Powered By Blogger

czwartek, 25 stycznia 2018

25/01/2018. Imieniny Dziuni

Krystyna Knypl
Każdego roku na imieniny Dziuni przychodziło do dwudziestu osób. Synowie z żonami, wnuki, sąsiadka, koleżanki z pracy i ani się człowiek nie zorientował robiło się dwadzieścia osób. Zdzich Gałązka uważał, że imieniny rzecz święta. U Gałązków zawsze hucznie obchodzone. Jeszcze za kawalerki jazda bywała ostra. Każdy z chłopaków obalał nie mniej niż połówkę. Teraz to już nie te lata. Chłopaki zrobili się jakieś wystraszone od czasu jak Adrian padł pod stół i został już tam na wieki wieków amen. Świeć panie nad jego duszą – pomyślał Zdzich. Ciekawe co tak Adriana ścięło, pewnie pękła mu jakaś żyłka w mózgu, albo zawał. Raczej zawał. Tak żyłka mu nie pękła, bo by krew poszła nosem, a nic takiego nie było. Zdzich dobrze pamięta, że nie było żadnej krwi. Nie ruszali go zanim nie przyjechało pogotowie. Bo można zaszkodzić. Lepiej się nie wtrancać.
-Nie mówi się „wtrancać” tylko „wtrącać”- pouczała go zawsze Dziunia.
-Ty, Dziunia nie bądź taki magister, dobra?- Zdzich zawsze wiedział jak żonę uspokoić w try miga. Dziunia była czarna owca w rodzinie. Wszystkie Pawlaki zrobili magistra, ale nie Dziunia. Nie zrobiła bo była zabawowa. No i nauka nie trzymała się głowy, to po drugie. A w ogóle to stare dzieje i nie ma co wspominać. Trzeba pojechać po kurczaki na te cholerne imieniny.
DUŻO-TANIO-WSZYSTKO! zawyła lalunia w tiwi. Kurde, to jest dobry pomysł. Pojadę do „WSZYSTKO”, to jest market jak się patrzy. W zeszły tygodniu rzucili kurczaki po trzy dwadzieścia za sztukę. Ludzie łamali sobie żebra. Nie było o co. Dziunia kupiła dwa, ale były takie bardziej przedwczorajsze. W razie co podsypie się „Napravki” i będzie git. Aha, no i browaru trzeba będzie chyba po pięć flaszek na chłopa. Dla dzieciaków coś by też trzeba? Co te gówniarze teraz lubiom? Kiedyś to orenżada była fajna, ale teraz to sobie chlają inne nowomodne wynalazki. Niech sobie chlają, najwyżej im blomy wypadnom i będą szczerbate. A zęby człowiekowi się przydają. Nie żeby do gryzienia. Dziunia wszystko długo gotuje i jest miękkie. Chodzi o to żeby było co zacisnąć w razie potrzeby, jak los człowiekowi chce w mordę dać. A on lubi walnąć. Los oczywiście. Zdzich wie. Bo go walnął parę razy. Zdzich chciałby mu oddać, bo lubi mieć rachunki uporządkowane na bieżąco. Hipoteka honorowa powinna być czysta. Czasem trzeba walnąć kogoś zastępczo. Czemu nie? Jak człowiek kogoś walnie w mordę zaraz się lepiej czuje, no inne ludzie go szanujom. Czasem nie trzeba zaraz w mordę. Można letko postraszyć. Zdzich lubi czasem doktorka jakiego postraszyć. A co? Płaciło się na te ubezpieczalnie czy nie? Strancali przy każdej wypłacie. Strancali, a właśnie, że strancali, ty Dziunia mnie nie poprawiaj, bo z tobą nie rozmawiam, tylko tak sobie sam wspominam. Za komuny to było żyć nie umierać. Człowiek miał uszanowanie od komuny lepsze niż od tej demokracji. Pieprzona demokracja! Za komuny to człowiek wiedział, że na skargie to najlepiej do partii. A teraz to trzeba się zdrowo nagłówkować. Do gazety – dobra można do gazety, ale której i jak się tam dostać? Raz Zdzich poszedł do jednej takiej gazety. A tam kurde pałac jak się patrzy. Burek na bramce stoi i szczeka: „Pan szanowny do kogo? Umówiony? A... nie umówiony..... a jak nie umówiony to redaktorzy nie przyjmują” – Zdzich mógł by mu dać w mordę, ale wtedy go opiszą, a rozchodzi się o to, żeby opisali tą kardiolog. Suka głupia. Zdzicha trzęsie na samo wspomnienie. Doktór stykowa, no znaczy ta od pierwszego styku, posłała Zdzich na jakąś kon... kontrol, nie jakoś oni inaczej na to mówiom. O cholera to jak do krzyżówki takie słowo. Zara, zara, minuta osiem , już mam: na konsultację. Posłała, to Zdzich poszedł. Czemu miałby nie pójść. Się przecież należy, składki na zus