Krystyna Knypl
Władca Pieczątki 2020
A imię jego rok 2044…
Motto:
(…)
Mówią, że senne czucie rozkoszy i kaźni
Jest tylko grą wyobraźni;
(…)
Sceneria
Nocy cicha, gdy wschodzisz, kto ciebie
zapyta,
Skąd przychodzisz; gdy gwiazdy przed sobą
rozsiejesz,
Kto z tych gwiazd tajnie przyszłej drogi twej
wyczyta!
[Lekarz]
Panie! czymże ja jestem przed Twoim obliczem?
-
Prochem i niczem;
Ale gdym Tobie moją nicość wyspowiadał,
Ja, proch, będę z Panem gadał.
[Dziennikarz]
Panie! czy przyjścia jego nie raczysz
przyśpieszyć?
Lud mój pocieszyć? –
Niezidentyfikowana
postać
Mąż straszny - ma trzy oblicza,
On ma trzy czoła.
(…)
Któż ten mąż? - To namiestnik na ziemskim
padole.
Znałem go, - był dzieckiem - znałem,
Jak urósł duszą i ciałem!
(…)
Trzy końce świata drżą, gdy on woła;
I słyszę z nieba głosy jak gromy:
To namiestnik wolności na ziemi widomy!
(…)
[Dr Odrana –
Zatroskana]
Nie! lud wycierpi. - Widzę ten motłoch -
tyrany,
Zbójce - biegną - porwali - mój Naród
związany
Cała Europa wlecze, nad nim się urąga –
[Wdzięczni tzw.
świadczeniobiorcy]
"Na trybunał!" - Tam zgraja
niewinnego wciąga.
Na trybunale gęby, bez serc, bez rąk; sędzie
-
To jego sędzie!
Krzyczą: "Gal, Gal sądzić będzie!"
[Oczekiwany
reformator]
A życie jego - trud trudów,
A tytuł jego - lud ludów;
(…)
A imię jego czterdzieści i cztery.
Sława! sława! sława!
(…)
[Odezwa do Sióstr i
Braci w Asklepiosie]
Człowieku! (Lekarzu!) gdybyś wiedział, jaka
twoja władza!
Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w
chmurze,
Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza,
I tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze;
Gdybyś wiedział, że ledwie jednę myśl
rozniecisz,
Już czekają w milczeniu, jak gromu żywioły,
Tak czekają twej myśli - szatan i anioły;
Czy ty w piekło uderzysz, czy w niebo
zaświecisz;
A ty jak obłok górny, ale błędny, pałasz
I sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz,
co zdziałasz.
Ludzie! każdy z was mógłby, samotny,
więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony.
[ Na motywach „Dziadów” Adama Mickiewicza]
1. Choroby
niebylejakie
Kochała kongresowe i konferencyjne życie naukowe miłością nieprzemijającą. Jednak jak to w uczuciach bywa, wzajemność nie była zjawiskiem stałym. Od poważniejszego zaproszenia na ciekawy kongres zagraniczny upłynęło już sporo czasu i trzeba było przestawić się na obsługę mediową wydarzeń krajowych.
Rozpoczął się właśnie drugi sezon chudej siedmiolatki. Zaproszenie na obsługę mediową konferencji w zakresie chorób niebylejakich przyjęła więc z zainteresowaniem. Pomyślała, że będzie to pewna odmiana emocjonalna po dziesięcioleciach obcowania z chorobami wszelakimi, a także okazja do przekonania się czy ordynator Wielkosz ma swoich naśladowców, kontynuatorów i uczniów.
Gospodarzem konferencji była placówka medyczna położona na skraju Wielkiego Miasta, w której Matylda jeszcze nigdy nie była. co stanowiło dodatkową zachętą do odbycia wyprawy. Na bezrybiu trzeba szukać złotej rybki w nietypowych lokalizacjach - powiedziała sobie na usprawiedliwienie tej ekstrawaganckiej eskapady.
Przemierzała obrzeża Chicago, Cancun, Atlanty w pogoni za wiedzą kongresową, dlaczego miałby nie poznać przedmieść Wielkiego Miasta? Wyruszyła kilka minut po godzinie dziewiątej służbowym transportem i po dziesięciu minutach jazdy przez śródmieście okolica stała się zupełnie nieznana. Widoki za oknem samochodu potwierdzały tezę, że istnieje Architektura i Budownictwo.
To co było po obu stronach jezdni nie wyglądało na Wielkie Miasto z jego charakterystycznymi obiektami mającymi swoją historię i urodę. Na szerokich przestrzeniach rozciągało się budownictwo bez wyrazu i bez urody.
Po trzech kwadransach jazdy byli na miejscu. Krajowe Centrum Chorób Niebylejakich (KCCN) ścinało z nóg wyglądem już od pierwszego spojrzenia. Obok tablicy pamiątkowej poświęconej bohaterom historycznych wydarzeń, w odległości nie przekraczającej jednego metra pyszniła się reklama bankomatu w towarzystwie zaproszenia do udziału i finansowego wsparcia geszefciarskiej imprezy roku. Szok wizualny to było eufemistyczne określenie.
