Krystyna Knypl
Studenci w czasach PRL mogli wyjeżdżać za pośrednictwem ZSP. Otrzymałam taką wycieczkę w latach 60 tych, a zrealizowałam ją po pierwszym roku pracy - z powodu terminów urlopowych musiałam wycieczkę przełożyć o rok.
Beneficjentka wycieczki tak wyglądała
Jako trwała pamiątka z wycieczki pozostały dwie płyty długogrające
Trasa wiodła przez Pragę, Budapeszt i Bukareszt. Podróżowaliśmy pociągiem, w kilkunastoosobowej grupie, z przewodnikiem.
W
Pradze mieszkaliśmy w akademiku na Strahovie, w pokojach bodaj
4-osobowych, łazienki były wspólne, stołówka typowa dla tamtych lat.
Wszystkie wnętrza mogłyby z powodzeniem grać w filmach Barei. Gdy
wróciliśmy ze zwiedzania miasta, pamiętam że podano na obiadokolację
gołąbki. Chyba były smaczne albo byliśmy bardzo głodni, tertium non datur.
W Budapeszcie również mieszkaliśmy w akademiku, ale zapamiętanie
węgierskiej nazwy, nawet gdyby to działo się wczoraj jest absolutnie
wykluczone. W ramach wdrażania się do światowego życia poszliśmy na kawę
do Hotelu Gellerta.
Młodzi i bez doświadczenia nie przewidzieliśmy kosztów. Większość
kolegów z naszej grupy w tym czasie zażywała kąpieli na słynnych
basenach hotelowych. Gdy kelnerka przyniosła rachunek, okazało się że
jesteśmy niewypłacalni. Zostałam wydelegowana do odnalezienia kogoś z
grupy i pożyczenia pieniędzy. Sprawa nie była łatwa, bo rozpoznanie na
zatłoczonym basenie osoby w stroju kąpielowym, poznanej parę dni temu,
wymagało nie lada wysiłku. Znalazłam naszego węgierskiego przewodnika
chyba tylko dzięki temu, że był ubrany. Przewodnik złapał się za głowę
na wieść, że poszliśmy do tak drogiej kawiarni.
Pożyczył
potrzebną kwotę, z którą zziajana przybiegłam do kawiarni. Tymczasem
moi koledzy zdążyli przekonać kelnerkę do zabrania nienapoczętego napoju
i tym sposobem rachunek się obniżył. Z dumą oddaliśmy pożyczone
pieniądze i z ulgą ruszyliśmy do Bukaresztu. Z tego miasta zapamiętałam
dużo zieleni, szerokie ulice oraz inwazję chrząszczy. Było ich tak
wiele, ze chrzęściły rozgniatane pod butami. Mimo hulaszczego trybu
życia w Budapeszcie moja końcowa kondycja finansowa musiała być dobra,
bo kupiłam na pamiątkę płytę długogrającą Slagere Anului 1968.
Praktycznie nie zachowała się dokumentacja z tamtej podroży, poza małymi wyjątkami w postaci płyt gramofonowych.
Kondycja finansowa musiała być dobra, bo kupiłam na pamiątkę płytę długogrającą Slagere Anului 1968.
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.