Krystyna Knypl
Rozdział 6. Władca Pieczątki
Czasy, w których powrót do zdrowia był najważniejszym celem w procesie diagnostyczno-terapeutycznym, zarówno dla lekarza, jak i pacjenta, minęły bezpowrotnie.
b) świąd odbytu trwający od lat i utrudniający bezstresową egzystencję
c) zagubienie recepty wystawionej na babcię przed rokiem przez jej Roślinnego, która to babcia akurat przyjechała w odwiedziny do świadczeniobiorcy
d) wszystkie powyższe okoliczności
e) żadna z powyższych.
Czasy, w których powrót do zdrowia był najważniejszym celem w procesie diagnostyczno-terapeutycznym, zarówno dla lekarza, jak i pacjenta, minęły bezpowrotnie.
Takie podejście stało się zbyt staromodne
w świecie, w którym z każdej ludzkiej aktywności trzeba mieć
satysfakcję. O to uczucie łatwiej, gdy ktoś z nami ramię w ramię
pokonuje życiowe meandry zarówno w zdrowiu, jak i w chorobie. Ze
zdrowym, ładnym i bogatym każdy się chętnie zada, a z chorym,
biednym i niezbyt urodziwym już niekoniecznie. Trzeba więc było
przydzielić emocjonalnego towarzysza każdemu, kto uzyskał dumny tytuł
świadczeniobiorcy. Towarzysz taki powinien współuczestniczyć w każdym
odczuciu świadczeniobiorcy, jakie zaatakowało jego wrażliwy organizm, czyli
okazywać empatię. Termin nienowy, ale nie wszystkim znany, dla wielu
świadczeniobiorców pierwszy raz zasłyszany.
– Ęęę, co? – pytali.
– Empatia – odpowiadali kreatorzy pomysłu.
– Ęęę, jak? – dopytywali absolwenci bezstresowych
kursów ortografii na wszystkich poziomach nauczania. – Aaa... już wiem, ępatia
– dodawali po wpisaniu tego, co usłyszeli, do wyszukiwarki smartfonu.
I tak już zostało. Świadczeniodawcy też nie byli zbyt zorientowani
w temacie. Konieczne było więc opracowanie wskazówek, jak ępatię rozbudzać
w sobie oraz jak okazywać ją uprawnionym i spragnionym
świadczeniobiorcom. Powołano odpowiednie gremia naukowe oraz wydawnicze
i po pół roku dokument był gotowy. Na uroczystej konferencji prasowej
zaprezentowano jego ostateczną wersję.
Komitet ds. Poprawności Językowej zarządził
pisanie wielką literą słowa Ępatia, była bowiem ona zbyt ważna
w procesie konsumowania usług medycznych, żeby pozwolić na pisanie małą
literką „e”. Ponadto staromodna pisownia „empatia” sprawiała zbyt wiele
trudności świadczeniobiorcom.
Wytyczne Narodowego Brata Płatnika (NBP)
dotyczące kontraktowania świadczeń medycznych połączonych z Ępatią
spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem Wiecznych Podopiecznych. Na
kolejnej naradzie Departamentu Wyłącznie Dobrych Decyzji w Ministerstwie
Wszystkich Pacjentów postanowiono więc kontraktować usługi tylko
u tych świadczeniodawców, którzy mieli odpowiednie rezerwy Ępatii.
W dobie obowiązywania medycyny opartej na
faktach konieczne stało się rzetelne podejście do tematu gwarantujące sprawność
i jakość świadczeń. W tym celu opracowano smartfonową aplikację do
fMRI, zwaną Wykrywacz Ępatii, służącą do skanowania
przyśrodkowej kory przedczołowej (MPFC) oraz obliczenia aktywności części
grzbietowej (dMPFC) i brzusznej (vMPFC). Aplikacja umożliwiała uzyskanie
wiarygodnego wyniku z odległości 1,5 m. Od tej pory każdy konsument usług
medycznych po wejściu do gabinetu świadczeniodawcy mógł skierować nań swój
smartfon i od razu wiedział, z kim ma do czynienia.
