Krystyna Knypl
Rozdział 6: Poszukiwanie diagnozy
Powiało grozą. Cynamonowa
chlipała bez przerwy dwa dni i dwie noce. Nie do końca zbadanymi drogami
redaktorzy ze stacji telewizyjnej „To - Nie - Ten” zdobyli numer komórki
rozszlochanej Cynamonowej i wystąpili z propozycją nagrania jej wyznania w
programie „Zniewaga”, ze szczególnym uwzględnieniem tego, co mówił na temat ukrytych
doktorów niegdysiejszy całkiem realny amant z wirtualnej przestrzeni.
To już wymagało dania odporu. Skoczyć na randkę pod
pretekstem prozdrowotnych zajęć terenowych to jedna bajka, a pokazać się na
wizji w najlepszym czasie oglądalności telewizji „To - Nie - Ten” i opowiedzieć
jakie słówka szeptał amant albo co @doktor.szeregowy pokazał jej w chwili
słabości lub niewytłumaczalnego przyćmienia umysłowego, to już nie żarty.
Odmówiła stanowczo.
Tymczasem sztab antykryzysowy nadzorujący niedobory
lekarzy kontynuował intensywne specjalistyczne badania i analizy statystyczne,
mające na celu ustalenie przyczyn tak masowego i uporczywego przebywania
doktorów na portalu.
Wyniki były zaskakujące, wręcz niespotykane do tej
pory…
Nagranie dokonane
przypadkowo w przestrzeni publicznej pewnej placówki ochrony zdrowia (która nie
wiadomo gdzie się zaczyna ani gdzie kończy, jak wykazały dywagacje związane z
zakazem palenia papierosów w tychże placówkach) przez świadczeniobiorcę usług
medycznych, zaopatrzonego w sprzęt niezbędny do odbycia wizyty w gabinecie
lekarskim jakim jest dziś dyktafon kieszonkowy, w który zaopatruje się
świadczeniobiorca idąc do swego świadczeniodawcy, bo nie po to go wykształcił
za swoje podatki, żeby pozbawić się przyjemności udokumentowania przebiegu
wizyty. Za szumy, trzaski i złą jakoś nagrania przepraszamy.
- Życzę pani, aby była pani zdrowa!
- Tak, tak bo zdrowie najważniejsze!
- Dlaczego lekarze tego nie rozumieją?
- Bo oni zajmują się chorobami i dla nich choroba
jest najważniejsza.
- Tak od rana do nocy chorobami? Nie mogłabym,
jestem wrażliwa, a ciekawe jako to u nich z tą wrażliwością?
- Oni muszą, bo przysięgali, mają taką przysięgę
Sokratesa.
- Coś pani! chyba Hipokratesa? A może Biurkratesa,
bo tylko piszą i piszą w gabinecie.
- Jak zwał, tak zwał – muszą, bo przysięgali i mają
powołanie.
- Przyjedź, mamo, na przysięgę, bo w kamasze mnie
zakuli, truli-luli.
- Nie bądźcie tacy cwani, bo złapią straszny
paragraf, siekną i się wściekną!
- Nie mogą mnie sieknąć, bo jestem na spotkaniu, nie
mogą mnie sieknąć, siknąć, zniknąć…
- Kiedy wreszcie będzie spokój i poleżę na dowolnie
wybranym boku?
- Jak zgadnę, na którym boku lepiej leżeć?
- Przeżegnasz się.
- I co?
- Będziesz wiedziała, że prawy bok jest po tej samej
stronie co ręka, którą się żegnasz.
- Znaczy szekjhenduję na siju?
- Nie żegnasz się jak mówisz pacierz?
- Żegnam się, ale jestem leworęczna.
- I co, żegnasz się lewą ręką???
- Prawą, tak jak wszyscy.
- No to po tej samej stronie masz prawy bok.
- Ale ja nie mam żadnych boków.
- Coś ty? Żadnych boków!? To jak żyjesz??
