Rozdział
12. Zmiany potrzebne od zaraz ..
Gniew
ludu pracującego miast i wsi narastał z minuty na minutę. Trzeba więc było
szybko coś wymyślić co odwróciłoby uwagę zagniewanego ludu.
Pośpiesznie
zwołana narada komisarzy ds. zdrowia, szczęścia i urody ustaliła, że najlepsze
dla odwrócenia uwagi od gniewu ludu będzie wywołanie wirtualnej rewolucji
poprzez skłócenie ludności. Zawsze na każdej rewolucji daje się złupić trochę
pieniędzy i bogactw, to akurat wiadomo nie od dziś, a przy okazji odwrócić
uwagę od bieżących problemów.
Na
miejsce rewolucji wybrano jedną z prowincji, gdzie narodu było dużo, raczej
mocno ogłupionego i zniewolonego. W prowincji tej nad Zdrowiem, Szczęściem i
Urodą narodu czuwało Ministerstwo Wszystkich Pacjentów z jej szefową Dr Odrana -
Zatroskaną na czele. W oficjalnej nazwie ministerstwa odstąpiono od używania
członów takich jak „szczęście” czy „uroda” – bo o to musiał zadbać każdy sam.
To nie były zadania dla państwa, nawet najbardziej opiekuńczego.
W
rodzinnych stronach pani minister mówiono
– popatrz, popatrz jaką karierę zrobiła ta Odrana, po mężu Zatroskana. Nawet
nazwiska ładnie jej się skomponowały – dodawali. Taka kompozycja nazwisk w
Ministerstwie Wszystkich Pacjentów to był skarb i kapitał polityczny, więc
postanowiła pozostać przy nazwisku dwuczłonowym, jak to u lekarek bywało. No i
ludzie patrzyli jak wspinała się po szczeblach kariery dr Odrana - Zatroskana,
a trzeba powiedzieć, że miała zdeterminowanie aby być znaną, sławną i
podziwianą.
Uznała,
że kariera partyjna będzie najlepszym sposobem dotarcia do szczytu szczęścia.
Zapisał się do partii, takiej bardziej
uczuciowej, bo dr Odrana - Zatroskana też była uczuciowa. Pacjentów kochała od
pierwszego spojrzenia, ale była niestała w uczuciach i jak spojrzała, to zaraz
się odkochiwała. Tak już miała i nie było rady na niestałość w uczuciach.
Dr
Odrana - Zatroskana szybko wspinała się po szczeblach kariery administracyjnej
i partyjnej aż została ministerką zdrowia, czyli pacjentów, no bo oni chcieli
być zdrowi. Nie było to ministerstwo lekarzy, bo oni żyli z tego, że ludzie
byli chorzy. Dr Odrana-Zatroskana nie mogła być szefową takiego ministerstwa,
które zajmowało się w kółko chorowaniem. Jej pasją i misją było skuteczne
spieszenie z pomocą potrzebującym zawsze i wszędzie.
Jego
Dobrotliwość komisarz generalny polecił
opracować strategię globalnego zamieszania w ochronie zdrowia, które byłoby
współczesną formą rewolucji. Polegała ona na złożeniu maksymalnej liczby
obietnic przy minimalnym ich finansowaniu, a wszystko miało być gęsto
przetykane karami dla tych którzy dobra występujące w niedoborze mieli
rozdzielać.
Właściwie
dobrane proporcje słów - kluczy z kontrolowanym niedoborem pieniędzy
przeznaczonych na ochronę zdrowia potrafiły już niejeden raz zdziałać cuda.
Strategia ta sięgała korzeniami znanego ludowego porzekadła obiecanki cacanki,
a głupiemu radość, które ciągle działało! Któż był w stanie oprzeć się
wzruszeniu, gdy słyszał, że władza z troskę pochyla się nad zdrowiem narodu
albo że osiągniemy doskonałe wyniki przez zastosowanie najbardziej nowoczesnych
metod zarządzania w ochronie zdrowia, dzięki którym powstanie Zdrowe
Społeczeństwo.
Do
pomyślnego przeprowadzenia rewolucji trzeba było tylko odnaleźć lekarzy, którzy schowali się w mysią
dziurę. Nie takie rzeczy ludzie w życiu odnajdowali, więc i z doktorami się uda
– pomyślał komisarz. Zaangażowano najlepszych googlerów, wojska sprzymierzone,
kontyngenty międzynarodowe, słynnych detektywów i wykryto tych schowanych
doktorów w ich całej wirtualnej dziurze. Otoczono miejsce pobytu doktorów
wojskami sił specjalnych i przez megafon zażądano poddania się. Negocjacje
trwały czas jakiś bezskutecznie. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł przerwania dostaw
prądu. Zdawałoby się, że to dobry pomysł, ale doktorzy siedzieli przy laptopach na baterie. Jednak po paru godzinach baterie się
wyczerpały i trzeba było opuścić tajemniczą krainę.