strancali, czy nie? Ty się Dziuna nie wtrancaj, będę mówił jak mi się podoba, chyba mamy demokrację nie? Walczyliśmy o nią, no nie o te kardiolog, tylko o demokrację. Więc Zdzich poszedł, a ta ledwie usiadł mówi „wyniki”! Jakie wyniki, ja tu tylko na konsultację, skąd niby mam wiedzieć, że wyniki są potrzebne, jak pani jest fachowiec to i bez wyników da pani sobie radę. A ta lalunia, że bez wyników to mnie tylko zbada, a konsultacji nie da. Niech sobie bada. Zdzichowi nie zależy. Oddychać, nie oddychać, takie tam bajery co każdy doktor gada. Zdzich to wszystko potrafi zrobić. Minuta osiem i koniec, proszę się ubrać. No to Zdzich się ubiera. Sweter przez głowę myk i podszedł do lustra żeby sobie przedziałek równo uczesać. Ledwie wyjął grzebyk z tylniej kieszeni spodni, co go zawsze tam nosi i włosy równo rozczesuje, a ta cała kardiolog się drze, jak Dziunia nie przymierzając, gdy Zdzich przyjdzie do domu trochę nawalony.
-A co to za salon fryzyjerski pan sobie w moim gabinecie urządza?
-Jaki salon? jaki salon? Przedziałek muszę sobie równy zrobić, chyba z poszarpanym przedziałkiem nie wyjdę, bo jeszcze ktoś pomyśli, że ja ...chi...chi.... – no nie... i Zdzich na samą myśl, że mógłby z tą kardiolog... no tego....bara...bara... dostał ataku śmiechu. Jak go taki atak złapie to musi swoje się wyśmiać. No i ta lalunia otworzyła drzwi i drze się jeszcze głośniej:
-Na korytarzu proszę sobie śmiechy urządzać, a nie w gabinecie u specjalisty!
Tego już było za dużo. Konsultacji nie dała, Zdzicha z gabinetu wygnała i jeszcze obśmiała przy innych co tam czekali. No to chciał ją do tej gazety podać, ale nie wyszło. Trzeba będzie do tiwi. Taki program jest, tylko jak on kurde się nazywa, po dzienniku zaraz nadają, „zero dziewięć”, nie, jakoś inaczej, „zgłoś coś”, „ty donosisz i o nic nie prosisz”, „my cię wysłuchamy”? Nie kurde jakoś inaczej, trzeba będzie zanotować jak podadzą po dzienniku. „Wiemy swoje” – no tak, wiemy swoje, Zdzich puknął się w czoło. Więc poszedł do tiwi, wysłuchali go i owszem, ale nie nadali w audycji. Tego już za wiele. Zadzwonię do redaktorka i mu wygarnę. Telefon trzeba mieć. Zapiszę po dzienniku, jak będą puszczali napisy. Kartka, ołówek, dobra ,zero, siedem i coś tam dalej. Zdzich stracił dwie godziny zanim dodzwonił się do samego końca, a tam kurde każą gadać do maszyny. Żadnego żywego człowieka. Wiedzą swoje, dlatego innych nie słuchają. Mądrale. No dobra, może trochę przestrzelone z tym telefonem. Nie o to się rozchodzi żeby do maszyny gadać.
Po piętnastym przyszedł rachunek za telefon. Pięć stów. Kurde dwie i pół stówki na te zero osiem. Co ja Dziuni powiem? Kurde, no co ja powiem Dziuni? Jak nic powie, ze dzwoniłem pod ten numer co to jest powyżej osiemnastu lat, tylko dla dorosłych. Zdzich wścieknął się mocno na tą całą tiwi, demokrację, kardiolog i stykową co go do niej wysłała. To tak ma być? O to walczyliśmy, Ty się Dziunia, nie wtrancaj, a własnie, że nie wtrancaj... O kurde, co to jest?
Poczuł ciemność przed oczami, nogi jak z waty, kompletny odlot. Biegł szybko pustym, białym korytarzem, który miał chyba ze sto kilometrów. Po obu stronach korytarza w otwartych drzwiach stali jacyś ludzie w białych koszulach szpitalnych, bez kapci, z gołymi nogami. Wszyscy mieli otwarte usta, a na wyciągniętych językach u każdego leżała tabletka aspiryny. Szwajcarskiej, oryginalnej. Od razu widać było, że to porządny lokal, nie żadne dziadostwo na ubezpieczalnię.
Zdzich niczego się nie bał. Przecież wszystkie wyniki miał prawidłowe. No co z tego, że zostawił je w domu?
@mimax2 / Krystyna Knypl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Diagnozowanie Nowego Wspaniałego Świata, odcinek pierwszy

  Krystyna Knypl Motto: Młodzi MYŚLĄ, że starzy są głupi, ale starzy WIEDZĄ, że młodzi są głupi. Agatha Christie , Morderstwo na ple...