Po zaangażowaniu wszystkich
dostępnych metod diagnostycznych oraz wielomiesięcznych badaniach ustalono, że
przyczyną przedłużającego się przebywania doktorów w sieci, ba, nawet
wylegiwania się przed komputerem, jest nowa forma patogenu łącząca w sobie
elementy wirusa żywego z wirusem komputerowym. Lekarz zainfekowany wirusem z
grupy ortomykowirusów kichając na klawiaturę powodował, że dochodziło do
ekspozycji komputera na wysoce zakaźny czynnik biologiczny, który opanowawszy
kartę sieciową przenosił się łączami internetowymi do komputerów innych
lekarzy, zwykle z pocztą mailową.
Podczas otwierania poczty wirus,
który został nazwany wirusem
penlipy,
wnikał w klawiaturę, a stąd prostą drogą na dłonie piszącego lekarza. Dalej tu
już wszystko było proste – jakieś nierozważne potarcie oka, wytarcie nosa czy
dotknięcie jamy ustnej i infekcja
penicyliozy
szalała w organizmie zakażonego.
Czy opisany powyżej mechanizm
szerzenia się zakażenia wirusem
penlipy
był nietypowy lub dziwny? Czy zaskoczył badaczy? Niespecjalnie. Skoro od dawna
było wiadomo, że istnieje przenoszenie międzygatunkowe ortomykowirusów, to
powstanie odmiany przenoszącej się z człowieka na komputer było tylko kwestią
czasu. No i stało się! Po transmisji międzygatunkowej ptaki-ludzie,
zwierzęta-ludzie, zaistniała w końcu transmisja łańcuchowa
człowiek-komputer-człowiek. Była to więc nieznana dotychczas nauce nowa
reasortacja genowa!
Ustalono, że każde otwarcie
poczty mailowej powodowało ponowną reinfekcję zakażonego doktora. Badano też
dlaczego lekarzy tak ciągnęło do częstego sprawdzania poczty mailowej. I co się
okazało? Intensywne badania biochemiczne potwierdziły wstępną hipotezę
kliniczną, że za stan narastającej wesołkowatości i samozadowolenia jakie
zapanowało wśród wyemigrowanej wewnętrznie społeczności lekarskiej
odpowiedzialna jest substancja biologicznie czynna zwana penicyliorfiną, w której powstaniu miały swój
udział wirusy penlipy. Był to nowy rodzaj nieznanej
dotychczas nauce substancji biologicznie czynnej podobnej do grupy endorfin.
Inspiracją do odkrycia penicyliorfiny były pionierskie badania
ubikwityną, składającą w komórkach przeznaczonych na obumarcie tzw. pocałunek
śmierci.
W laboratoriach słynnej firmy
Perfectly Inactive Pills Co., Ltd. ustalono, że penicyliorfina jest
małocząsteczkowym białkiem obecnym we wszystkich zainfekowanych komórkach
eukariotycznych i odgrywającym kluczową rolę w naznaczaniu białek, które mają
ulec nielisosomalnej penicyliolizie. W dalszych szczegółowych
badaniach ustalono, że penicyliorfina jest peptydem złożonym z 80
reszt aminokwasowych, o bardzo mocnej budowie chemicznej – jej denaturacja nie
następuje nawet po zadziałaniu alkoholem w jakiejkolwiek postaci, niezależnie
od tego z czym alkohol jest zmieszany. Penicyliorfina jest zlokalizowana w
proteasomach. Potranslacyjna modyfikacja białek w procesie penicylioryfikacji
polega na przyłączeniu do reszt lizynowych danego białka grupy karboksylowej C-
końca reszty glicyny (Gly 79) penicyliorfiny. Zmodyfikowane białko szybko łączy
się z nieorganiczną resztą, której wzór chemiczny przedstawiał się następująco:
P24(OH)a.
Szczegółowy mechanizm działania penicyliorfiny na
organizm żywy, który ją wytwarzał polegał na złożeniu tzw. pocałunku
uzależnienia
na komórkach centralnego układu nerwowego surfującego lekarza.
Niezależnie od badań w
laboratoriach naukowych trzeba było tej nowej sytuacji chorobowej nadać ramy
administracyjne oraz wykonawcze. Administratorzy Narodowego Brata Płatnika
wertowali starannie ICD 10, poszukując kodu pod jaki można byłoby podciągnąć
obraz chorobowy nowo odkrytej jednostki chorobowej. Zdecydowano się nazwać ją penicyliozą przypuszczając, że główne
ognisko zarazy siedzi na www.penicillium3x800.tys.j.=2,4mln.pl
.
