Krystyna Knypl
Rozdział 9: Jak
rozpoznać penicyliozę?
Schorzenia o naturze nierozwikłanej
jeszcze przez naukę od zawsze były nadzieją badaczy i przekleństwem pacjentów.
Nie inaczej było z penicyliozą. W początkowej fazie trudna do zdiagnozowania,
po kongresie w Nowym Orleanie wszystko było o wiele łatwiejsze. Piguła Co Nie
Działa Sp. z o.o. szybko dokonała tłumaczenia na język polski wytycznych opublikowanych w Nowym Orleanie. Prace
toczyły się pod osobistym nadzorem docenta Krzysztofa Marii Wczorajszego. Nie
minął tydzień a tekst wytycznych był gotowy. Czytelnicy mogli poznać wszystko w
najmniejszych szczegółach.
Definicja
Penicylioza jest nowo odkrytą
jednostką chorobową, szerzącą się drogą internetową, intelektualną oraz
emocjonalną pośród społeczności lekarskiej, przy czym drogi szerzenia się wśród
pacjentów nie są jednoznacznie wykluczone, a nawet wysoce prawdopodobne, acz w
chwili obecnej jeszcze nieodkryte.
Klasyfikacja
Penicylioza
ostra:
objawia się kilkakrotnym wpadnięciem na portal
www.penicillium3x800.tys.j.=2,4mln.pl., przebywaniu na nim przez nie więcej niż
7 dni i opuszczeniu bez żalu i bez tendencji do powrotu, niekiedy opuszczeniu
towarzyszą słowa „nie, to jednak nie moje klimaty” mamrotane przez
opuszczającego.
Penicylioza
przewlekła, niepowikłana: polega na bywaniu codziennie od co najmniej 3
tygodni, jednak nie częściej niż raz w tygodniu, zwykle w weekend lub podczas
spokojnego dyżuru.
Penicylioza
przewlekła powikłana zespołem uzależnienia: polega na codziennym,
wielokrotnym bywaniu na portalu, wpadaniu tam bez końca w ciągu dnia,
wieczorem, a także w godzinach nocnych.
Jako oficjalna jednostka
chorobowa penicylioza może być leczona w warunkach wystawianego druku
zwolnienia z pracy, przy czym dopuszczalny okres zwolnienia wynosi do 6
miesięcy, a w przypadkach rokujących powrót do pracy w zawodzie wyuczonym za
młodu, ale nie przez wszystkich przez całe życie ulubionym, może być
przedłużony do 9 miesięcy. W razie braku poprawy możliwe jest skierowanie
pacjenta na rentę chorobową, w celu zapewnienia osobie dotkniętej schorzeniem
swobodnego przebywania w gronie innych współuzależnionych.
Rozpoznawanie
Penicyliozę rozpoznaje się na
podstawie objawów małych i dużych. Do objawów dużych zalicza się: codzienne
bywanie na forum wśród współuzależnionych, potrzeba bywania na forum w
godzinach nocnych, wpadanie na forum przed wyjściem do pracy, powrót na forum
tuż po powrocie z pracy do domu. Do objawów małych zalicza się: zespół suchego
oka, niewyspanie, zmiany w obrębie dłoni wynikające z obcowania z klawiaturą,
niechęć do prowadzenia życia towarzyskiego w realu, poranna ociężałość wskutek
niewyspania wynikłego z zasiedzenia się na forum.
Do objawów tycich, niemających jeszcze ustalonego
statusu diagnostycznego zalicza się: częstsze myślenie o ucieczce do internetu
niż o innych sprawach, korzystanie z komputera w miejscu pracy w celu
sprawdzenia co nowego nadeszło w poczcie elektronicznej.
Leczenie
nieznane, choć wstępne wyniki prac nad szczepionką
przeciw penicyliozie są obiecujące.
Rokowanie
co do życia dobre, jednak do co wyleczenia bardzo,
ale to bardzo niepewne.
Prace na wszystkich frontach
dynamicznie posuwały się do przodu. Pewnym problemem było zdobycie zamówień
publicznych na szczepionki. Niepewne drogi finansowania z prywatnych kieszeni
spędzały trochę sen z powiek menedżerów firmy Szczepionka Co Nie Działa Sp. z
o.o. Refundacja przez Narodowego Brata Płatnika wydawała się najlepszym
sposobem na pozyskanie finansów na wdrożenie szczepień. Najtęższe umysły
biznesowe musiały wymyślić jak przeniknąć do struktur Narodowego Brata Płatnika
i skłonić do korzystnych decyzji finansowych.
Pomysł wywiezienia wszystkich
decydentów na 2 tygodniową konferencję na wyspy Bora-Bora uznano jako mało
wyszukany i nazbyt widoczny. Potrzebne były bardziej wyrafinowane metody i nie
tak łatwe do wykrycia przez wszędobylskie media. Ustawowy przymus zlecania
szczepionki przez wszystkich lekarzy dla wszystkich pacjentów wydawał się
najprostszym sposobem na zyski.