Grzbietowa część kory była aktywna, gdy
świadczeniodawca spieszył z pomocą innym ludziom nie bacząc na
okoliczności, brzuszna – gdy egoistycznie skupiał się na sobie, na przykład
udając się do WC w trakcie godzin niesienia pomocy świadczeniobiorcom,
zamiast zaopatrzyć się w wysoko wydajnego pampersa.
Nie otake Ępatie walczyły szeregi
polityków pod wodzą dr Evy Odrana-Zatroskanej i dr. Bartolomeo
Karierra-Nieuwierra, żeby świadczeniobiorcom było pod górkę!
Dr Odrana niosła pomoc na własnym grzbiecie tak
wytrwale, asz sama się dorobiła kłopotów ze zdrowiem podczas
nieszczęśliwego upadku ze skały w Bipazie.
Wielotygodniowa kuracja w Unii Stanów Autonomicznych przyniosła pewną
poprawę, Eva odzyskała mowę i przetransportowano ją do Sarmalandii. Nad
transportem do ojczyzny czuwał dr Bartolomeo.
Wiadomo było, że bez senatorium nie szło
dojść do zdrowia. Zapisała się więc do swojego dr Roślinnego po skierowanie,
ponieważ jej własna pieczątka gdzieś się wkręciła podczas
przeprowadzki do Ministerstwa Wszystkich Pacjentów. Już po tygodniu oczekiwania
na termin wizyty i trzech godzinach wysiadywania na krzesełku pod
gabinetem znalazła się przed obliczem Władcy Pieczątki.
– Pan podbije skierowanie, bo się przedźwigłam,
niosąc pomoc – zagaiła bez zbędnych wstępów.
– Ale może ja… – nieśmiało wtrącił dr Roślinny.
– Tak, może pan, a nawet musi. Nie po to
wykształciliśmy was za nasze piniądze, żebyście tylko mogli, ale też
po to, żebyście musieli – po czym nieoczekiwanie podniosła swój smartfon na
wysokość czoła dr. Roślinnego. – Stwierdzam, że ma pan za mały wskaźnik
dMPFC/vMPFC. Wobec waszego karygodnego zachowania oraz skandalicznego wyniku
badania za pomocą Wykrywacza Ępatii napiszę skargę do
Narodowego Brata Płatnika, żeby skierował was na Kurs Re-Ępatyzcji
(KRĘ). Podczas tych wyjazdów z Big Pharmą na Hawaje i inne
kraje w głowach (oraz innych częściach ciała, których tu nie wymienię ze
względu na szacunek dla czytających te słowa) się wam poprzewracało i mamy
teraz kłopoty.
– Jakie kłopoty pani ministra ma na myśli? –
nieśmiało wyszeptał dr Roślinny i poczuł narastającą suchość śluzówek jamy
ustnej i innych części ciała, których autorka także nie wymieni ze względu
na szacunek dla czytających te słowa.
– Jak to jakie? Chyba ze trzy minuty
zastanawialiście się, czy mi podbić skierowanie do senatorium! –
oznajmiła dr Eva.
– Ależ pani ministro, wielce czcigodna siostro
w Hipokratesie... – wyszeptał drżącymi wargami dr Roślinny.
– Komu siostra, temu siostra, a wam
Ekscelencja Chlebodawca – tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła dr
Odrana-Zatroskana.
– Taaak jest! – wykrzyknął dr Roślinny
i trzasnął obcasami, aż skry poszły po całym gabinecie...
– Naruszacie bezpieczeństwo przeciwpożarowe tym
trzaskaniem obcasami i... – zanim Eva dokończyła zdanie, z wyciem syren
pod przychodnię podjechały trzy zastępy strażaków.
Brygadier straży pożarnej i dwaj komandosi
wpadli do gabinetu Roślinnego, zapięli jego przeguby w akcesoria
o kształcie koła z zatrzaskiem i powalili na podłogę chwasta
zaśmiecającego wzorowy system stworzony przez NBP.
– Dzwońmy do stacji telewizyjnej To Nie Ten (TNT)
po redaktora Maczugina – rzucił brygadier do komandosów.
– Tajes, szefie – wyrecytowali komandosi
i podali smartfon szefowi.
– Siema, dajcie do telefonu Jewgienija
Siergiejewicza Maczugina – polecił brygadier.