Entry at your own risk - coś szeptało Matyldzie do ucha, miał ochotę zawrócić się na pięcie i odjechać. Dalej było tylko gorzej - ściany upstrzone jarmarczną ofertą handlową, ogłoszenia, nalepki, karteluszki, zawiadomienia zajmowały znaczącą powierzchnię ścian całego KCCN.
Uczestnicy konferencji schodzili się powoli. Przed salą konferencyjną dyplomowana profesor chorób niebylejakich Euzebia Krochmal - Krochmalińska z umęczonym wyrazem twarzy opędzała się ze wszystkich sił od przybyłych na konferencję mediów. Cierpienie nie tylko malowało się na obliczu Euzebii, ale emanowało z każdego gestu i kroku. Trudno było nie cierpieć przy mediach zadających niewygodne pytania.
- Ile czasu czeka pacjent na zabieg? - rzucił pytanie redaktor z audycji Wyżyny Medycyny.
- Musi czekać rok - odparła z dumą profesor Euzebia.
- A jeżeli coś... - próbował dociec redaktor sitkowy podtykający mikrofon Euzebii.
- Nie teraz! - prychnęła do sitka mikrofonu Euzebia z dumą, po czym z dostojeństwem przypisanym posiadanemu tytułowi profesora chorób niebylejakich oddaliła się krokiem defiladowym w kierunku grona zaufanych asystentów.
-Uff, nie mogłam się opędzić od tych pismaków i mikrofoniaków - jęknęła oczekujących na mowę powitalną pracowników KCCN.
Powitanie było krótkie, długa lista komplementów pod adresem jedynie właściwych osób, a obrady nudne. Matylda po raz kolejny przekonała się, że jej centralny układ nerwowy był totalnie niekompatybilny z krajową edycją nauk medycznych wszelakich, swojakich i niebylejakich.
- Cóż robić? EMIGROWAĆ ??? EMIGROWAĆ?? Emigrować ?
- Tego by jeszcze brakowało!
- A może właśnie brakowało?
Może brakowało porządnej medycyny z lat jej młodości?
Po latach rozmyślań doszła do wniosku, że medycyna ma dwa czynniki które ją wypaczają i kierują na niebezpieczne drogi. Te czynniki to internet i komercjalizacja. Internet sprzyjał niebezpieczeństwu niedokładnego rozpoznania bowiem badanie takie dawało tylko fragmenty wiedzy o pacjencie. Komercjalizacja zaślepiała organizatorów służby zdrowia i lekarzy.
Jeżeli założymy, że zdrowie i miłość są najważniejsze dla człowieka, to czy chcielibyśmy uprawiać płatną miłość przez internet ? - pytała Matylda wszystkich zwolenników "medycyna nowa, nich się stara schowa".
2.Wszystko proszę do kontroli
Zwiedziwszy wiele odległych zakątków świata
Matylda Przekora postanowiła się wybrać do Małkini. Prawdę powiedziawszy nie
bardzo do końca uświadamiała sobie po co tam powinna pojechać. Wiedziała
jednak, że dopóki nie pojedzie to myśl odwiedzenia miasteczka znanego z
młodzieńczej wyprawy po kożuch, nie opuści jej nawet przez chwilę.
Kierunek podróży nie był w gruncie rzeczy najważniejszy, lecz nieusuwalne
przekonanie, że musi tam właśnie pojechać.
Świadoma tej cechy swojej osobowości wsiadła
do pociągu, którego wnętrze prawdę powiedziawszy wyglądało jak tramwaj kupiony
za fundusze unijne. Może wagon pociągu był bardziej żółty, jednolicie żółty a
przez to trochę przesadzony kolorystycznie. Bez trudu znalazła miejsce siedzące
i spoglądała przez okno zastanawiając na ile zmieniły się mijane krajobrazy.
Przede wszystkim było za dużo szyldów o najróżniejszej treści. Opony,
samochody, oferty wakacyjne, pożyczki bankowe nachalnie domagały się aby
zainteresować się nimi i to koniecznie, i to natychmiast.
Po około godzinie jazdy wszedł konduktor ze
swoim tradycyjnym zawołaniem proszę bileciki do kontroli . Wszyscy sięgnęli do
kieszeni, torebek i plecaków i posłusznie prezentowali bilety. Matylda sięgnęła
po swoją ulubioną granatową torebkę i otworzyła zamek kieszeni w której zwykle
trzymała portfel z dokumentami, pieniędzmi i kartami kredytowymi. Kieszeń
torebki była pusta. Ktoś z niezwykłą wprawą pozbawił ją portfela z całą jego
zawartością.