Tymczasem portal
www.penicillium3x800.tys.j.=2,4mln.pl. osiągnął fazę rozwiniętą produktu
biznesowego i ogólnie miał się nie najgorzej. Nowych użytkowników przybywało
każdego dnia, ale też trzeba było odnotować fakt, że szeregi starych bywalców
wykruszały się. Nadkruszeni uczestnicy ubywali do innych konkurencyjnych
przestrzeni internetowych albo ginął po nich ślad wszelki, jak to już z
niejednym osobnikiem w sieci się zdarzyło. Gdyby zrobić remanent i policzyć ilu
przybywało nowych, a ilu ubywało starych, to wyniki w sumie byłby nie najgorszy
i portal z czasem dorobił się pozycji opiniotwórczej na rynku medycznym. Każdego wieczora dyskutowano z werwą na
wszystkie tematy środowiskowe, fachowe i polityczne.
Gorące dyskusje z jednej strony
podgrzewały atmosferę, z drugiej zinternetyliaryzowane białka osocza wprost
gotowały się podczas burzliwych dyskusji medycznych oraz światopoglądowych. Gdy
dyskusja osiągała temperaturę 314,73 stopni Fahrenheita, białka ścinały się w
krwiobiegu i wytrącały. Z rozpędu leciały z prądem krwi prosto do mózgu
rozgrzanego uczestnika dyskusji.
Najtrudniejsza sytuacja
powstawała gdy cząsteczki z sekwencją Gly-Ala-Ala, zwane glutationem, miast
zgrabnie przecisnąć się przez kapilary zaopatrujące ośrodek walki w mózgu i
trochę ostudzić agresywne zapały przez odtrucie organizmu, rozpadały się na
pojedyncze aminokwasy, powodując obniżenie poziomu tego jakże ważnego
odtruwacza.
– Koniec balu, panno Lalu, koniec tego bara-bara bez
końca, koleżanko @raczej.pulchna – wrzasnął na całą sieć @matador.teodor,
któremu nagle spadł poziom glutationu.
– Tylko bez takich osobistych wycieczek, dobra? –
warknęła przywołana po nicku @raczej.pulchna.
– A co, to już nie można nazwać rzeczy po imieniu? –
zaseplenił @matador.teodor, któremu wskutek awarii stężenia glutationu do
toksycznych poziomów wzrosło stężenie N-acetylo-para-aminobenzochinonu, wpływając
negatywnie na dykcję. Należy wyjaśnić, że nazbyt częste objadania się
paracetamolem wynikało z osobistej niechęci @matadora.teodora do używania
XXL-piryny.
– Nazwać? coś ci się chyba pomyliło? – zauważyła
@raczej.pulchna.
– A niby co ja robię, jak nie jest to nazwanie po imieniu?
– niby to grzecznie zapytał @matador.teodor. Poziom glutationu spadał mu dalej,
osiągając już granice zagrażające obniżeniem się liczby limfocytów.
– Miałczysz pod nosem! ot, co! Małczy, durak!!! –
krzyknęła na cały głos @raczej.pulchna.
-Małczy... durak!!!... Małczy...
durak!!!... niosło się po wszystkich zakątkach sieci.
– I beg your pardon! – odparował @matador.teodor –
używanie takich epitetów powinno być regulaminowo zakazane. Ponadto protestuję
przeciwko przymusowej rusyfikacji wolnej przestrzeni internetowej!!! Wolność od
rusyfikacji to jest to, o co walczyły pokolenia bojowników i patriotów!!!
Komunizm skończył się 4 czerwca 1989 roku. Taka jesteś rozbawiona, że nie
zauważyłaś tego końca. Teraz dla niektórych jest po balu, panno Lalu – zachichotał
@matador.teodor, wzmocniony spożywaną właśnie sałatką składającą się z
brokułów, awokado, czosnku, cebuli oraz brukselki, posiekanych na kostki o
bokach 10x8x6 mm. Podwyższony poziom glutationu dzięki spożytej sałatce dodał
mu sił witalnych i proces zaprogramowanej, powolnej śmierci komórek ośrodka
walki zastał zahamowany.
– A skąd ta pewność z datą? To liczone według
kalendarza gregoriańskiego czy juliańskiego? –
zaciekawiła się @raczej.pulchna.
– Przepraszam że się wtrącam, ale może mamy teraz rok
przestępny i wszystko się wyjaśni? –
zapytała @ale.wypoczęta.
– Czy tu są jacyś przestępcy???! – wtrącił jak
zawsze czujny @prymariusz.mariusz.
– Gdzie jest Admin? – krzyknął ile sił w płucach
@matador.teodor.
– No właśnie, gdzie jest Admin??? – zawołali wszyscy
chórem.