– Maczugin melduje się na rozkaz – melodyjnie
zapodał do telefonu Jewigienij.
– Przyjeżdżaj, jest robota. Jeden taki Władca
Pieczątki chciał podpalić przychodnię.
– Jadę na sygnale i zaraz mu dowalę –
radośnie zrymował do słuchawki Maczugin i wskoczył do wozu transmisyjnego.
– Zasuwaj na sygnale – rzucił do kierowcy – tu chodzi o ludzkie życie!
Służbowa limuzyna popędziła przez miasto
z misją ratowania zdrowia i życia. Nie było nic do ukrycia.
Świadczeniodawcy zorientowawszy się w nowych
zasadach zaczęli ukrywać Ępatię mimo zakontraktowania usług. Takim karygodnym
zachowaniom przeciwdziałały specjalne Brygady Poszukiwaczy Ukrytych Rezerw
Ępatii. Dzięki tym oddanym pracownikom uwolniono takie rezerwy, że żaden
świadczeniobiorca nie powinien być pozbawiony tego, co mu się należy
i kropka! Wykrytą przez Brygady Poszukiwaczy, nielegalnie przechowywaną
przez świadczeniodawców Ępatię ewidencjonowano i lokowano
w specjalnych koncentratorach przy każdej placówce ochrony zdrowia. Jeżeli
jakiś świadczeniobiorca czuł się niedoępatiowany w czasie wizyty
u Roślinnego, to mógł sobie pobrać z koncentratora odpowiednią dawkę
i nawet zabrać na zapas do domu. Lokalizacja taka gwarantowała też szybki
i niekłopotliwy dostęp do należnego świadczenia tym, którzy mieli już
diagnozę ustaloną samodzielnie w internecie, a potrzebowali tylko
Ępatii. Mogli oni bez zbędnego udawania się do Władcy Pieczątki samodzielnie
pobrać dawkę.
Ępatię pobraną z koncentratora należało
przechowywać w lodówce, w temperaturze +4oC. Gwarantowało
to jej odpowiednie wchłanianie do organizmu ępatiobiorcy. Jeżeli doszło do
przypadkowego rozmrożenia Ępatii uprzednio zamrożonej, panaceum nie nadawało
się do użycia.
Jeżeli ktoś nie zetknął się z Ępatią
osobiście, przytaczamy rysunek edukacyjny – oto ona w całej krasie! Na ścianach
wszystkich placówek medycznych w kraju zawieszono plakaty edukacyjne
z objaśnieniami. Cztery łapki służą do czułego obejmowania ępatiobiorcy
z każdej strony – gdy stanie frontem do Ępatii, przytulą go łapki
przednie, a gdy tyłem, usługę tulenia w bólu wykonają łapki tylne.
Cztery odnóża dolne służą do szybkiego przybiegnięcia Ępatii do odbiorcy
usługi.
Świadczeniodawcom, którzy byli oporni
w dzieleniu się Ępatią z będącymi w potrzebie
świadczeniobiorcami, powtarzano co godzinę hasło „Jesteś brzydki, wejdź do
skrytki”. Hasło powtarzano tak długo, aż każdy świadczeniodawca się
zresocjalizował i na należytym poziomie dzielił się Ępatią z będącymi
w potrzebie.
Wobec szczególnie zatwardziałych przypadków
stosowano metody biologicznego tropienia ukrywanej przez świadczeniobiorców
Ępatii. Wyszkolone brygady poszukiwaczy patrolowały placówki medyczne.
Zdarzały się oczywiście przypadki skrajnie oporne
na wszystkie standardowe metody wykrywania rezerw, ewidencjonowania
i magazynowania Ępatii i konieczne było skierowanie takich wrednych
świadczeniodawców do ośrodków odosobnienia na kursy resocjalizacyjne. Jednymi
z pierwszych z przychodni dr. Roślinnego poddanych zabiegom
resocjalizacji były niejakie Marchewki, dwie rezydentki bliźniaczki. Każda z nich
utrzymywała uporczywie bomisie też coś od życia należy, moja
Ępatia jest najmojsza i różne takie dyrdymałki wygadywały. Pobyt
resocjalizacyjny rezydentek przeciągał się.
