Krystyna Knypl
Piwnica pod Atomami
Rozdział 1. Poranek na Niemcewiczech
Niemcewicze, jak nazwał Młodzieniec osiedle na którym mieszkała jego babunia Matylda, powoli budziły się ze snu. Była godzina 5:30 gdy redaktor naczelna miesięcznika Modne Diagnozy otworzyła komputer.
Dziś wybierała się na konferencję prasową poświęcono zakrzepic, ale wcześniej musiała ogarnąć sprawy redakcyjne oraz przenieść kłębiące się w głowie zdania, frazy oraz rymy do komputera i nadać im stosowną formę literacką. Na Niemcewiczech mieszkały dwie społeczne grupy - Szlachta Osiedlowa oraz Korporacyjne Prole. Pochodzenie, może nie tyle społeczne co źródeł finansowania przeznaczonego na nabycie mieszkania były tym co odróżniało trwale jednych od drugich.
Szlachta Osiedlowa nabyła mieszkania przez około 30 laty gdy pojawiła się możliwość wykupienia lokali od miasta. Szczęśliwie osiedle było wybudowane przed II wojną światową przez ZUS i żaden 120 letni właściciel nie mógł zakwestionować tytułu własności. Matylda wprowadziła się wraz z rodzicami w styczniu 1968 roku. Do ostatniego egzaminu dyplomowego z psychiatrii uczyła się już w nowym już mieszkaniu. Zapamiętała zapach świeżo pomalowanych ścian oraz ciszę otoczenia. Poprzednie mieszkanie przy Raszyńskiej było głośniejsze, zwłaszcza gdy ulicą przejeżdżały oficjalne delegacje z zaprzyjaźnionych krajów PRL.Trasa Łazienkowska jeszcze nie istniała i naturalną drogą był przejazd Raszyńską. Józio, ojciec Matyldy był miłośnikiem produkcji win owocowych z czarnej porzeczki, przywożonej z rodzinnej posiadłości na Podlasiu. Wino fermentowało w dużych gąsiorach na parapecie w dużym pokoju, którego okna wychodziły na Raszyńską. Pewnego postprzyjęciowego poranka podano w radiu informację, że właśnie składa niezapowiedzianą wizytę I sekretarz najbardziej zaprzyjaźnionego z nami sąsiedniego kraju. Józio otworzył okno i rozejrzał się po okolicy.
- A gdybym tak spuścił ten gąsior na głowę towarzysza sekretarza, to jak myślicie trafił bym go w durny łeb czy bym chybił? - zapytał Józio. Rodzina zamarła z wrażenia gdy wyobraziła sobie ciąg dalszy. Na szczęście udało się odwieść Józia od zostania międzynarodowym zamachowcem stanu.
Gdy odwiedziła podwórko przy Raszyńskiej wszystko na nim było inne - szyldoza zaatakowała ścianę od ulicy, podjazdy dla niepełnosprawnych od podwórka. To było coś w zupełnie innym stylu.
***
Wiadomości czytane w samo południe zawsze miały inny wydźwięk niż te które podawano o pozostałych porach dnia. Sygnał z Wieży Mariackiej miał swoją symbolikę oraz historię. Były specjalne sygnały alarmowe dla Krakowa, był też alarm dla Warszawy. Antoni Słonimski pisał:
„UWAGA! Uwaga! Przeszedł!
Koma trzy!”
Ktoś biegnie po schodach.
Trzasnęły gdzieś drzwi.
Ze zgiełku i wrzawy
Dźwięk jeden wybucha rośnie,
Kołuje jękliwie,
Głos syren – w oktawy
Opada – i wznosi się jęk:
„Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy!”
I cisza
Gdzieś z góry
Brzęczy, brzęczy, szumi i drży.
I pękł
Głucho w głąb
Raz, dwa, trzy,
Seria bomb.
To gdzieś dalej, nie ma obawy.
Pewnie Praga.
A teraz bliżej, jeszcze bliżej.
Tuż, tuż.
Krzyk jak strzęp krwawy.
I cisza, cisza, która się wzmaga.
„Uwaga! Uwaga!
Odwołuję alarm dla miasta Warszawy!”
Nie, tego alarmu nikt już nie odwoła.
Ten alarm trwa.
Wyjcie, syreny!
Bijcie, werble, płaczcie, dzwony kościołów!
Niech gra
Orkiestra marsza spod Wagram,
Spod Jeny.
Chwyćcie ten jęk, regimenty,
Bataliony – armaty i tanki,
niech buchnie,
Niech trwa
W płomieniu świętym „Marsylianki”!
Kiedy w południe ludzie wychodzą z kościoła
Kiedy po niebie wiatr obłoki gna,
Kiedy na Paryż ciemny spada sen,
Któż mi tak ciągle nasłuchiwać każe?
Któż to mnie budzi i woła?
Słyszę szum nocnych nalotów.
Płyną nad miastem. To nie samoloty.
Płyną zburzone kościoły,
Ogrody zmienione w cmentarze,
Ruiny, gruzy, zwaliska,
Ulice i domy znajome z dziecinnych lat,
Traugutta i Świętokrzyska,
Niecała i Nowy Świat.
I płynie miasto na skrzydłach sławy,
I spada kamieniem na serce. Do dna.
Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy.
Niech trwa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.