Zdenerwowała się potężnie do tego stopnia, że
aż…. Aż się obudziła. Na ulubionym budziku podróżnym, kupionym przed laty na
lotnisku w Zurichu była 5:30.
Co za realistyczny sen! – pomyślała. Na
wszelki wypadek sprawdziła wnętrze torebki. Ma szczęście wszystko było na swoim
miejscu. Jednak realistyczność snu była tak męcząca, że postanowiła sprawdzić
jego znaczenie. Wygoogle'owała hasło stracić portfel z pieniędzmi. Uff…
interpretacja była całkiem sympatyczna. Podpiszesz w najbliższym okresie
korzystny kontrakt – donosiły różne astrologiczne portale. Te przeciwstawne
wizje finansowe – już to utraty portfela, już to podpisania korzystnego
kontraktu na tyle ją rozbudziły, że postanowiła dopełnić porannego rytuału
codziennych ablucji, parzenia dzbanka yeraba-mate, siekania dwóch miseczek
sałatki owocowej i przeglądania porannej poczty elektronicznej.
W planie na dziś miała złożenie dokumentów
potwierdzających ciągłość pracy w zawodzie wyuczonym za młodu i bezskutecznie
porzucanym w myślach, słowach, ale nigdy tak po prawdzie w uczynkach. Nie miała
odwagi odczepić ani młodzieńczych skrzydeł entuzjazmu ani co i raz doczepianych
kul u nóg w latach dojrzałych.
Medycyna była jak wstydliwy odczyn
serologiczny. Nie do pozbycia się! Pamiątka na całe życie jakiejś młodzieńczej
decyzji emocjonalnej. Można by pisać „odczyn MED plus” – pomyślała.
Przed dziewiątą wyruszyła z domu. Czekały ją
dziś dwa spotkania. Przystanek na Filtrowej o tej porze był nawet dość pusty.
Spojrzała w kierunku Placu Narutowicza z zamiarem odczytania numeru
zbliżającego się tramwaju, ale uwagę jej odciągnęły chmury rozpościerające się
na wiosennym niebie.
Chyba pierzaste – pomyślała zaciekawiona ich
obrazem. Czternastka, która podjechała za chwilę była wewnątrz bardziej
zapełniona niż przystanek. Na wszystkich siedzących miejscach politechniczna
młodzież, kwaterująca w pobliskim akademiku, powalona buzującymi wiosennym
hormonami czytała książki, przewijała strony w smartfonach, popijała
energetyzujące drinki z puszek lub wodę z butelek. Biedacy sił mieli tyle, że
ledwie byli w stanie trzymać w spracowanych dłoniach smartfony i dwoma palcami
dotykać ekranów.
Wyczerpujące energetycznie zajęcie! A do tego
czekała ich harówa na uczelni, trzeba więc było w pozycji siedzącej zebrać siły
nadwątlone. Zwyczaj ustępowania miejsca ludziom starszym, kobietom, niemowlętom
wydał się nie istnieć w tym świecie. Zamyśliła się nad tym co jeszcze nie tak
dawno było nie do pomyślenia. Jestem chyba jakaś dziewiętnastowieczna! -
pomyślała Matylda, nie przeczuwając nawet przez chwilę, jak silnie będzie
niebawem spleciona z epoką
Czternastka minęła park i zbliżała się do
następnego przystanku. Melodyjny głos spikera podał jego nazwę:
Najbliższa Izba Kontroli. Matylda dałaby uciąć sobie to i owo, że
przystanek tak właśnie, a nie inaczej, się nazywał. Najbliższa i już!
Wyczerpana wiosną młodzież politechniczna
poderwała się na następnym przystanku i powłócząc butami z niezawiązanymi
sznurowadłami powlokła się na zajęcia. Dalsza trasa czternastki była prawie tak
samo ciekawa jak przejazd kolejką z Atlanty do Buckhead, czyli ogólnie nudne
widoki z ciekawostkami co jakiś czas. W okolicach metra mignął szyld z napisem
medycyna nowoczesna. A co to za odmiana medycyny? – zastanowiła się Matylda.
Pewnie się na takiej nie znam. Mam same staromodne obyczaje – badanie pacjenta,
nieuleganie sugestiom, że bez antybiotyku / zwolnienia / renty / sanatorium to
delikwent nie stanie na nogi i parę innych równie nieciekawych obyczajów.
Za Placem Zbawiciela było ciekawie i w starym
stylu. Bar Prasowy – istniej od 1990 roku – donosił szyld. Fajna nazwa! –
pomyślała. Można by organizować w nim konferencję prasowe. W końcu w szeratonach i hiltonach wszyscy już byli po
wielekroć.
Dojechała do niegdysiejszego Kina Moskwa,
kilka kroków spaceru i była w swojej Najbliższej Izbie Kontroli (NIK). Miała
uzupełnić dokumenty bowiem utrzymanie aktywnego Prawa Realizowania Powołania
(PRK) wymagało dowożenia co i raz do izby dokumentów potwierdzających ciągłość
pracy.