Na mieście pojawiły się murale domagające się
uwolnienia Marchewek.
Program Ępatia(+), wiodący w nurcie napraw,
wymyślony przez doradców dr. Bartolomeo Karierra-Nieuwierra, znalazł się
w zagrożeniu...
Mimo oddanych Brygad Poszukiwaczy, koncentratorów
Ępatii przed przychodniami wszystkich dr. Roślinnych i innych celnych
zabiegów sprawy nie miały się tak, jak oczekiwano. Niezadowolenie
w świadczeniobiorcach narastało, sondaże pokazywały coraz to niższe
słupki, a wybory zbliżały się szybkimi krokami.
Dr Bartolomeo Karierra-Nieuwierra zwołał naradę
najbardziej zaufanych doradców Ministerstwa Wyłącznie Dobrych Decyzji. Dla
zapewnienia właściwego poziomu bezpieczeństwa, komfortu narad, no
i zagwarantowania ich dokumentacji na Jedynie Słusznych Serwerach wybrano
ustronny hotelik w Rekseli. Przybycie na miejsce obrad potwierdzano
w centrali, wczytując smartfonem kod umieszczony na końcowym przystanku
autobusu trasy airport-city. Doradcy spacerkiem przeszli do hotelu
i w zacisznych apartamentach odetchnęli po trudach podróży.
Następnego dnia czekał ich nie lada wysiłek intelektualny w temacie, jak
cudzym kosztem dogodzić świadczeniobiorcom jeszcze bardziej.
Po pożywnym śniadaniu doradcy jęli obradować.
Długie godziny płynęły, a sprawy nie posuwały się do przodu. Gdzieś przed
północą jeden z doradców zapytał Matyldę, która otrzymała akredytację
prasową na obrady:
– Na jakich zasadach pracujesz, pisząc artykuły
czy książki?
– Artykuły sprzedając prawa autorskie,
a książki udzielając licencji niewyłącznej – odpowiedziała Matylda.
– Co to znaczy, że udzielasz licencji
niewyłącznej?
– Artykuł pozostaje moją własnością,
a redakcji użyczam jedynie prawa do jego użytkowania.
– Mam, mam! – krzyknął delegat i walnął się
dłonią w czoło. – Licencja niewyłączna na pieczątkę! To jest to! Doktor
Roślinny udziela swoim Wiecznym Podopiecznym licencji niewyłącznej na użytkowanie
pieczątki. Najsłabsze ogniwo w systemie ochrony zdrowia wzmocnione!
Problem rozwiązany!
Szybko przedstawił pomysł obradującemu gremium.
Wszyscy byli zachwyceni, pochwałom nie było końca. Na gorąco przygotowano
rozporządzenie w sprawie licencji pieczątki i nadano mu bieg. Każdy
dr Roślinny został zobowiązany do wykonania kopii swojej pieczątki
i przesłania jej za pokwitowaniem na adres każdego Wiecznego
Podopiecznego. Odbiorca od tej pory wypisywał sobie recepty, na co miał ochotę.
To było jedyne słuszne i oczywiste rozwiązanie. Skoro w ustaleniu
rozpoznania pomagał mu wszechwiedzący internet, nie można było tracić tych
trafnych rozpoznań przez utrudniony dostęp do pieczątki. Taki kapitał wiedzy
medycznej i doświadczenia w leczeniu nie mógł się marnować! Żaden
rozsądny organizator ochrony zdrowia nie mógł pozwolić, aby wiedza zdobyta
pracowitym klikaniem po internecie nie została przekuta w Czyn
Terapeutyczny.
Każdy dzień pokazywał rosnącą przepaść między
tym, co wiedzieli świadczeniobiorcy o sobie, a tym, co stwierdzali
w ich organizmach świadczeniodawcy. Tak dalej być nie mogło! Powodowało to
bolesną frustrację świadczeniobiorców, że za ich składki nie są obsługiwani
tak, jak tego sobie życzą. A w końcu nie po to płacili i płacą, żeby
nie dostawać produktu takiego, jak im się podoba! Jeżeli ktoś idzie do sklepu
po chleb, a sprzedawca wciska mu chrzan, to chyba nie jest
w porządku! – mówił dr Bartolomeo Karierra-Nieuwierra na kolejnej
konferencji prasowej.