Po konsultacjach społecznych i
międzyresortowych przydzielono nowej jednostce chorobowej symbol P24 w spisie
chorób ICD 10. Szerząca się w zastraszającym tempie penicylioza budziła coraz większy niepokój
władz administracyjnych, medycznych i biznesowych całego kraju. Jesienią dwa tysiące…
właściwie to nieważne którego roku dokładnie, szacowano że zainfekowany był
znaczący odsetek lekarskiej populacji, a końca infekcji nie było widać. W tej
sytuacji powołano Konsultanta
Krajowego ds. Penicyliozy, który opracował podstawowe wytyczne rozpoznawania
tej nowej choroby. Dokładnie rzecz biorąc nagryzmolił coś tam na dwóch kartkach
maszynopisu i zawiesił na stronach Narodowego Brata Płatnika, zaznaczając przy
tym, że XXL-piryna na penicyliozę nie pomaga.
Kilkoro niezależnych badaczy
zaobserwowało, że penicylioza szerzy się w sposób nierównomierny wśród lekarzy
różnych specjalności – schorzenie prawie nie dotyka tych lekarzy, którzy z
racji swej pracy narażeni są na kontakt z różnego rodzaju egzotycznymi
patogenami biologicznymi. Powstała hipoteza badawcza, że lekarze ci mogli być
zaszczepieni specyfikiem niedostępnym ogółowi społeczeństwa, będącym we
wczesnej fazie badań klinicznych lub przeszli chorobę bezobjawowo w następstwie
powtarzających się epizodów subklinicznej ekspozycji.
Od lekarzy podejrzanych o
przebycie subklinicznej postaci penicyliozy pobrano krew i poddano próbki wszechstronnej analizie
spektrofotometrycznej. Z wstępnych badań wynikało jedynie, że dochodziło u nich
do tak zwanej penicyliaryzacji białek osocza. Rozpoczęto więc
badania nad owymi zmienionymi białkami. Ku zdumieniu badaczy stwierdzono je nie
tylko u uczestników wspomnianego forum dla lekarzy, ale i u uczestników innych
forów, zarówno lekarskich, jak i tych przeznaczonych dla pacjentów, a nawet u
takich użytkowników internetu, którzy nie uważali się ani za lekarzy, ani za
pacjentów.
Okazało się, że występowały różne
białka osocza z cechami onetyliaryzacji,
googleliaryzacji, twitterliaryzacji czy photoblogerliaryzacji – w zależności od tego, na jakim
portalu badany osobnik spędzał najwięcej czas. Zjawisko nazwano więc internetyliaryzacją białek osocza i rozpoczęto
systemowe badania na nowym schorzeniem. Badania z białkami znakowanym izotopowo
potwierdziły, że zinternetyliaryzowane białka osocza po okrążeniu całego
krwiobiegu podążały ku komórkom centralnego układu nerwowego, na których
składały pocałunek uzależnienia. Punktem w którym dochodziło do
pocałunku był układ nagrody w centralnym systemie nerwowym, a w następstwie
tego zdarzenia aktywność receptorów dopaminergicznych ulegała znacznemu
pobudzeniu.
W miarę narastania stopnia
uzależnienia stężenie białek zinternetyliaryzowanych narastało w każdym decymetrze
surowicy krwi, a u najbardziej uzależnionych białka uzależnienia opanowywały
cały organizm. Każda komórka ustroju była wręcz przeniknięta potrzebą tworzenia
kompleksów ze zmienionymi białkami. Receptory dopaminergiczne układu nagrody w
zetknięciu się z białkami osocza, które uległy internetyliaryzacji dostawały szału. Wysyłały do
świadomości setki, tysiące, ba! dziesiątki tysięcy sygnałów zlewających się w
jedno wielkie żądanie i pożądanie.
Z chwilą połączenia białka z
receptorami dopaminergicznymi fale błogostanu rozlewały się leniwie po całym
organizmie, osiągając szczególnie wysokie stężenie w obszarach układu nerwowego
dyrygujących wyobraźnią oraz pewnymi rejonami definiowanymi neutralnym
określeniem, że są zlokalizowane poniżej przepony…
Ach, co to były za stany….
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.