3. Łaska Ducha Świętego
Choć powołanie uważała za łaskę
Ducha Świętego – jak objaśnił jej to przed kilkoma dziesięcioleciami jej
pacjent ksiądz, dr prawa kanonicznego – i realizowanie tego powołania za sprawę
między nią a Duchem Świętym, ale komisją miała diametralnie inne zdanie. Ani
Duch Święty ani ona sama nie mieli nic do gadania.
W Najbliższej Izbie Kontroli
wnikliwie i analitycznie przejrzano wszystkie dostarczone dokumenty. Żaden ich
szczegół nie uszedł uwadze absolwentki europeistytki, a może kulturoznawstwa -
któż to mógł odgadnąć jak wysokie kompetencje miała osoba wyznaczona do analizy
lekarskich dokumentów !
-No tak, no tak... pracuje pani na umowę zlecenie... - wyszeptała jakby w
zamyśleniu. - A coś jeszcze pani robi? - dodała nieco powątpiewającym tonem.
-Piszę artykuły, niekiedy prowadzę wykłady...
- wyznała Matylda spuszczając nieco ku dołowi oczy, z dobrze odgrywaną
skromnością starszej pani.
-Taaak, a ma pani wykaz tych wykładów? -
europeistka była bezwzględna w ustalaniu każdego szczegółu.
-Proszę oto wykaz wykładów z ostatnich 5 lat.
Jest ich około trzydziestu -Matylda podała kolejny dokument.
-Czy mogę go dołączyć do pani dossier zawodowego?
-Ależ oczywiście! - z entuzjazmem
odpowiedziała Matylda.
- Jeszcze zostały nam artykuły do
udokumentowania - powiedziała z resztką nadziei w głosie, perfekcyjna,
korporacyjna pani urzędniczka.
-Proszę kliknąć na link na moje stronie
internetowej.
-Ma pani swoją stronę internetową??? O...to
ciekawe - perfekcyjny spokój zadrżał w posadach.
-Tak... trafiło się..., o tu proszę kliknąć
na spis artykułów.
-Czy mogę sobie wydrukować i dołączyć do
pozostałych dokumentów? -zapytała przedstawicielka kontrolera realizowania
boskiego daru powołania.
-Ależ oczywiście!
Maszyneria zaszumiała swym wnętrzem i ruszyła
do drukowania. Kolejne strony wyskakiwały z tajemniczych czeluści i miękko
lądowały w zagłębieniu na przodzie.
-Ile tych stron wydrukowało się? - zapytała
Matylda z miną godną panny Marple.
-Zaraz sprawdzę... trzydzieści siedem -
jęknęła pani korporacja.
***
Czas płynął, a Matylda Przekora miała się
niezmiennie dobrze. Ani się obejrzała a nadeszły jej kolejne urodziny.
Postanowiła wydać okolicznościowe przyjęcie.
Najmodniej było wydać przyjęcie w internecie. Każdy hula za swoje i nie trzeba zmywać talerzy po
pożegnaniu gości - było to zgodne z wyznawaną ostatnio przez Matyldę i
Francisca filozofią życiową: wszystkiego
za pieniądze nie kupisz!
Nie ma więc co za nimi gonić do utraty tchu,
bo jeszcze człowiek zapomni za czym goni i przy kasie stanie zasapany i
zagubiony życiowo.
Część zaproszonych na okolicznościowe
przyjęcie urodzinowe gości pochodziła ze słynnego międzynarodowego portalu dla
lekarzy www.docdiscussions.com
którego Matylda była od niedawna aktywnym
członkiem. Po wielu latach pobytu na krajowym portalu lekarskim odczuwała
potrzebę zmian i innych bodźców. Portal www.docdiscussions.com odtworzył
właśnie swe podwoje dla członków z nowych krajów, skorzystała więc z okazji i
dokonała e-emigracji.
Eeee...., co to za emigracja - odpowiadali
niektórzy marudni koledzy. - Poczekajcie na dalszy rozwój wydarzeń - tajemniczo
odpowiadała Matylda.
Jak przystało na przyjęcie wydawane na forum
dyskusyjnym Matylda przygotowała wykład inauguracyjny przedstawiający nowym
kolegom zagadnienia medyczne związane z upływem czasu.
Tytuł wykładu brzmiał „Przewodnik po upływie
czasu oparty na osobiście znanych faktach”
Swe wystąpienie rozpoczęła od wyznania: 9
grudnia są moje urodziny. Ile mam lat? Optymistyczna wersja przedstawiona w postaci
równania matematycznego wygląda następująco:
WIEK= 2 x 35 + 2
Prawda, że wygląda sympatycznie tak zapisane
równanie? Ale formalna, tradycyjna odpowiedź brzmiąca - mam 72 lata nie wygląd
już tak wesoło.