Nagromadziło się wiele niepotrzebnych stresów, napięć
i trudności w funkcjonowaniu Doskonałego Systemu Ochrony Zdrowia.
Jedynym wyjściem było zorganizowanie szybkich szkoleń podyplomowych
z click(ologii) medycznej. Wprowadzono wobec wszystkich świadczeniodawców
z PWZ obowiązek zgromadzenia 100 punktów z tej jakże potrzebnej
dziedziny wiedzy medycznej jako niezbędnego warunku podpisania nowego kontraktu
z Narodowym Bratem Płatnikiem (NBP). Potwierdzeniem podniesienia poziomu
wykształcenia miały być prawidłowe odpowiedzi na pytania testowe. Przewidziano
także pytania dopuszczające do studiowania click(ologii) medycznej, testujące
świadczeniodawcę na poziomie podstawowej wiedzy o tym, jak powinien
funkcjonować system.
Czy wskazaniem do udania się na SOR o 2.30
w nocy jest:
a) katar trwający od 22.00 dnia poprzedniego, a więc już dwie doby,
złośliwie atakujący organizm płatnika składekb) świąd odbytu trwający od lat i utrudniający bezstresową egzystencję
c) zagubienie recepty wystawionej na babcię przed rokiem przez jej Roślinnego, która to babcia akurat przyjechała w odwiedziny do świadczeniobiorcy
d) wszystkie powyższe okoliczności
e) żadna z powyższych.
Pierwsza sesja wykazała zatrważającą niewiedzę
wśród świadczeniodawców. Trudno to zrozumieć, ale aż 99,9% zakreślało odpowiedź
„e”, choć każde dziecko wie, że poprawna jest oczywiście odpowiedź „d”. Trzeba
było działać i szerzyć jedynie słuszną wiedzę medyczną.
Zastępy najbardziej doświadczonych
świadczeniobiorców, prawników i innych noktorów (por. noctors) aktywnie
włączyły się do pracy nad napisaniem dzieła Medical click(ology) manual.
Do zespołu autorów podręcznika powołano
7 absolwentów studiów licencjackich w dziedzinie żurnalistyki
medycznej, 3 przedstawicieli biura ochrony praw świadczeniobiorców, 12
pracowników z centrali Narodowego Brata Płatnika (NBP) oraz jednego
przedstawiciela świadczeniodawców z nieczynnym Prawem Wykonywania Zawodu
(PWZ). Wybór tego ostatniego członka zespołu redakcyjnego nie był przypadkowy –
gdyby miał on czynne PWZ, jego wiedza byłaby niewiarygodna i trudna do
zaakceptowania. Wiedza to w końcu rzecz nabyta, można nabyć wiedzę taką
i owaką.
Dla świadczeniodawców, którzy nie szczędzili
wysiłków na odcinku dzielenia się Ępatią z potrzebującymi, przewidziano
oznakę Honorowy Dawca Ępatii (HDĘ). Uprawniała ona do udzielania bezpłatnych
porad całodobowo, przez internet, telefon i w miejscu wezwania
każdemu potrzebującemu. Oznaka HDĘ chroniła dawcę ępatii przed bezpodstawnymi
podejrzeniami, że pracuje dla pieniędzy!
Posiadacz odznaki, gdy przybywał na miejsce
nagłego zdarzenia, jak wspomniany katar albo świąd odbytu, zaraz na wstępie
pokazywał odznakę HDĘ i tym prostym gestem uwalniał świadczeniobiorcę od
kłopotliwej rozterki „płacić czy nie płacić?, a tak w ogóle to ile mu
się należy?”. Było jasne, że usługa medyczna będzie provided free of charge,
jak mawiają Amerykanie.
Zdrowie narodu wymagało gospodarki planowej. Było
zbyt ważne, żeby wszystko odbywało się na łapu-capu, od wizyty do wizyty.
Podczas narady w Rekseli podjęto decyzję o wdrożeniu Narodowego
Planu Uzdrawiania Zdrowych. Tak, tak, zdrowych! To nie jest pomyłka!