Władza była świadoma, że
doktorzy sprowadzeni z tajemniczej krainy z powrotem wymagali specjalnych
uregulowań prawnych, bo się okrutnie rozpuścili na tej dziwnej emigracji.
Dr
Odrana - Zatroskana idealnie nadawała się jako narzędzie polityczne do
wykonania takiego planu. Przystąpiono do opracowywania pakietów prawnych
mających na celu utrzymanie ludu pracującego miast i wsi w zadowoleniu z
korzystania z usług medycznych, a doktorów w szachu.
– Rachu - ciachu, już nie
wymkniesz mi się, brachu – mówiła sobie Dr Odrana - Zatroskana.
Wprowadzenie
nowych regulacji prawnych bez wątpienia naruszyłoby wizerunek medialny dr
Odrana-Zatroskanej. Odpowiednio wcześnie zaczęto więc jego ocieplanie. Już w
pierwszych dniach grudnia magazyn „Diva", dla kobiet ze sfer wyższych,
średnich i niższych, zamieścił wywiad kontrolowany z ministrą. Dziennikarka
zadała niby to podstępne, ale w istocie uzgodnione wcześniej pytanie:
– Pani minister, kiedy pani
kogoś wyleczyła lub badała jakiegoś pacjenta?
– Wczoraj – odparła z
uśmiechem indagowana dr Odrana - Zatroskana.
– A jak to pani zrobiła? Co
rozpoznała? Dała pani receptę pacjentowi? – dociekała dziennikarka.
– Prosta sprawa – gdy był u
mnie pani szef, bo uzgadnialiśmy te pytania, co pani mi teraz zadaje,
zauważyłam, że ma coś nie tak z oskrzelami.
– Osłuchała go pani? Miała
pani potrzebny sprzęt lekarski pod ręką, w gabinecie bądź co bądź
ministerialnym, a nie lekarskim?
– Tak, osłuchałam go –
odparła z uśmiechem.
– Ale czym? – dociekała
dziennikarka.
– Trzeba umieć sobie radzić
w każdej sytuacji. Miałam pod ręką wasze pismo, zwinęłam je w trąbkę i osłuchałam redaktora, oczywiście przez
ubranie. Bo wie pani jak by to wyglądało, gdyby redaktor rozebrał się w moim
gabinecie do naga i nie daj Boże, ktoś wszedł na czas badania metodą
auskultacji, że o palpacji niektórych części ciała nie wspomnę?!
– I co było dalej? –
dziennikarka nie mogła powstrzymać ciekawości.
– Napisałam diagnozę i
przystawiłam pieczątkę – oznajmiła ministra.
– Własną??? Taki dokument to
skarb!!! – zachwyciła się redaktorka.
– Nie, nie taką typową
lekarską, lecz taką z napisem Postępowanie
do decyzji lekarza. Tej lekarskiej, takiej typowej, to ja właściwie nie
mam, gdzieś się wkręciła podczas przeprowadzki do ministerstwa z przychodni lekarza
rodzinnego, którą wcześniej zarządzałam.
– I co?? – dziennikarka
czuła, że nie wytrzyma już dłużej narastającego napięcia.
– Jak to co, kazałam mu iść
do lekarza z tą karteczką, w końcu ktoś musi zdecydować. Chyba nie spodziewa
się pani, że będę to ja! Mam na głowie zdrowie całego narodu i nie mogę skupiać
się na takich mikro-detalach jak oskrzela pani szefa!
-No tak, no tak – bąknęła
dziennikarka i nogi się jej ugięły pod ciężarem argumentu jakim było czuwanie
nad zdrowiem całego narodu.
Jeden
wywiad nie czynił jeszcze z ministry szczególnie ocieplonej. Specjalnie
wynajęta zagraniczna agencja kreacji wizerunku opracowała dla dr Odrana - Zatroskanej duży
plan totalnego ocieplenia wizerunku. Ministra miała wystąpić w stacji
telewizyjnej To -Nie - Ten i opowiedzieć o tradycjach świątecznych w domu
rodzinnym i ugotować na wizji jakieś danie wigilijne. Mina i mowa ciała powinna
świadczyć o pełnym zespoleniu się z wykonywanym zadaniem – ocieplania
wizerunku, a nie gotowania oczywiście!