Ponieważ nie mam skłonności do zmarszczek i
udało mi się zachować prawidłową sylwetkę, zwykle nowo poznani interlokutorzy
dają mi mniej lat niż w istocie posiadam. Jak ty to robisz, że wyglądasz jak
wyglądasz - pytają się.
Zwykle odpowiadam: dzieje się tak pewnie
dlatego, że mam męża młodszego ode mnie o 5 lat.
- Aaaaa, wszystko jasne - odpowiadają i
uśmiechają się szeroko.
Ostatnio "dano" mi 58 lat. Brzmi
sympatycznie, ale czas płynie...
Zauważyłam, że w życiu kobiety czas
odmierzają nieparzyste dekady: 30, 50, 70...
Każda następna dekada ma swoje charakterystyczne
objawy:
30 plus: masz dodatni test ołówka; jak się
wykonuje ten test? wkładasz ołówek pod biust i jeżeli pozostaje on na swoim
miejscu, test jest dodatni
50plus: miesiączki śpiewają ci goodbye my
love, goodbye
70plus: twój osobisty okulista komunikuje ci:
Mimax2 masz początki zaćmy...
90 plus: napiszę wam o tym za 18 lat ;)
Obiecuję!
Rozległy się burzliwe e-oklaski i nie mniej
burzliwa e-dyskusja. Starsza pani w roli głównej okazała się być interesującym
tematem, zarówno dla pań, jak i panów.
***
Kapituła Orderów dla Maruderów Medycyny
dokonała dorocznego losowania ozdób klatki piersiowej przeznaczonych dla
najbardziej zasłużonych w dewastowaniu ochrony zdrowia. Laureaci, publiczność,
wielebni sponsorzy oraz zaufana kapituła ozdób klatki piersiowej zebrała się
jak zawsze pod koniec roku w słynnych salonach restauracji Pod Dyszkantem.
Wybór lokalu gastronomicznego nie był
przypadkowy. Od pewnego czasu niektórzy reprezentanci rynku mediowego istotnie
cienko śpiewali, a jeszcze cieniej przędli. Wiatry historii nie wieją tylko w
jednym kierunku albo zwykła sinusoida życia - zauważyła Matylda w rozmowie z
kimś zmiecionym przez wiatr przemian dziejowych.
Uroczystość przebiegła według tego samego
scenariusza. Przypięto te same ordery do tych samych piersi, których
właściciele cierpieli na nieuleczalny syndrom radzieckiego generała.
Niektórym brakowało przestrzeni do przypinania ozdób na bohaterskich klatkach
piersiowych.
Instytut Transplantacji Demokracji pracował
na koncepcją trzeciej piersi dla najbardziej zasłużonych. Nie mogło przecież
tak się zdarzyć, że zabraknie miejsca do przypinania orderów dla dam i
kawalerów kapituł wszelkich i nie byle jakich!
Po dekoracji zasłużonych biżuterią
biznesową, zaproszono gości na biesiadę. Matyldzie przyszło siedzieć
wśród mediowej młodzieży, która nie zostawiwszy nawyku zadawania pytań w pracy,
kontynuowała swe powołanie odpytywania innych ludzi podczas branżowej
biesiady.
-Dlaczego rzuciłaś medycynę? Jaką miałaś
specjalizację? Co robisz w mediach? - z kilku stron padały pod adresem Matyldy
kolejne pytania.
-Nie rzuciłam medycyny, mam nadal aktywne
PWZ, oraz specjalizację z chorób wszelakich. W mediach robię drugą karierę -
odpowiedziała w krótkich żołnierskich słowach zaciekawionym współkonsumentom.
Wybór specjalizacji zawsze był poważnym
wyzwaniem dla lekarza. Ludzie głowili się tą decyzją tygodniami i miesiącami,
nie zawsze wybierając właściwie.
Po latach Matylda odkryła, że zastosowanie
może mieć test talerza. Pierwsze obserwacje w tym kierunku poczyniła jeszcze w
czasach studenckich podczas obiadów zjadanych w stołówce.
-Jeżeli twój talerza po skończeniu konsumpcji
jakiegokolwiek drobiu wgląda jak powyższa fotka, możesz śmiało wybierać
specjalność zabiegową. Dodatkowo jeśli szydełkujesz, malujesz, dziergasz na
drutach, wybór specjalności zabiegowej będzie trafiony - opowiadała sąsiadce
przy stole biesiadnym.
-Jeżeli zaś twój talerz ma rozwleczone
drobiowe kości na pół hektara, kieruj się ku chorobom wszelkim - oznajmiła.
