Centrum kongresowe Square
Logo konferencji Innovation in Healthcare
Sprawozdanie pisane na gorąco:
Trochę
już pisałam na bieżąco w związku z dostępem do cywilizacji
śródziemnomorskiej, zwanej dalej internetem, ale teraz jestem już
w hotelu i opiszę wszystko dokładniej. Spało
mi się dobrze, jeśli nie liczyć jakichś koszmarnych snów – pewnie
rebound fenomen w związku z wątkiem o nocnych zmorach, który czytałam
w internecie.
Śniadanie podają na poziomie -1, jest to zwykły posiłek hotelowy,
bez jakichś rewelacji co do smaku czy wystroju wnętrza, jak
np. w Paryżu, gdzie obicia foteli i rąbek na talerzu były w tym samym
seledynowym odcieniu.
Mieszkałam w Best Western Premiere Hotel
A więc
kawa – nawet smaczna, cappuccino, wędliny – słone lub włókniste (szynka
parmeńska), ser żółty, pieczywo takie dmuchane, croissanty – nawet
smaczne. W sokach pływały truskawki. Po przygodzie kolegi, który dostał
obrzęku Quinckego po truskawkach, postanowiłam ich unikać.
Wykład o SmartHand
Kolejny wykład
Miejsce
obrad maks. 10 minut od hotelu. W registration desk była niejaka
Charlotta, z którą wcześniej korespondowałam oraz Alenka, też znana mi
z kontaktów e-mailowych. Zapytały mnie, czy przyjdę na dinner –
odrzekłam, że mam dużo pracy i niestety nie będę mogła w nim
uczestniczyć. Dobrze przewidziałam, bo moje nogi wymagają położenia ich
na lampie, a obiad zacznie się za 0,5 godziny i pewnie potrwa do 23.00.
Trzeba dbać o formę.
Galeria świętego Huberta 2008 rok.
W 2023 roku zdjęcie zatytułowałam "Posiedzenie komitetu samoobrony przed eutanazją"...
Po odebraniu
badge’y poszłam na kawę powitalną i poprosiłam Alenkę, aby poznała mnie
z polskimi koleżankami. Zapytałam ich, czy takie wyjazdy to częste
zjawisko czy normalna praca, kara czy nagroda w ich instytucjach.
Więc jeżdżą raczej rzadko, 1 lub 2 razy w roku, są różne perturbacje
z pracodawcami, bo niby je „wysyłają”, ale żądają pisania podań o zgodę.
One chcą dostawać diety, skoro to „służbowy” wyjazd, na jakieś wydatki
typu bilet z lotniska. Narzekały na niskie zarobki, ja powiedziałam
oględnie, że „emerytury starcza na świadczenia, a na resztę trzeba
zarobić”.
Wykłady
były takie sobie, ciągle mówili „SME”, pytam co to za żargon – a to
skrót od ang. „małe i średnie przedsiębiorstwa” – jest to specjalna
unijna definicja, m.in. do 250 osób i granica obrotów czy dochodów,
nie zapamiętałam jak wysoka.
Po wykładach był lunch – taki typowy z różnymi daniami typu misz-masz
plus jako ekstrawagancja dawno na bankietach niewidziana wino białe
i czerwone.
W laboratorium produkującym drogocenne chrząstki do naprawy stawów
Po obiedzie
pojechaliśmy do Leuven autokarem, ale dokładnie to trzeba powiedzieć –
w krzaki położone 0,5 godziny drogi od Brukseli, w których to krzakach
stoi sobie fabryka produkująca sztuczne vel naturalne chrząstki –
w sumie nie zrozumiałam, czy to są sztuczne produkty czy naturalne –
może rozmnażają się naturalnie? Kuracja tą metodą zniszczonej chrząstki
kosztuje 20 tysięcy euro.
W laboratorium produkującym drogocenne chrząstki do naprawy stawów
Droga
powrotne trwała dłużej, bo w obrębie Brukseli korki są praktycznie
na wszystkich głównych ulicach – zatkane są na 100%. Dojechaliśmy
do miejsca obrad około 18.00. Nieopodal jest muzeum instrumentów
dawnych. W programie była wycieczka z przewodnikiem, a potem „networking
drink” (to jeszcze inna nowomowa biznesowa, podobna do „smart casual” –
zawsze człowiek złapie jakieś modne określenie na takim wyjeździe).
Wykręciłam się z tych aktywności na hasło „muszę pisać”, co każdy
przyjął ze zrozumieniem, a tak naprawdę to byłam zmęczona i nie
przepadam za tym ble-ble. Sympatyczni ludzie ogólnie, ale żebym
na obolałych nogach od całodziennego siedzenia na konferencji
i z plecakiem 7 kg chciała jeszcze ich słuchać, to nie mogę powiedzieć.