Chory, wiadomo, zawsze będzie chorym i o sukces wizerunkowy
w takich przypadkach trudno, a przecież sukces w polityce jest
najważniejszy.
Dr Bartolomeo Karierra-Nieuwierra zlecił
zaprzyjaźnionej firmie graficznej opracowanie odpowiednich plakatów.
W każdej placówce medycznej na ścianach gabinetów, przed biurkami
doktorów, zawisły plansze z napisem: „Coś TY zrobił dla Narodowego
Programu Uzdrawiania Zdrowych?”.
Wszystkich rezydentów zobowiązano do dyżurów przy
wejściu do przychodni z transparentem „Free Hugs, czyli Darmowe
Przytulanie”. Każdy wchodzący świadczeniobiorca mógł przytulić się do
rezydenta, a rezydent doświadczyć niepowtarzalnego przeżycia niesienia
pomocy będącym w potrzebie.
Nic więc dziwnego, że gdy taki rezydent wracał do
domu po 24-godzinnym dyżurze Darmowego Przytulania, to nie w głowie mu
było przytulanie własnej narzeczonej lub narzeczonego. Opuszczone, niedotulone
dziewczyny rezydentów łkały po mediach o swym rezydenckim zespole
niedotulenia, a jeżeli dodamy do tego liche zarobki, to już
robiło się ponuro.
Posługiwanie się staromodną terminologią
lekarz/pacjent naruszało jedynie słuszną zasadę poprawności politycznej
i dowodziło nierówności. Terminologia ŚWIADCZENIOdawca/biorca była
neutralna – jeden daje, drugi bierze bez piętnowania kogokolwiek. Z uwagi
na niepoprawność polityczną „Gazeta dla Lekarzy” została urzędowo przemianowana
na „Gazetę dla Świadczeniodawców”, a redaktor naczelna obowiązkowo
sfotografowana w stroju służbowym z nowym gustownym nakryciem głowy.
Zdawało się, że stworzono system doskonały, gdy
do biura skarg i zażaleń Narodowego Brata Płatnika (NBP) wpłynęła drogą
elektroniczną skarga na jakość Darmowego Przytulania. Serwery w centrali
i wszystkich oddziałach terenowych zadrżały z oburzenia!
Szanowny Narodowy Bracie Płatniku,
byłam w ubiegły piątek na wizycie po
odbiór należnego mi świadczenia u mojego dr. Roślinnego. W drzwiach
przychodni powitał mnie dyżurny rezydent od Darmowego Przytulania. Objął mnie
jedną ręką i ułożył ją na plecach, drugą niby też objął, ale
trzymał w niej smartfon i pisał w nim cały czas!
Co to jest za przytulanie jedną ręką? Co
mężczyzna może zrobić jedną ręką, to Brat lepiej wie ode mnie!
Co on pisze? – w mych zwojach mózgowych
pojawiło się pytanie. Ponieważ placówka dr. Roślinnego jest obiektem
monitorowanym, zażądałam dostępu do elektronicznego rejestru przebiegu
mojej wizyty.
Przejrzałam pod powiększeniem także ekran
smartfonu trzymanego przez rezydenta w dłoni. I tu doznałam szoku!
Rezydent pisał do swojej narzeczonej, też rezydentki, że ją kocha i prosi
o cierpliwość.
Bracie! jaka to jest jakość Ępatii
okazywana świadczeniobiorcy, ja się pytam! Niby wszystko gra i nawet
tralala, a w rzeczywistości jest w dwóch miejscach! Ten rezydent
musiał się tego nauczyć od swoich starszych kolegów świadczeniodawców, co to
potrafią być w kilku miejscach udzielania świadczeń naraz!
Z tej frustracji ciśnienie mi
podskoczyło do 170/100, niby dr Roślinny gadał, że to podobno z tego, że
leków nie biorę, ale ja mu nie wierzę! Nie od dziś nie biorę leków,
a dopiero dziś pokazało się to wysokie ciśnienie!
Z poważaniem Oburzona Niedotulona
Dżesika
Droga Naszym Sercom Dżesiko,
łączymy się z Tobą w zespole
niedotulenia (ICD 344.32), który jest obecnie powszechnie uznaną jednostką
chorobową. Bierzemy sprawę w obie ręce, czego symbolem jest nasze logo
widniejące na papierze firmowym.