Teraz chyba rozumiesz dlaczego wybrałam moją specjalizację. Z talentów
manualnych posiadam tylko zdolność stukania w klawiaturę komputera, która jest
pochodną wcześniejszej umiejętności stukania palcem w palec, podstawowej metody
diagnostycznej w chorobach wszelakich w minionych latach. Była to tanie,
dostępne od ręki, bardzo wydajne postępowanie diagnostyczne. Nie trzeba było
oczekiwać miesiącami na opukanie, no i na diagnozę. No ale przyszło nowe i
wmówiło wszystkim, że tylko rezonans zlikwiduje dysonans, rozpoznawczy
oczywiście - dorzuciła Matylda. Czuła się w tym młodym towarzystwie niczym
dinozaur będący ciągle żywym dowodem ewolucji w przyrodzie.
***
Tymczasem Francis powrócił z kolejne
misji organizacji Dziadkowie bez Granic pełnionej na zachodnich rubieżach
kontynentu. Taki los! Jednych rzuca do Afryki, innych w rejon pasma
Hindukuszu, a jeszcze innych na rubieże zachodnie Europy. Każdy by chciał być
wolontariuszem w Paryżu! Co więcej niektórzy próbowali przekuć takie chęci w
czyny.
Posiadanie linijki w CV z napisem wolontariat
na rzecz....bla...bla...bla... było niezbędnym wymogiem w nigdy nie nasyconym
świecie biznesu. Nachapany, acz bystry biznes w pewnym momencie zauważył, że
świat się nim nie zachwyca. Miał wszystko, ale okazało się że wszystko nie
oznacza także zachwytu innych ludzi.
Zamówiono więc pilna kurację wizerunku i
kreatorzy sztucznej rzeczywistości wymyślili, że pomocnym w naprawie
nadwątlonego wizerunku Big Biznesu będzie wolontariat. Wszyscy szanowali
wolontariuszy spieszących z pomocą poszkodowanym przez wojny, pensjonariuszom
hospicjów czy ofiarom klęsk żywiołowych. Powinni więc zachwycić się już
po przeczytaniu słowa wolontariat na rzecz seniorów to już gwarantowany
maksymalny zachwyt.
- A więc to nie będzie wizyta w hospicjum lub
w szpitalu? - dopytywała Matylda podczas konferencji prasowej.
- To też będzie praca na rzecz seniorów -
ćwierkały agentki PR.
- Jaka praca, proszę o bliższe dane -
dociekała Matylda. Warto było dopytywać!
W zaciszu gabinetów wymyślono, że wrażliwy na
swój wizerunek Big Biznes nauczy seniorów... budowania drzewa genealogicznego i
układania fotografii w gąszczu wspomnień.
-To zagrabianie idei wolontariatu - orzekła
Matylda, burząc spokój wiecznie zadowolonej z siebie agentury wizerunku.
-No ale ie każdemu los podaruje wolontariat
na rzecz naprawdę potrzebujących - podsumowała Matylda.
Tak to już w świecie było, że nie wszyscy
zachwycali się staraniami innych ludzi. Francis po powrocie zastał dom i
pomieszczenia redakcyjne Modnych Diagnoz w strasznym stanie.
Nic w domu ani w jakimkolwiek tekście
napisanym w międzyczasie przez Matyldę nie stało tam gdzie powinno stać!
Redakcyjną rezydencję ogarnął huragan dobrych zmian ; ). Matylda bohatersko
broniła dostępu do wiedzy o lokalizacji szczoteczki do zębów, kluczy do domu
oraz dolnych partii bielizny osobistej. Telefonowanie do męża na rubieże
kontynentu z pytaniem gdzie zostały zdeponowane jej dessous'y uważała za
wykluczone. O takie detale jak lokalizacja tekstu w komputerze, książki na
regale czy butów w szafie mogła pytać. Ba! ciągle musiała pytać. W tym
domu źródło porządku stanowionego było tylko jedno! Z czasem
zrezygnowała się i pytała o lokalizację większości rzeczy.
Właśni wróciła z przedświątecznego spotkania,
zamieniła wyjściowe okulary na domowe i chciała zdeponować cenną optykę w
firmowym pudełeczku. Zwykle leżało ono przy komputerze na biurku.
Jak się dowiedziała lokalizacja ta tylko
pozornie była logiczna!
-Przeszkadzały przy odkurzaniu, więc je
przełożyłem - odparł z godnością Perfekcyjny Pan Domu. Choć Matylda miała wzrok
certyfikowany przez swojego Osobistego Okulistę, niedawnym badaniem kontrolnym,
odnalezienie okularów nie było zadaniem prostym.
4.Czy warto wychodzić z Internetu?
Od pewnego czasu, datowanego masową
dostępnością wszelkich elektronicznych urządzeń mobilnych, znaczna część
ludzkości dokładała poważnych starań aby udowodnić, że można żyć samym
Internetem. Jednak wcześniej czy później okazywało się, że trzeba wyjść z
internetu i oddać się różnym czynnościom poczynają od tak prozaicznych,
acz bezwzględnie koniecznych, jak zresetowanie pęcherza moczowego, po bardziej
wyrafinowane potrzeby jak na przykład wydanie urodzinowego przyjęcia.