– Zostaliśmy poinformowani o problemie, prosimy nie
regulować odbiorników, pardon, komputerów. Zapraszamy do zapoznania się z
naszymi dotychczasowymi osiągnięciami w sieci.
Tymczasem w Centrum Dowodzenia
Przestrzenią, Jaźnią i Wyobraźnią Admin pobrał próbki tekstów, wrzucił do
skanera agresji i oszacował na podstawie analizy komputerowej domniemany poziom
glutationu w organizmach uczestników. Wszystkim gotowało się pod sufitem ostro,
a stężenie glutationu leciało w dół na łeb, na szyję. Wyniki przemnożył przez
wskaźnik prawdopodobieństwa projekcji agresji do realu. Na szczęście p było statystycznie nieznamienne! Nie muszę reagować
w jakiś drastyczny sposób. W najgorszym wypadku w nocy po cichutku zdeluję
dyskusję i będzie po kłopocie – pomyślał w formule samouspokajającej.
Admin nie miał zamiaru zdradzać swojej metody oceny
dyskusji, ale @raczej.pulchna weszła mu niejako w paradę, bo wyczytała gdzieś,
że istnieje korelacja między poziomem glutationu a szybkością generowania
agresji. Postanowiła więc zamieścić post na ten temat i aby zwiększyć
atrakcyjność wpisu, zdecydowała się na formę wierszowaną.
Temat: poziom glutationu koreluje z poziomem agresji
Glutationu już nie jadam, więc w agresję łatwo
wpadam.
Wierzgam, pluję, gryzę, kręcę, jak wąż boa wiję w
męce
się nie mogąc z tym pogodzić, że nie będę mogła
szkodzić,
Wprost nikomu, ach, nikomu! więc się szybko schowam
w domu.
Najwięcej emocji budziły dyskusje
o schorzeniach mających naturę widma, takich co to niby są, ale tak naprawdę to
rzadko kto je widział. Weźmy taką wszelakalgię! Jest czy nie ma – oto jest
pytanie. Niby komitety ekspertów ustaliły objawy, wymaganą ich liczbę do
rozpoznania, ale choroba nie wymagała potwierdzenia żadnymi konkretnymi
badaniami wizualizacyjnymi, a co niewidoczne zawsze było podejrzane! Ktoś nawet
zamieścił post na ten temat.
Temat: czy wszelakalgia istnieje, a jeśli tak, to
czym ją się leczy?
No i rozpętała się dyskusja!
Zwolennicy tradycyjnego pojmowania chorób, którym muszą towarzyszyć
dolegliwości, odchylenia w badaniu przedmiotowym i konkretne zmiany w badaniach
laboratoryjnych oraz obrazowych odmawiali wszelakalgii praw prawdziwej choroby.
Bo cóż to za kryterium odczuwanie bolesności przez pacjenta, skoro niczego nie
widać! Jak można wykazać istnienie takiej dolegliwości w sprawozdaniach???
Zwolennicy holistycznego spojrzenia na świat i na człowieka bronili prawa
człowieka do odczuwania bólu po swojemu, a nie według wytycznych
międzynarodowych komitetów eksperckich.
Nad właściwą sprawozdawczością wszystkich
schorzeń czuwał Narodowy Brat Płatnik. Doktorzy
nie dość, że musieli szekjkhendować na dzień dobry przybywających do ich
gabinetów pacjentów, diagnozować ich realne i wirtualne dolegliwości, to
jeszcze wszystko musiało być odpowiednio sprawozdane. Każdego dnia praca
stawała się cięższa. Gdy tylko doktorzy spotkali się na krótką chwilę na
gruncie prywatnym, mówili że czują się jakby pracowali na folwarku. Niektórzy
nawet dodawali: na folwarku zwierzęcym.
Przychodziły im różne porównania
do głowy, mniej lub bardziej finezyjne, ale tak prawdę powiedziawszy, to
większość czuła się wołami, co tu dużo gadać, nazwijmy rzecz po imieniu –
Wołami Roboczymi. To prawie jak nazwa własna i przydzielamy jej wielkie litery.
Struktura systemu zarządzania
zdrowiem każdego obywatela rozwijała się pomyślnie. Powstało wiele nowych jednostek
kontrolnych oraz dyrekcyjnych salonów. Wszystko to wymagało centralnego
zarządzania i nadzoru.
Wszystkie woły połączono w jedną
organizację i nazwano ją Narodową Federacją Zaprzężonych, czyli NFZ. Tylko
pojedyncze jednostki brykały sobie na wolności. Ponieważ było ich stosunkowo
niewiele, NFZ nie zwracał na nie uwagi - czy była to słuszna taktyka? Nie było
pewności – w końcu na największe zarazy choruje najpierw jeden człowiek, potem
drugi, trzeci, dziesiąty i ani się taka zarządcza struktura obejrzy zaraz się
roznosi i obejmuje szerokie kręgi.
@mimax2 / Krystyna Knypl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.