Było zimno, nie miałam okrycie na głowę, więc w tym sklepiku kupiłam gustowną granatową chustkę na głowę
Dziennikarz / dziennikarka uczestnicząca w zakupionej w Brukseli chustce na głowę
Ponieważ
na konferencji zdobyłam hasło dostępu do internetu za free w centrum
kongresowym, więc poszłam jeszcze raz do tego centrum, żeby tam
poczytać, co też piszą rodacy na ten temat. A tak à propos tutejszego
dostępu do internetu – to po prostu wieś tańczy i śpiewa! W centrum dla
prasy raptem cztery stanowiska komputerowe z modelami przedpotopowymi.
Wieczorny spacer po Grand Place
W pierwszej
chwili chciałam zajrzeć do poczty z komputera ogólnego, ale padłam
na poszukiwaniu kropki na klawiaturze belgijskiej, bo oczywiście jakiś
dewiant kropkę umieścił w innym miejscu niż na naszej! Zanim ją
znalazłam bez okularów, to już trzeba było iść na obrady ;)).
Na obradach były stoły z gniazdkami i tam na kartkach leżących obok
było napisane hasło dostępowe, ale ciekawostka: jest ono ważne do jutra
do 22.00 – żeby ktoś, kto zostanie jeden dzień dłużej, nie mógł
korzystać z unijnego internetu.
Internet w siedzibie UE na kartki! Normalna komuna, tylko w unijnym wydaniu! * rok 2010
W kawiarniach
nie widać ludzi surfujących tak jak u nas, tylko piją piwo – podobnie
jak w Paryżu, tylko tam więcej ludzi pali papierosy. Po powrocie
zdrzemnęłam się do 23.30. Po obudzeniu się stwierdziłam, że jest dobra
pora na nocne łowy fotograficzne. Życie towarzyskie na ulicach w pełni,
mieszkam blisko Grand Place, więc wyszłam i trochę popstrykałam.
Mural o epidemiologicznej tematyce
Teraz
jest 1.15, gdy piszę – jeszcze trochę się spakuję i to będzie na dziś
koniec. Rano spróbuję nadać tę korespondencję z centrum kongresowego,
w którym jest dostęp do internetu. Mamy wyjazd autokaru o 10.00
i jedziemy na rondo Schumana do tego dużego budynku z tysiącem okien
na spotkanie z unijnymi ważniakami.
Konik polny jest symbolem sklepu z zabawkami
Musimy
się wymeldować przed wyjazdem, wracamy autokarem do centrum,
więc walizkę zostawię w hotelu i na lotnisko pojadę pociągiem, bo
do Gare Brussels Centraal jest blisko. No i przejazd pociągiem trwa
około 20 minut, a wszystkie inne środki grzęzną w korkach po południu.
Mam samolot o 19.15.
Miejsce obrad - centrum Square
Miejsce
konferencji prasowej Berlaymont Building, w tle widoczne bramki
bezieczeństwa przez które przechodzi się na europejskie salony
To jest
live sprawozdanie z gmachu Komisji Europejskiej, ale nie do końca live,
bo europejskie urzędasy limitują dostęp do internetu i trzeba mieć
hasło dostępowe, którego dziennikarzom nie dano – bo jeszcze coś napiszą
;)).
W końcu jest nas 17 osób, czyli 5 osób nie dojechało.
Facet nawija w English – a ja siedzę pod ścianą (na propozycję zajęcia
miejsca za stołem odpowiedziałam, że jestem dalekowidzem ;)). Nikt
więc nie zagląda mi w komputer.
Wyjechaliśmy z hotelu o 10.00 dwoma busami. W budynku, tym dużym
oczywiście, kontrola security, ale nie taka napalona jak na lotniskach.
Kazali wyjąć tylko laptop i komórkę, ale już aparat foto nie i kable też
zostawili w spokoju. Potem szliśmy długimi korytarzami, a teraz
siedzimy w jakiejś salce, a Mr X nawija o tym, jaka prasa kontaktuje się
z nimi.
Mr X mówi,
że oferują stories do wykorzystania, czyli wiedzą, co powinno być
napisane, tylko nie piszą sami – stara bajka jak z pacjentami. ;)) Wiedzieć i potrafić – odwieczny ból głowy.
Na tej płytce trzeba się zakręcić to wtedy wróci się do Brukseli
Zakręciłam się i potwierdzam - działa!
Krystyna Knypl
"Do Brukseli jeżdżą bardzo ważni ludzie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.