W którym lokalu urządzić urodzinowe
przyjęcie? - oto jest pytanie przed którym stanęła Matylda. Nowa rola zawodowa
sugerowała wybór lokalu związanego z mediami.
Jednak wizja lokalna wytypowanej placówki
gastronomicznej nie wypadła pomyślnie. Kompatybilna z oczekiwaniami była tylko
nazwa. Wprawdzie malowniczy konsumenci w kamizelkach odblaskowych z napisem
budowa na plecach mogli być interesującymi interlokutorami, ale Matylda nie
zdecydowała się na sprawdzenie tej hipotezy w realu.
Co i raz rozlegające się okrzyki barowej
klasyki - leniwe,
pierogi, proszę odebrać !!! także nie skłaniały ku wyborowi pierwotnie
wytypowanego lokalu na miejsce urodzinowego przyjęcia.
STOP tym pomysłom - powiedziała sobie
Matylda.
Wizja lokalna kilku następnych, potencjalnych
placówek gastronomicznych trwała dość długo i zakończyła się dopiero późnym
wieczorem.
Na podwórku rozbłysły już światła choinki.
Uroczysty nastrój świąt nadciągał z każdej strony.
Ostatecznie zdecydowała się na nową edycję
niegdysiejszego Baru Agatka, obecnie po raz kolejny przemianowanego i
przemeblowanego. Tym razem nazwa nawiązywała do Korei, odwiedzonej przez Matyldę przed kilku laty.
Party urodzinowe w realu miało się rozpocząć
w samo południe. Lista gości z uwagi na obowiązującą Ustawę o ochronie danych
osobowych, nie jest niemożliwa do podania do publicznej wiadomości. Czytelnicy
muszą więc poprzestać na snuciu domysłów na ten temat.
Na pierwsze danie podano zupę z koreańskimi
różnościami. Smakowała wszystkim gościom!
Zbliżające się święta skłoniły Matyldę,
słynną producentkę pierogów, do przetestowania ich międzynarodowej
wersji - smakowały! Czy miało to oznaczać, że odstąpi od corocznej tradycji lepienia
domowych wyrobów??? Nie była
pewna... to się mogło zdarzyć... W końcu upadały dużo większe tradycje.
Elegancki nastrój przyjęcia podkreślała czerwona róża otrzymana przez solenizantkę, nawiązująca do
do motywu ulubionej
powieści Matyldy.
Grudniowe dni były coraz krótsze. Już od
wczesnego popołudnia na podwórku rozbłyskały światła choinki.
Podwórko wyglądało wieczorem niczym odlotowa
kraina. Ta sama choinka za dnia była jednym z wielu drzewek jakich każde miasto
było pełne o tej porze roku.
Tymczasem na www.docdiscussions.com dyskusja
pod urodzinowym postem Matyldy rozwijała się burzliwie i nieoczekiwanie
skręciła na temat nieco inny niż pierwotnie planowała to jego
założycielka.
Czy kobieta w pewnym wieku ma jeszcze potrzeby
seksualne? - zapytał pewien członek na forum płci innej niż żeńska. No bo
faceci to wiadomo...ale żeby babcie, staruszki, starsze panie, babuleńki - jak
byśmy je nie nazwali - interesowały się seksem to mu się nie mieści w głowie.
Matylda po chwili
zastanowienia oznajmiła na forum, że według jej medycznej wiedzy seks jest taką
samą funkcją życiową jak oddychanie, krążenie, trawienie i każdy człowiek na
ten sam komplet owych funkcji na wyposażeniu.
Dyskusja o seksie seniorek
trwała i przybierała coraz ciekawsze treści. Matylda z swoim klasycznym
wykształceniem medycznym i poglądami będącymi pochodną miejsca urodzenia, wschodnich
rubieży kraju czuła, że wskoczyła w nienoszone do tej pory buty o wyglądzie
czerwonych szpileczek, podobno seksownych dla niektórych pań i panów.
Jako rzetelna profesjonalistka aby sprostać
wymogom dyskusji pobierała w przyspieszonym trybie nauki o seksuologii kobiet w
wieku dojrzałym przerzucając naukowy internet. Zaskoczona odkrywała, że
wiele prac było stronniczych, a badacze uprzedzeni do przedmiotu badań i grupy
badanej.
Badania projektowali młodzi mężczyźni, którzy
nie rozumieli problematyki w należytym stopniu lub starsi panowie, którzy nie
mogąc zbyt wiele działać w rzeczonym temacie projektowali badania pod
kątem “ja nie mogę to i mojej starej się pewnie nie chce..”
Matylda zgłębiała temat z dokładnością do
wielu miejsc po przecinku… w jednej z prac odnalazła wyznania pań z dodatnią
serologią, które bezpruderyjnie oznajmiały w pogłębionych wywiadach, że z
wiekiem seks lubią coraz bardziej
- Ciekawe komu przekazują ten serologiczny
znak miłości – pomyślała Matylda.