W celu poprawy Twojego samopoczucia
przesyłamy skierowanie na 4-tygodniową kurację w senatorium
pięciogwiazdkowym, w miejscowości nadmorskiej, w pokoju
jednoosobowym. Wyrażamy nadzieję, że w tych warunkach twój zespół
niedotulenia szybko minie, czego szczerze życzymy Ci.
Zespół ds. Szybkiego Rozpatrywania Skarg,
Alan Misiopysio
Zasada „zaufanie dobre, ale kontrola lepsza” była
wyznawana przez Narodowego Brata Płatnika (NBP) in extenso. Korespondencja
napływająca do Biura Szybkiego Rozpatrywania Skarg pozwalała na pewne
rozeznanie w jakości udzielnych świadczeń, ale nie naświetlała całości
obrazu. Po naradzie w Rekseli wdrożono program operacyjny pod nazwą Świadczeniodawca
Uczestniczący, który polegał na badaniach terenowych jakości usług
przez delegowanych z NBP kontrolerów.
Powołano specjalny departament i rozpoczęto
szkolenie pracowników do roli Świadczeniodawcy Uczestniczącego.
Zadanie polegało na wizytowaniu gabinetów dr. Roślinnych jako zwykły szeregowy
świadczeniobiorca i testowaniu wiedzy świadczeniodawców.
Przeszkolony kontroler z nadzorczynią
z centrali udającą żonę udał się do rejonowego gabinetu i siadł ze
zbolałą miną przed swoim dr. Roślinnym.
– Co panu dolega? – zapytał dr Roślinny.
– Ja właśnie mam... – zaczął pacjentokontroler.
– Nic nie mów, jak taki mądry, to niech sam
zgadnie – wtrąciła kontrolerożona.
– Może boli pana głowa? – rzucił pytanie dr
Roślinny.
– A co to pana obchodzi, co mnie boli, ja
mam dostać diagnozę, receptę, skierowanie na badania, a nie być
przesłuchiwanym jak nie przymierzając jakiś podejrzany typ na komendzie.
– No, ale przecież muszę...
– Tak, musi pan ustalić, co mi jest, płacę
i wymagam! – oznajmił Świadczeniodawca Uczestniczący.
– To może dam skierowanie na morfologię
i mocz? Żeby zorientować się ogólnie w stanie zdrowia.
– Żarty jakieś świadczeniodawca sobie urządza!
Żeby się zorientować, to trzeba wykonać rezonans całego ciała, a nie
jakiejś przedpotopowe badania mi zlecać! A poza tym sikanie do buteleczki
na mocz to jest niedopuszczalne dręczenie pacjenta! A to chodzenie na
czczo do poradni na pobranie krwi to jeszcze większe dręczenie. Wypraszam sobie
takie traktowanie! Ma być lekko, wszystko i natentychmiast!
Tymczasem częstość występowania zespołu
niedotulenia wśród świadczeniobiorców narastała. Okazało się, że praktycznie co
drugi rezydent lub rezydentka podczas dyżuru wykorzystuje smartfon do niecnych
celów, takich jak kontakty ze swoimi mężami/żonami/narzeczonymi. Trzeba było
jakoś temu przeciwdziałać. Opracowano plan naprawczy wizerunku każdej placówki
medycznej. Między innymi zainwestowano we właściwy wygląd personelu, zwłaszcza
tego na pierwszej linii przed przychodnią. Postanowiono zaopatrzyć rezydentów
dyżurujących w eleganckie służbowe ubrania. Zaczęto od obuwia.
Przeprowadzono badanie ankietowe wśród świadczeniobiorców i okazało się,
że 83,41% opowiada się za szpileczkami. Co więcej, w 52,67% przypadków
głosowano, aby szpileczki mieli także panowie rezydenci. Ankietowani uważali,
że pozbawienie mężczyzn możliwości pokazania się w eleganckim obuwiu
w pracy narusza prawo do równego traktowania płci, swobodnego wyrażania
różnych aspektów swojej seksualności, a poza tym jest jawną dyskryminacją
estetyczną! Największą popularnością cieszyły się szpileczki z czerwoną
podeszwą oraz całe czerwone.
