Powered By Blogger

niedziela, 14 stycznia 2018

14/01/2018. Początki pracy

Krystyna Knypl
Praca na oddziale polegała początkowo no pisaniu zleceń wydawanych przez starszego lekarza oraz pisaniu obserwacji w historiach chorób. Młodzież kliniczna po obchodzie przesiadywała w pokoju asystentów wpisując obserwacje do historii chorób lub sklejała szeregowo morfologię do morfologii, mocz do moczu, biochemię do biochemii.



Moje pierwsze miejsce pracy

Poznawszy podstawy codziennej praktyki lekarskiej, można było ostrożnie zacząć bywać
Chodziliśmy też na herbatkę do pokoju nr 16 na parterze, gdzie w godzinach wczesnych popołudniowych pani Marynia wydawała szpitalne obiady. Najgorsza była ogórkowa z ryżem. Największą zaletą obiadów była chyba cena, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie ile płaciło się. Wydaje mi się, że nie byłam wierną klientką pani Maryni.
Szefostwo pijało herbatę lub kawę w swoich gabinetach do których chadzaliśmy na rozmowy merytoryczne np. po napisaniu epikryzy końcowej w celu jej przedyskutowania przed wpisaniem do historii choroby.
Poza prowadzeniem pacjentów na oddziale pod kierunkiem starszych kolegów można było po zdaniu kolokwium dyżurować jako drugi dyżurant.
Pilni stażyści dostawali z czasem zaproszenie do zdawania kolokwium dopuszczającego do dyżurowania. Obowiązywała znajomość postępowania w ostrych stanach internistycznych, a także EKG z potencjałami czynnościowymi włącznie.
Udało mi się te potencjały opanować i 1 listopada 1968 roku miałam swój pierwszy dyżur... Poprosiłam o tę datę wychodząc z założenia, że uwaga świata będzie odwrócona od tych co jeszcze żyją do tych co już odeszli i jakoś dotrwam do rana. Szefem dyżury był mile przez mnie wspominany kolega, który wkrótce potem wyemigrował do RFN.
Dyżur jak dyżur, ale poranna odprawa to było wyzwanie! Po wyrecytowaniu raportu i udzieleniu odpowiedzi na bardziej szczegółowe pytania pewnego razu usłyszałam pytanie czy wykluczyłam stresscel - głowę bym dała, że stresscel. Nie miałam pojęcia, że chodziło o stress ulcer!
Barwnymi uczestnikami naszych dyżurów byli panowie noszowi, którzy przywozili pacjentów z izby przyjęć położonej na drugim końcu szpitala na poszczególne oddziały. Po dotarciu do oddziału docelowego pukali do drzwi dyżurki i wołali "pani doktor chorego przywiozłem". Przy kolejnym tak samo brzmiącym komunikacie zapytała "a zdrowego pan nie masz?" Nie było - oznajmił pan noszowy.



Głowna alejką szpitala panowie noszowi transportowali pacjentów na dwukołowych wózkach

Gdy stan chorego w trakcie transportu pogarszał się noszowi włączali pierwszy bieg i wpadali zdyszani na nasz oddział. Pewnego razu noszowy oznajmi "pani doktor, nie rozmawia ze mną od czwartej wewnętrznej" czyli od budynku położonego kilka minut truchtem od naszego pawilonu. Powodem braku konwersacji było... zatrzymanie krążenia. Zreanimowaliśmy skutecznie.


Dyżury w Pogotowiu Ratunkowym były katorżniczą pracą

Na drugim roku stażu trzeba było odbyć 24 dyżury w Pogotowiu Ratunkowym. Dyżurowałam już na oddziale, co dawało mi pewne obycie, ale mimo to szczerze nie cierpiałam tych dyżurów.


Mój pierwszy PWZ

Odbyłam 22 dyżury, na dwa dostarczyłam zwolnienie lekarskie. Wyjazdy były malownicze, niekiedy dramatyczne. Szczególnym wyzwaniem było stwierdzanie zgonu w domu. Miałam dwa takie przypadki. Bywały też wyjazdy do miejsc znanych z szemranych klimatów. Była nim część miasta zwana Dzikim Zachodem.



Specjalizacja I stopnia z chorób wewnętrznych

Pamiętam wyjazd na ulicę Łucką. Myślałam, że dyspozytor zrobił błąd pisząc nazwę ulicy i chodzi o Łódzką. Nazwa była wpisana prawidłowo - pochodziła od miasta Łuck.
@mimax2 / Krystyna Knypl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Diagnozowanie Nowego Wspaniałego Świata, odcinek pierwszy

  Krystyna Knypl Motto: Młodzi MYŚLĄ, że starzy są głupi, ale starzy WIEDZĄ, że młodzi są głupi. Agatha Christie , Morderstwo na ple...