Odpowiedzi póki co nie znała, ale mając duszę
badacza postanowiła rozpracowywać temat dalej. Kilka odbytych rozmów upewniły
ją w dużym zainteresowaniu nie tylko grupy badanej, ale także osób z innych
przedziałów wiekowych . Cóż robi rasowy badacz w takiej chwili?
Wyrusza na egzotyczny, do tej pory nieznany
ląd i bada intrygujące plemię i jego seksualne obyczaje. Matylda czuła się
niczym słynny prekursor tematyki dzikich plemion. Czy oznaczało to, że powinna
zapakować liczne skrzynie z puszkami plastrów bekonu, świeżych śledzi,
mięsa krabów, gulaszu irlandzkiego, rosołu z kurczaka, potrawki z zająca, ikry
z dorsza, sera szwajcarskiego, sardynek, ostryg, kakao, francuskiej musztardy???
Nie powinna zapomnieć o paru tysiącach różnych pigułek, nie wspominając o
dywanie, ściennym zegarze, łóżku, kocach, pościeli, brezentowej wannie i
umywalce, stolikach, krzesłach, lampie, namiocie i parasolu od słońca.
Aparat fotograficzny, kompatybilny nazwą do
przedmiotu badań, był oczywistym wyposażeniem, ale już nie była pewna czy
nabijane ćwiekami kolonialne buty z cholewami też powinny być w zestawie
niezbędnego wyposażenia, czy może jednak czerwone szpileczki! ;).
Odpowiednia liczba notesów z kremowego
papieru była oczywistym uzupełnieniem wyposażenia badacza na dzikim lądzie.
Oczywistym było, że badacz musiał mieć w czym
zapisywać swoje spostrzeżenia. Nie w każdych warunkach badawczych miał
przecież dostęp do komputera i internetu.
Życie medioweMatylda kochała media miłością różnoraką, a one odwzajemniały to uczucie. Dzień wcześniej późnym wieczorem nadszedł sms: ratuj, konieczny komentator medyczny w porannej audycji - pisał znajomy producent programów telewizyjnych. Cóż trzeba było ratować będących w potrzebie! - taki fach. Nie jest ważne czy ratować cierpiących fizycznie, czy cierpiących z powodu stresów związanych z wykonywaną profesją.
Gdzie są starsi ludzie w tej stacji? - zastanawiała się omiatając wzrokiem nieskazitelnie młodą korporacyjną przestrzeń. -Pewnie pozrzucali ich ze skał i biedacy potonęli - pomyślała Matylda.
Mogła od rana biegać po studiach telewizyjnych, konferencjach prasowych, rozdaniach nagród bez wyrzutów sumienia, że nie ratuje ginącej ludzkości. Po latach wahań w rytm kroków tanga - dwa do przodu i jeden do tyłu - wewnętrznie czuła się zwolniona z ratowania wszystkich.
Inną filozofię wyznawali laureaci zbliżającej się gali Maruderzy Medycyny. Uważali, że wszyscy absolwenci pewnej przemianowanej, a więc nie istniejącej uczelni powinni ratować ginącą od przejedzenia i znieruchomienia ludzkość, a oni swym spracowanym palcem wskażą kto, kogo i kiedy. Takie wskazywanie wyczerpywało człowieka emocjonalnie i trzeba było odsapną nieco na jakieś gali, w eleganckiej sali.
Zespół zjednoczenia ze smartfonem
Tramwaj numer czternaście był interesującym miejscem obserwacji socjologicznych nad różnicą obyczajową The Baby Boomers Generation posługujących się telefonami tradycyjnym, z czasem zwykłymi komórkami, a The Smartphon Union Generation nie uznających innych urządzeń niż te, które nie pochłaniały więcej energii niż ta która była potrzebna do wykonania one touch .
Przedstawiciele The Baby Boomers Generation porastali mchem, a The Smartphon Union Generation nie zwracała uwagi na takie detale jak to co na nich rośnie. Mógł przejechać po nich czołg z czterema pancernymi i psem, a zjednoczeni z urządzeniem i tak tego by nie zauważyli.
Najbardziej potrzebną częścią ciała do funkcjonowania nie był mózg z ośrodkiem krążenia i oddychania lecz dwa kciuki. Obolałe od ciągłego smyrgania po coraz większych ekranach rozrastały się. Powstawały nowe zespoły chorobowe jak przerost kciuków obustronny czy zespół wzroku nieoderwanego od smartfonu. W Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD przydzielono wspomnianym zespołom specjalne numery.
Przerost kciuków obustronny otrzymał numer S.65.5
Natomiast zespół wzroku nieoderwanego od smartfonu miał numer H44.10
Wystąpienie obu zespołów chorobowych zakwalifikowano jako inwalidztwo pierwszej grupy i automatycznie zwalniało posiadacza takiego orzeczenia z męczącego obowiązku chodzenia do pracy.
@ mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.