Wdrożone przez Narodowego Brata Płatnika programy
ewidencjonowania zasobów Ępatii, jej obowiązkowego okazywania podczas wizyt,
reępatyzacji świadczeniodawców podniosły nieco zadowolenie ze świadczonych
usług. Szybko jednak okazało się, że nie samą Ępatią żyje
świadczeniobiorca. Jak wszystko gra, wychodzi się zadowolonym
z wizyty u dr. Roślinnego, to o czym można rozmawiać, siedząc
w innej kolejce albo co można powiedzieć dziennikarzowi
czyhającemu? Ledwie świadczeniobiorca wystawił nogę z przychodni,
a już do niego leciał młody żurnalista ze sprzętem nagrywającym dźwięk
i obraz.
Skąd się ich tyle nabrało? – zastanawiała się
Matylda Przekora, dziennikarka uczestnicząca miesięcznika „Modne
Diagnozy”. Od pewnego czasu obserwowała pojawianie się wielu nowych
twarzy na rynku dziennikarstwa medycznego. Sonda badawcza, którą zapuściła
w środowisku, wykazała, że są to absolwenci pierwszego rocznika Szkoły
Lepienia Pierogów i Wypracowań.
Bezsenność skłaniała Ojca Nadredaktora do
wspomnień...
Ten pamiętny 4 czerwca 1989 roku, po którym czuł
się niczym słynny kowboj z plakatu. Do którego baru by nie wszedł, na jego
widok rozmowy milkły, a wszyscy marzyli, aby postawić mu kolejkę... soku
pomidorowego, który najlepiej wyrównywał niedobory elektrolitowe z dnia
poprzedniego.
A dziś? Nie dość, że nikt nie stawia mu
nawet H2O, to jeszcze wszyscy na jego widok wychodzą z baru
albo mają atak ostrej sklerozy i udają, że go nie znają. Dzieła jego
życia, magazynu „Trucie&Plucie” prenumerować nie chcą, reklam nie zlecają,
zwroty są większe niż nakłady...
Gdy Ojciec Nadredaktor zliczył wszystkie bolesne
ciosy losu, jakie musiał od pewnego czasu brać na swą klatkę piersiową,
nadszedł poranek z jego wszystkimi przykrymi obowiązkami.
Trzeba było działać. Ojciec Nadredaktor
Generalny (ONG) postanowił oprzeć się na wzorcach sprawdzonych przez
innego ojca nadredaktora, lidera mediowego nowej rzeczywistości rynkowej
i finansowej w Sarmalandii.
– Kadry! Kadry, Misiu! To podstawa – powiedział
mu lider podczas poufnej rozmowy z okazji Dnia Ojca.
Zarządzono więc w „Truciu&Pluciu”
restrukturyzację kadrową, zwolniono dziennikarzy-rutyniarzy
i zainwestowano w szkolenie nowych kadr. Powołano do życia Szkołę
Lepienia Pierogów i Wypracowań.
Niezwykle trudnym problemem, przed którym stanęła
nowa uczelnia dziennikarska, było ustalenie proporcji pomiędzy Truciem
i Pluciem. Czy ma być po równo, czy więcej trucia, a może plucia? Jak
się dużo opluje, to piszący dobrze się czuje, ale gdzie jest granica? Czy
czytelnicy łykną wszystko bez ograniczeń? Z kolei jak się ładnie truje, to
zaczynają wierzyć. Z tych rozmyślań Ojciec Nadredaktor Generalny wpadł
w chroniczną bezsenność... Zadzwonił o czwartej nad ranem do dr Evy
Odrana-Zatroskanej, starej i wypróbowanej przyjaciółki.
– Cześć, Eva, co się bierze na sen? – zagaił bez
zbędnych wstępów.
– A kto dzwoni? – zapytała zaspanym głosem
Eva.
– A kto może dzwonić do Evy? Adam
oczywiście! Poczebuje receptę na prochy nasenne, bo nie śpię.
– Też nie śpię, takie czasy, Adamie. Takie
czasy...
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.