Wymyślono,
że zasadniczą osią ocieplania wizerunku będzie Narodowy Program Lepienia
Pierogów (National Program of Pierogi Making). Ustalono, że ministra wystąpi w najlepszym czasie
antenowym i zademonstruje swe umiejętności kulinarne na wizji oraz poda przepis
na pierogi z rodzinnego domu. Dr Odrana - Zatroskana miała powiedzieć, że
przepis jest przechowywany i przekazywany z pokolenia na pokolenie w jej
rodzinie od XVII wieku.
Przepis
tak naprawdę opracował naczelny kucharz restauracji Tere Fere, gdzie nagrywano
program. Przygotowane pierogi ministra podlepiła przez chwilę, taką maleńką
chwilkę, tyle aby kamerzysta zdążył skadrować zapracowane paluszki pani ministerki.
Po wykonaniu tej koronkowej roboty dr Odrana - Zatroskana otrzepała z gracją
dłonie, wydmuchała cząsteczki mąki z zakamarków biżuterii osadzonej na
spracowanych ministerialnych dłoniach i kierując swą twarz z zafrasowanym
obliczem do kamery, wygłosiła Odę do Pacjenta.
Pacjencie Drogi,
Jedz zawsze pierogi!
Komu milsza kiełbasa,
Ten nie pohasa!
Od serca Wam mówi
Ministra Wasza.
Oklaskom,
telefonom z gratulacjami po emisji Narodowego Programu Lepienia Pierogów
(National Program of Pierogi Making) nie było końca! Warto było zapłacić to
słone honorarium za opracowanie programu zagranicznej agencji – pomyślała
ministra, popalając papieroska w zaciszu ministerialnego gabinetu po trudach
nagrania. Jak ta agencja się nazywa?... zaraz, zaraz… o już mam!
Falsch & Falsch!
Falschowa, fałszywa, opss...
fachowa robota – pomyślała zadowolona i sztachnęła się papieroskiem aż do dna
oskrzelików trzeciorzędowych, bowiem papieroski to było to, co kochała nad życie. Niestety przeforsowano przepis o zakazie palenia w
miejscach publicznych i ministra musiała popalać gdy tylko była sama w
gabinecie.
Poza
występem w telewizji To – Nie -Ten przygotowano ofensywę ocieplającą w
tradycyjnych mediach papierowych. Na główny wybrano wysokonakładową
popołudniówkę „Trucie & Plucie”. Wysokiej
klasy specjaliści od ocieplania wizerunku przygotowali artykuł redakcyjny o
talentach kulinarnych ministerki. Pacjenci czytali, czytali i łzy wzruszenia
padały im na tekst. Bo czyż można było z suchym okiem przeczytać tak wzruszającą historię o kobiecie
utalentowanej, wrażliwej na ludzki los, a do tego pełnej domowego ciepła? Redakcja
„Trucie & Plucie” zadbała też o aktywny udział czytelników w procesie dochodzenia
do zdrowia i umieściła materiał pozwalający na wykazanie się wiedzą medyczną.
Materiał oparto na modnej formule case
study. Oto opis przypadku rozterek medyczno-diagnostycznych, który pozwolił
czytelnikom wykazać się nie tylko wiedzą medyczną, ale i wrażliwością na
potrzeby prostego człowiek.
Każdy
czytelnik mógł zadzwonić na odpowiednią infolinię i aktywnie wypowiedzieć się
na temat opublikowanego przypadku, co więcej być jednym z takich przypadków.
Beret albo życie (inf.
własna)
Nasza
stała czytelniczka Genowefa C. (60) zauważyła na berecie ptasi odchód.
Zrozpaczona i zaniepokojona zagrożeniem ptasią grypą, pyta redakcji co ma
robić? W ogólnonarodowym badaniu opinii publicznej głosowano nad tym, czy ma:
A. spalić beret,
B. uprać bez wyżymania,
stosując dwa różne programy prania dla beretów moherowych i filcowych,
C. skoczyć z mostu,
D. wyjechać za granicę na
leczenie na koszt podatników.
