.
Trzy dni dzielące ich od daty wyjazdu do Paryża przeleciały niczym jesienny wicher i już siedzieli na pokładzie samolotu do Paryża. Dwie godziny zleciały na degustowaniu win serwowanych pasażerom business class przegryzanych francuskimi serami i ani się obejrzeli już lądowali na CDG.
Przeszli przez łącznik, minęli dwa korytarze i przeszli do hali przylotów aby odebrać
walizki.
Czekali, czekali, a walizki dostojnej delegacji naukowców nie nadjeżdżały… zanosiło się na horror spędzenia wszystkich dni w tej samej odzieży co dla strojnisia Anastazego było wizją nie do zniesienia. Wszyscy odebrali swoje walizki, a Anastazy z resztą delegacji tkwili przy pustym pasie.
Ha! Trzeba było złożyć reklamację. Anastazy zaczął rozglądać się za jakimś odpowiednim biurem, ale nie był w stanie niczego wypatrzyć. Panna Marysieńka wypatrzyła natomiast maszynę do zgłaszania reklamacji o zaginionym bagażu.