Najwięcej
głosów oddali czytelnicy na opcję pranie bez wyżymania. Ponieważ historia taka
mogła przytrafić się każdemu rozszerzono poradnictwo w kolejnym numerze „Trucia
& Plucia”
Jutro
w specjalnym dodatku opiszemy jak bezpiecznie zapakować beret i zanieść do
najbliższej konowalni. Pamiętaj! możesz żądać od swojego konowała, żeby wyprał
ci beret bez wyżymania, jesteś tego warta. Masz swoje prawa i to nie jest
zabawa. Konował nie może żądać od ciebie żadnych opłat. Gdybyś chciała
wypożyczyć z naszej redakcji świecące banknoty aby zdemaskować nieuczciwego
usługodawcę, dzwoń całodobowo pod numer 0-800-.... Dostaniesz banknoty i
obstawę fotograficzną. Nasi najlepsi fotoreporterzy zapiszą się na ten sam
dzień co i ty, wyskoczą w odpowiednim momencie, wszystko sfotografują. Możesz
trafić na pierwsza stronę naszego specjalnego dodatku o nakładzie 500 tysięcy.
Pomyśl tylko tyle razy może być wydrukowane twoje nazwisko. Gdybyś miała pecha
trafić na konowała, który będzie się opierał, poproś aby potrzymał ci przez
chwilę banknoty, bo musisz poszukać numerka do szatni w portfelu. Resztę
załatwimy sami. Niczego się nie bój.
Nagranie dokonane
przypadkowo w przestrzeni publicznej pewnej placówki ochrony zdrowia (która nie
wiadomo gdzie się zaczyna ani gdzie kończy, jak wykazały dywagacje związane z
zakazem palenia papierosów w tychże placówkach) przez świadczeniobiorcę usług
medycznych, zaopatrzonego w sprzęt niezbędny do odbycia wizyty w gabinecie
lekarskim jakim jest dziś dyktafon kieszonkowy, w który zaopatruje się
świadczeniobiorca idąc do swego świadczeniodawcy, bo nie po to go wykształcił
za swoje podatki, żeby pozbawić się przyjemności udokumentowania przebiegu
wizyty. Za szumy, trzaski i złą jakoś nagrania przepraszamy.
– Nasza kraina medyczna
będzie śliczna, taka trochę zagraniczna, cyniczna, niepraktyczna, eklektyczna,
tragiczna, dramatyczna i dlatego mówię ci, kolego, nasza szefowa gromowładna,
ładna, zaradna, paradna, zarządziła burzę mózgów.
– Ależ co za bzdury pleciesz!
– Ty coś wiesz!
– Nie wiesz nic? Nooo...
wiesz, a to rób co chcesz.
– Ja jadę na ryby, na
grzyby.
– Reformuję na niby-gdyby.
– Gdyby babcia miała wąsy,
to byłby dziadek.
– U nas w szpitalu był taki
przypadek!
– Z babcią?
– Nie żartuj!
– Z dziadkiem?
– Coś ty... burza mózgów była!
– Kierowniczka zarządziła…
– Cała sala się bawiła i
śpiewała razem z wami? Kierowniczka
słuchała, really? Ze zdziwienia gęby rozdziawiała, że cooo… będzie musiała?
– ISO kierowniczka
zarządzała,
– Co to znaczy?
– Nie wiesz? I Sobie Olewają
wszyscy, a co robić mają?
– Telefon odbierać po
trzecim dzwonku.
– Coś ty?!
– Pacjentowi pierwej niż on
dzień dobry powiedzieć.
– Coś ty?!!
– Ładnie przed pacjentem
dygnąć.
– Nie gadaj!
– W pierścień pacjenta
ucałować!
– A pacjent doktora w co?
– No wiesz w co? Nie bądź za
ciekaw, kolego, bo jeszcze wyjdzie z tego co złego.
– No to co z tego!
– Od złego do dobrego,
odbijany! Telefon odebrany!
– A jak wszystkie telefony
odbiorą? Czy jest limit odebranych telefonów, czy Narodowy Brak Płatnik zamówił
refundację telefonów tylko od chorych?
– A co będzie jak zadzwoni
zdrowy do doktora, będą nadwykonania od odbierania?
– Nieee... od opluwania.
– Już media mają
nadwykonania w zakresie opluwania.
– Przepraszam, chciałabym
splunąć na doktora?
– Jak właściwie brzmi pani
pytanie?
– Który doktor jeszcze nie
opluty?
– Pani redaktor, jeszcze
jest dużo w naszym kraju, raju, w szpitalu na skraju do oplucia.
– Chciałabym celnie trafić i
mieć satysfakcję zawodową, bo mi po wierszówce szef poleci, a jak coś się
skleci, jakoś leci.
– Ale z was naiwne dzieci.
– Nie wiesz, że w każdym
człowieku jest wewnętrzne dziecko, niektóre z tych dzieci opuszczają gościnne
łono po 9 miesiącach, a niektóre zostają.
– Co tyyyyy?
– Fakt naukowo dowiedziony.